Moim marzeniem jest:

Być mundurowym!

Adrian, 6 lat

Kategoria: być

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu

pierwsze spotkanie

2006-06-27

W słoneczne czwartkowe popołudnie odwiedziliśmy Adriana, naszego nowego marzyciela, który dzielnie stawia czoło ciężkiej chorobie - neuroblastomie IV stopnia. Adrian właśnie kilka dni temu skończył 6 lat, ale nie jedna osoba po rozmowie z chłopcem powiedziałaby, że posiada pomysłów i zainteresowań na klika lat więcej.

Naszego nowego marzyciela poznaliśmy pierwszy raz na pikniku w pobliskim Chludowie gdzie wraz z Wiesią mieliśmy przyjemność prezentować naszą działalność lokalnej społeczności. Wtedy to Adrian miał okazję poznać Fundację, a mama zgłosiła go do programu spełnienia marzeń. Nasza pierwsza wizyta była przez to łatwiejsza dla obu stron - chłopiec nie dziwił się, co to za ludzie z balonami w ręce ;) a my wiedzieliśmy, że jedziemy do niesamowicie towarzyskiego i wygadanego chłopaka.

W drzwiach przywitał nas Adrian z mamą, tatą i bratem i siostrą. Okazało się, że lodołamacz w postaci małego wózka widłowego był strzałem w dziesiątkę - jak sam nam zdradził bardzo lubi takim prawdziwym wózkiem wraz z tatą jeździć.

Kiedy udało się już oderwać chłopca od nowej zabawki Aneta przystąpiła do dyskretnego podpytywania o najskrytsze marzenia drzemiące w sercu Adriana. Okazuje się, że nawet na pozór śmiali chłopcy posiadają marzenia, które wolą wyrazić na papierze niż słownie. Na kartkach bloku technicznego pojawiły się zatem zarówno wieża Eifel'a symbolizująca marzenie odwiedzenie tego miejsca ale też i tajemnicza Bożena - koleżanka Adriana ze szpitala, której to chłopiec chciałby po prostu życzyć zdrowia. Zdecydowany numer jeden ku zdziwieniu wolontariuszy i rodziców otrzymała kartka przedstawiająca policjanta, żołnierza, strażaka i kierowcę rajdowego. Wystarczyło jedno nasze pytanie i już dowiedzieliśmy się, że Adrian marzy, aby choć na pewien czas zostać każdym z nich. Czy takie marzenia się spełniają? My wierzymy, że tak!

Niezmiernie radzi z wizyty u chłopca posiadającego tak wiele marzeń wróciliśmy do Poznania. Chcemy, czym prędzej sprawić, że marzenie się spełni a pozytywne emocje z tym związane wzmocnią na długo naszego dzielnego Adriana!

spełnienie marzenia

2009-03-19

Marzenia spełniają się nieoczekiwanie - tak może powiedzieć bohater tej historii, 6-letni Adrian. Niespodziewanie i na dodatek wszystkie jednego dnia! Jeśli nie wierzycie - posłuchajcie świadków tego zdarzenia!

Zaczęło się o godzinie 10, w środę 9 sierpnia. Z relacji mamy Adriana wynikało, że nikt nie przeczuwał, że będzie to wyjątkowy dzień - może oprócz ogólnego zdziwienia naszego marzyciela i jego rodzeństwa, że do Poznania wyrusza cała rodzina i to na dodatek w środku tygodnia. No, ale przecież są wakacje, więc i najróżniejsze rzeczy mogą się zdarzyć, jak choćby to, że wyjątkowo po wielu dniach deszczu zaczęło wreszcie świecić słońce. Jakby na zamówienie...

