Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2005-05-28
Jest piątkowy, typowo wiosenny ranek, czekam przed szpitalem,gdzie mam się spotkać z pozostałymi wolontariuszami, a w głowie cały czas krążą mi niespokone myśli, czy na pewno dam sobie radę. Po chwili przychodzą Monika i Piotr "Czarny", już doświadczeni wolontariusze i moje zdenerwowanie odchodzi na dalszy plan. Całą trojką udajemy sie do szpitala, gdzie kolejny marzyciel właśnie jest dializowany.
Mateusz, 18-latek z Małego Kaczyńca ma ostrą niewydolność nerek. Kiedy wchodzimy do sali, Mateusz właśnie śpi. Budzimy go, początkowo jest troche zaspany, ale szybko się ożywia, kiedy Monika wręcza mu "lodołamacze", książki: trochę fantastyki i jedną o koniach. Chłopak okazuje się przesympatyczny, bardzo kontaktowy. Rozmawiamy o wszystkim, rodzinie, filmach, książkach, koniu Mateusza... Nawet nie zauważam kiedy mija półtorej godziny i musimy się pożegnać. Jeszcze tylko zapowiedź kolejnego spotkania i idziemy.
Był to naprawdę wspaniały dzień, dla mnie pełen nowych wrażeń i doświadczń, które zapamiętam na pewno na długo.
Od tego czasu odwiedziliśmy Mateusza jeszcze dwa razy. Tak jak za pierwszym razem było naprawdę wspaniale, a co ważniejsze poznaliśmy marzenie Mateusza. Okazało się, że jest związane z jego zainteresowaniami i jest to wyjazd go Holandii, aby zobaczyć, przede wszystkim, nowoczesne holenderskie gospodarstwo. Teraz pozostaje tylko wziąć sie do pracy by jak najszybciej spełnić to marzenie.
inne
2005-08-01
Holenderska przygoda Mateusza zaczeła się, kiedy w piątek bladym świtem odebrałam go z pracowni dializ.
Potem były dwa ekscytujące loty samolotem, które Mateusz śledził z nosem przyklejonym do szyby i wreszcie powitanie na lotnisku Schipol w Amsterdamie przez naszego holenderskiego Anioła Stróża i dobroczyńce Iwone Bakker, osobę o wielkim sercu i pięknym uśmiechu. Zawiozła nas do hotelu w Alsmere, gdzie spotkał się z nami nasz drugi holenderski Anioł Stróż i dobroczyńca Dick Venema człowiek pełen pozytywnej energii, którą zaraża wszystkich wokół.
Przy śniadaniu dziennikarz z lokalnej gazety przeprowadził z Mateuszem wywiad. A potem nasi holenderscy opiekunowie zabrali nas na farmy w okolicach miasta Almere. Mateusz zwiedził dwa zupełnie różne gospodarstwa, jedno bardzo nowoczesne, w którym zaledwie dwóch rolników hoduje 200 krów oraz drugie mniejsze i trochę bardziej tradycyjne, gdzie gospodarz trzyma 70 krów. Taki wybór gospodarstw najlepiej pokazał, jak różnorodne jest rolnictwo w Holandii. Mateusz był bardzo zafascynowany modernizacją i komputeryzacją w pierwszym gospodarstwie, więc zrobił dokladną "dokumentację" tej wizyty na swojej kamerze video. Na drugiej farmie zachwyciły go wielkie i małe maszyny pomagające w hodowli, ale również gołębie, które hoduje syn gospodarza. Wieczorem zostaliśmy zaproszeni na uroczystą i bardzo smaczną kolację przez naszych Aniłów Stróżów Iwone i Dicka. Następnego dnia naszym przewodnikiem po Holandii został Herman Lammers kolejny dobry duch tej wyprawy.
Mateusz zdecydował, że najbardziej chciałby zobaczyć park rozrywki Walibi World. Szalał na wszystkich najbardziej niezwykłych roller coasterach, karuzelach i najdziwniejszych maszynach. Od samego patrzenia na szybkość, wysokość, liczby obrotów i zawieszeń do góry nogami kreciło się w głowie, ale Mateusz z każdej kolejnej atrakcji schodził z coraz większym uśmiechem i coraz silniejszym błyskiem w oku. Potem odwiedziliśmy delfinarium, gdzie Mateusz obejrzał różne morskie stwory (lwy morskie, foki, płaszczki, małe rekiny) i pokaz igraszek delfinów. Wieczorem dotarliśmy do Amsterdamu, poplyneliśmy małym statkiem na zwiedzanie słynnych kanalów i starego miasta, potem poszliśmy na spacer do placu Dam. Mateusz był bardzo szczęśliwy, kiedy w sklepach z pamiątkami dla turystów kupił sobie bluzę z herbem, flagą i wielkim, pomarańczowym napisem HOLLAND, kubek z herbem Amsterdamu i smycz z napisem ME IN AMSTERDAM.
Z Amsterdamu przed 12 w nocy odebrali nas Iwona i Dick. Potem wspólnie zjedliśmy kolację u Dicka, zdając relację z tego, jak intensywnie spedziliśmy ten dzień. Mateusz i jego tata zaprosili naszych holenderskich przyjaciół do Polski. Mateusz dostał też worek prezentów, które dla jego sióstr, brata i mamy przygotowała Iwona. Następnego dnia rano musieliśmy się już pożegnać z naszymi dobroczyńcami, wylatywaliśmy do Warszawy.
Z pomocą Iwony i Dicka udało nam się spełnić marzenie Mateusza. Z całego serca dziękujmy za dobroć, wrażliwość i przekazanie pozytywnej energii, która jak myślę, napełniła naszego wspaniałego Marzyciela nadzieja.