Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2005-05-09
Na spotkanie z Kubą umówiłyśmy się w szpitalu, dokąd co drugi dzień przyjeżdża on z mamą na dializy. Po początkowych problemach organizacyjnych i niecierpliwym oczekiwaniu na możliwość wejścia na oddział, wreszcie zobaczyłyśmy naszego Marzyciela- 9-letniego chłopca siedzącego po turecku na szpitalnym łóżku. Kubuś wcale nie okazał zmieszania wizytą czterech obcych osób, wręcz przeciwnie, przywitał nas rozbrajającym uśmiechem, który już do końca spotkania gościł na jego buźce.
Uśmiech stał się jeszcze bardziej promienny, gdy wręczyłyśmy mu lodołamacz. Chłopiec trochę nas zaskoczył stwierdzeniem, że otworzy go dopiero po naszym wyjściu, bo lubi niespodzianki. Musiałyśmy użyć wszystkich naszych umiejętności, by przekonać go do otwarcia choć jednego z trzech prezentów. Przy drugim namowy trwały znacznie krócej, a trzeci rozpakował zanim zdżyłyśmy się zorientowa. Okazało się, że wszystkie prezenty (2 książeczki i gra strategiczna) były strzałem w dziesiątkę, gdyż Kubuś lubi zarówno czytać (byle nie lektury szkolne) jak i grać na komputerze.
Z Kubą można by było rozmawiać bez końca (nie wiedziałam, że 9-letnie dziecko może być takie mądre i znać się na tylu rzeczach), ale w końcu postanowiłyśmy przystąpić do poznania jego marzenia. Chłopcu bardzo spodobał się pomysł rysowania i od razu namalował nam pięknego żółtego PackMana (bohatera gry komputerowej). Kiedy zasugerowałyśmy mu, by narysował nam swoje marzenie, prawie natychmiast na kartce pojawił się samolot. Chłopiec zdradził nam, że jeszcze nigdy nie latał i właśnie o tym marzy. Spytany, czy nie bałby się, odpowiedział bez wahania, że nie. Zdradził nam za to, że jego mama na pewno by się bała! Z poznaniem marzenia awaryjnego miałyśmy już więcej trudności. Marzyciel długo się zastanawiał, zanim powiedział, że chciałby otrzymać grę, w której Różowa Pantera szuka skarbu. Narysowanie pantery nie jest wcale takie łatwe, więc Kubuś ograniczył się do namalowania pudełka gry z różowym napisem Pantera.
Choć poznałyśmy już marzenia Kuby, wcale nie miałyśmy ochoty się z nim rozstawać. Spędziłyśmy więc jeszcze trochę czasu z nim, a pózniej też z jego mamą. Atmosfera była niezwykle ciepła i pogodna. Bardzo się zdziwiłyśmy, gdy mama Marzyciela powiedziała nam, że chłopiec denerwował się przed naszym przyjściem i bardzo tę wizytę przeżywał.
Jeszcze długo po wyjściu ze szpitala miałyśmy przed oczami pogodną twarz Kuby. Myślę, że w każdej z nas zrodziło się takie samo marzenie - spełnić marzenie tego cudownego chłopca.
spełnienie marzenia
2005-06-01
1 czerwca - dzień wyjątkowy z kilku względów: Międzynarodowy Dzień Dziecka, Mecz Charytatywny organizowany przez FMM, a w końcu dzień spełnienia marzenia naszego wyjątkowego marzyciela - Jakuba, który dodatkowo obchodził w ten dzień swoje imieninki. I chyba już teraz nikt się nie dziwi, że całe nasze spotkanie z Kubą było magiczne.
Wycieczkę rozpoczęliśmy od zwiedzenia wieży kontroli ruchu lotniczego oraz lotniskowej straży pożarnej przy poznańskiej Ławicy. Widok z wieży zrobił duże wrażenie na naszym marzycielu, który przy okazji przetestował fotel na stanowisku operacyjnym kontrolera ruchu lotniczego. Następnie zwartą grupą, wraz z rodzicami Jakuba i wspierającą nas na duchu pielęgniarką, zeszliśmy na płytę lotniska. Tu czekał na nas profesjonalnie przygotowany strażak i ogromny wóz strażacki - Barakuda. Nasz marzyciel okazał się być mniejszy od koła tej bestii, pomimo wszystko dzielnie stawił czoła czekającym go wyzwaniom i poczuł się przez chwilę prawdziwym wojownikiem ognia - z rękawicami, kaskiem i kurtką ochronną.
Napięcie rosło z każdą chwilą, gdyż każdy z nas wiedział, iż najważniejsze wydarzenie tego popołudnia dopiero przed nami. Wraz z opiekunem naszej wycieczki- przemiłym i bardzo dobrze zorganizowanym dyżurnym portu - panem Eugeniuszem - udaliśmy się do nowego terminala, aby odprawić się przed lotem. Dostaliśmy informację, że samolot już czeka. Pierwsze słowa Kuby po ujrzeniu naszego samolotu AN2 były: "Jaki fajny, żółto - niebieski, podoba mi się!" Mama Marzyciela miała w sobie mniej entuzjazmu, ale to tylko dlatego, że obawiała się lotu troszkę bardziej niż Kuba.
Powitał nas pilot - najlepszy jakiego mogliśmy sobie wyobrazić - dyrektor Aeroklubu Poznańskiego - Piotr Haberland. Wszyscy zajęli miejsca i wieża kontroli lotów dała zgodę na start. Kuba na początku zajął miejsce pośród nas wszystkich... Ale to tylko na początku. Chwilkę po oderwaniu się samolotu od ziemi, Kuba przeniósł się do.... kabiny pilotów! Tego się nikt z nas nie spodziewał. Radość wolontariuszek była chyba nie mniejsza niż Jakuba. Zwłaszcza, że ten wyglądał bardzo profesjonalnie za sterami samolotu...
Polecieliśmy nad stadion, na którym odbywał się mecz charytatywny Lech Poznań - Przyjaciele Fundacji. Wszyscy już na nas czekali. Przerwano pierwszą połowę, aby każdy mógł pomachać naszemu Marzycielowi!!! Niesamowite wrażenie, zwłaszcza że podczas drugiego okrążenia nad stadionem przelecieliśmy bardzo nisko...
Wszystko co dobre, jednak szybko się kończy i nasz lot dobiegł do końca. Kuba po wyjściu z samolotu wydawał się bardzo szczęśliwy. Nasz Marzyciel otrzymał kilka dodatkowych prezentów, z których najważniejszy był chyba ten, który otrzymał od samego pilota. Dzień, tak pełen wrażeń, dobiegł końca. A Jakub zasnął w drodze do rodzinnego Jarocina. Każdy z nas zapamięta ten dzień, podczas którego spełniły się marzenia nas wszystkich... a w szczególności Kuby.