Jest godzina 10, Adrian idzie z całą rodziną ulicą Masztalarską, nawet nie wie, że w pobliżu pracują strażacy i właśnie tego dnia czekają na specjalnego gościa. Wyobraźcie sobie jakie było zdziwienie chłopca, gdy tuż po przekroczeniu bramy komendy zobaczył naszą kilkuosobową grupę z fundacyjnymi balonami, a na jego widok strażacy, ubrani w swoje "bojowe" stroje, stanęli na baczność! Odświętnie ubrany pan komendant włożył Adrianowi na głowę kask strażacki, tłumacząc że przecież strażak na służbie nie może chodzić bez kasku! W ten sposób chłopiec został przyjęty w poczet straży pożarnej. Był strasznie zaskoczony i onieśmielony (mama nie mogła poznać własnego syna!), ale bez żadnego oporu pozwalał się oprowadzać po remizie jednemu ze strażaków. Pomału oswajał się z tym, co się wokół niego dzieje - wsiadł za kierownicę wielkiego wozu strażackiego, obejrzał wyposażenie takiego pojazdu i jak podczas prawdziwej akcji trzymał w swoich rękach wąż strażacki oczywiście lejąc z niego wodą (przynajmniej został podlany trawnik!). Ale największą atrakcją była akcja ratunkowa Misia, którego Adrian zdejmował z balkonu za pomocą specjalnie rozkładanej drabiny! Po tym wyczynie małego bohatera "dopadł" tłum dziennikarzy z kamerami i mikrofonami - na pytanie czy się bał tak wysoko wjechać drabiną Adrian dziarsko odpowiadał, że nie.

Na dowód tego bohaterskiego czynu pan komendant wręczył Adrianowi dyplom Honorowego Najmłodszego Strażaka oraz podarował mu złoty kask - to zapewne prestiżowe odznaczenie strażackie. Oczywiście Misio też powędrował w ręce dzielnego strażaka.

Najwidoczniej Adrian odczuwał pełen niedosyt wrażeń, bo gdy pan strażak poinformował go, że drabina, za pomocą której zdejmował Misia ma długość 30 metrów, to zażyczył sobie, aby mu pokazać te 30 metrów oczywiście z nim na tej drabinie (czyli w specjalnym koszu!). Nie wierzyliśmy własnym oczom, że taki malec (6latek!), w towarzystwie bądź co bądź obcego mężczyzny znika nam gdzieś wysoko... Zapewne, gdyby drabina miała 100 metrów, też by chciał to zobaczyć!

Adrian tak naprawdę odzyskał cały swój animusz po wyjściu od strażaków - przez cały czas pobytu w jednostce oswajał się z sytuacją, że wszystko kręci się wokół niego, że kilka osób naraz robi mu zdjęcia, kamery śledzą jego ruch, a dziennikarze podtykając mikrofony zadają mu pytania. Przecież czegoś takiego jeszcze nie doświadczył! I mimo że robił to pierwszy raz zachowywał się jak prawdziwy gwiazdor!

Aby trochę ochłonąć zaproponowaliśmy naszemu bohaterowi lody i spacer po Starym Rynku, bo przecież nie codziennie bywa w Poznaniu. I na tym dzień wrażeń niby miał się zakończyć.

Jednak jakimś dziwnym trafem (!) zamiast do domu, jadąc cały czas za nami, tata Adriana dojechał pod bramę Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych. Tam czekał na nas kapitan Tomasz Szulejko, który z Adrianem przywitał się w dość specyficzny sposób - jak równy z równym przybili sobie tzw. piątkę i jak najlepsi kumple już dalej razem przemierzali jednostkę. Adrian, który przecież chciał zostać żołnierzem, dostał od kapitana wspaniały prezent - prawdziwy wojskowy beret z orzełkiem, prezentował się w nim rewelacyjnie!

Pierwszym miejscem, do którego udaliśmy się, było Muzeum Broni Pancernej. Nasz mały żołnierz zobaczył zabytkowe czołgi (nawet zwiedził wnętrze jednego z nich), samochody wojskowe oraz limuzyny wożące niegdysiejsze głowy państwa. Dodatkowym przeżyciem była możliwość poznania jednego z "bohaterów" serialu "Czterej pancerni i pies", czyli samego "Rudego 102" (choć była to raczej atrakcja dla nas - pokolenia, które kilkakrotnie miało okazję śledzić losy załogi "Rudego";).

Żaden żołnierz nie może obyć się bez rynsztunku. Dlatego też Adrian miał przyjemność potrzymania takiej broni jaką tylko chciał. Nie odstraszyła go nawet waga niektórych z karabinów. Dzielnie przymierzał się do kałasznikowa, radzieckiej pepeszy, pistoletów, także takich jakimi posługiwał się sam Hans Kloss.

Po tej i tak dużej dawce wrażeń miało nastąpić coś, na co Adrian na pewno najbardziej liczył. Kapitan Szulejko zaprowadził go do wojskowych garaży i pokazał jeden z najnowocześniejszych czołgów - "Leoparda". Pancerniak, pan Janek, wyjechał czołgiem na plac, aby Adrian mógł wejść do środka. Silnik czołgu ryczał przeraźliwie, ale to Adriana nie odstraszało - co chwilę pokazywał się we włazie i przekazywał mamie informacje, które usłyszał od pana Janka, a to, że czołg ma moc 1500 koni mechanicznych, jak również komentował jak jest w środku! Oczy Adriana z emocji były wielkie jak talerze!

Nikt nie spodziewał się tego co miało wkrótce nastąpić - czołg z panem Jankiem, Adrianem i jego tatą w środku nagle ruszył, wznosząc tumany kurzu i rycząc jeszcze potężniej. To nie była zwykła "przejażdżka", start był tak imponujący, jakby załoga brała udział w jakimś wyścigu! Oni pędzili, przygazowywali i na dodatek radośnie trąbili! Później pan kapitan powiedział, że taki Leopard może rozwinąć prędkość do 100 km/h!

Bo tak brawurowej jeździe na najmłodszego czołgistę czekały ekipy telewizyjne, a dziennikarze tłoczyli się, aby przeprowadzić z nim wywiad! Przyszli nawet żołnierze służący w jednostce, aby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z Adrianem i Leopardem!

Spod wojskowych garaży przeszliśmy pod pomnik Stefana Czarnieckiego, gdzie rozegrała się chyba najbardziej wzruszająca scena. Adrian wyprostowany jak struna stał obok kapitana Szulejko i jak prawdziwy dowódca pozdrawiał swój oddział okrzykiem "Czołem żołnierze!"- w odpowiedzi z kilkudziesięciu gardeł żołnierzy, stojących na baczność przed chłopcem odezwał się okrzyk "Czołem panie Adrianie!" Po komendzie "Spocznij!" przedstawiciele plutonu wręczyli marzycielowi Certyfikat Najdzielniejszego Honorowego Czołgisty Wojska Polskiego, a kapitan Szulejko uzupełnił jego wyposażenie o wojskową smycz i pochewkę na telefon. Adrian cały czas salutując odebrał defiladę - Ci żołnierze maszerowali wyłącznie dla niego!

Ciężka służba w wojsku wymaga regeneracji sił. Kapitan Szulejko zaprosił wszystkich na typowy żołnierski obiad. Pięknie nakryty stół onieśmielił wszystkich, ale chyba jeszcze bardziej porcje jakimi nas uraczono. No, ale w końcu prawdziwy żołnierz zjada dziennie 5000 kalorii. Nie przekonało to jednak Adriana, który poprzestał na surówce z marchewki.

W końcu nadszedł czas pożegnania. Żal było rozstawać się z jednostką wojskową. Jednak i na to kapitan Szulejko miał rozwiązanie. Podarował swojemu młodszemu koledze model czołgu, dokładnie taki sam jakim jeszcze pół godziny temu jechał. Potem przybicie piątki i wyrażenie nadziei ponownego spotkania. Adrian spokojnie przekroczył bramę CSWL nie spodziewając się zupełnie, że za nią czeka go kolejna niespodzianka...

Trzeba było widzieć oczy Adriana, kiedy tuż za bramą jednostki wojskowej zobaczył dwóch policjantów, w czarnych mundurach jednostki antyterrorystycznej, stojących przy samochodzie terenowym - chłopiec odgadł, że to nie koniec atrakcji i z pewnością ci panowie czekają właśnie na niego! Bez wahania wsiadł do ich samochodu, nie patrząc ani na mamę ani na tatę (do policyjnego auta wsiedli także brat i siostra). I ruszyliśmy za Adrianem, który raczej nie zdawał sobie sprawy, co go jeszcze spotka tego dnia.

Tymczasem na terenie Jednostki Antyterrorystycznej Policji wszystko było dopięte na ostatni guzik - policjanci, ekipy telewizyjne, dziennikarze - wszyscy czekali na przyjazd strażako-żołnierzo-policjanta w jednej osobie. Pierwszą atrakcją był pokaz rozbrajania ładunku wybuchowego z wykorzystaniem specjalnego, zdalnie sterowanego robota. Adrian z uwagą patrzył na całą operację i był niezwykle szczęśliwy, gdy już po rozbrojeniu bomby pan policjant pozwolił mu samodzielnie sterować robotem. To chyba lepsza zabawa od kierowania samochodzikiem na radio! W powietrzu wyczuwało się, że antyterroryści mają dla chłopca jakąś wielką niespodziankę... I jakże mogło być inaczej - zainscenizowali scenę najpierw porwania Adriana i jego mamy, a później brawurową akcję odbicia ich z ziemi i powietrza przez specjalną ekipę! Towarzyszyły temu straszne huki, wystrzały... Ale po kolei.

Mama, wtajemniczona w plan, na chwilę odeszła z Adrianem na bok. Nagle, z piskiem opon, drogę zajechał im ciemny bus, z którego wyskoczył uzbrojony bandyta-porywacz w kominiarce. Był groźny, krzyczał, że to porwanie i kazał Adrianowi i mamie wsiąść do samochodu. Oddał też kilka strzałów, przez co zrobiło się prawdziwe zamieszanie. Porywacze odjechali w kierunku opustoszałej fabryki, do której wprowadzili zakładników. Mama, uprzedzona o całej akcji, założyła Adrianowi i sobie specjalne nauszniki. Po chwili fabrykę zaczęły szturmować dwa oddziały antyterrorystów - głównym wejściem i z dachu, zsuwają się po linach i zdobywając obiekt przez okna.

Wszyscy z zapartym tchem śledziliśmy akcję, czekając na jej rozwój - nagle w środku rozległy się strzały, słychać było krzyki i po chwili zobaczyliśmy jak przez okno jeden z policjantów spuszcza się po linie z przypiętym do niego Adrianem. Zakładnicy zostali odbici!!!

Za swoją odważną postawę Adrian dostał od brygady pięknie oprawione odznaki policyjne, a panowie policjanci zrobili sobie pamiątkowe zdjęcie - widać nie co dzień mają możliwość spotkania takiego bohatera!

Co za dzień - Adrian do godziny 15 został już strażakiem, żołnierzem i policjantem. Ale to nie koniec - przecież chciał także zostać kierowcą rajdowym! Po tylu przeżyciach chyba jednak nie spodziewał się, że zamiast prosto do domu przyjedzie jeszcze na Tor Poznań. Tam czekała już na niego specjalna ekipa - pani Hania, kierowca rajdowy, zrobiła z Adrianem kilka okrążeń po torze swoim rajdowym cinqucento! Adrian nie wierzył, że samochód wyścigowy może prowadzić kobieta!!! Z tej swojej niewiary kierownictwo Toru "zafundowało" mu jeszcze dodatkowe okrążenia Volkswagenem Golfem z panem kierowcą! Adrian był naprawdę szczęśliwy!

Podziwialiśmy go za energię, ciekawość, otwartość, odwagę i siły. To było dla nas wielkie wydarzenie móc uczestniczyć w realizacji poczwórnego marzenia.

Dziękujemy:
Komendzie Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej; Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych; Jednostce Antyterrorystycznej/ Wydział Prewencji KWP; pani Hani Sobocie oraz kierownictwu Toru Poznań za wielkie serce, zaangażowanie i wiarę w marzenia!

Relacja na stronie Radia Merkury
Tu można posłuchać (z Radia Merkury)!
Relacja w Gazecie Wyborczej
A tu obejrzeć relacje TV!