Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie - poznanie marzenia
2019-01-19
Po przekroczeniu progu domu naszego Marzyciela zostałyśmy przywitane z wielką uprzejmością. Mimo nieśmiałości małego Maksia wyczuliśmy jego ekscytację na nasz przyjazd, ponieważ wiedział, że czekają go same przyjemności.
W ramach lodołamacza podarowaliśmy chłopcu zestaw ciastoliny, który zajął miejsce na półce wśród całego szeregu różnych kolekcji oraz ogromnego misia maskotkę.
Po obdarowaniu małego Marzyciela i zapoznaniu się, wspólnie zasiedliśmy do rozmowy podczas, której dowiedziałyśmy się o zainteresowaniach Maksia. Jego oczkiem w głowie okazała się postać z ulubionej bajki "Świnki Peppy". Przy okazji rozmowy o marzeniach miałyśmy okazję zobaczyć dorobek podobizn Peppy wzbogacony o domki i wszelkie dodatki z jej bajkowego miasteczka.
Gdy nasz marzyciel poczuł się śmielej poprosiłyśmy go o narysowanie jego marzeń. Pisaki poszły w ruch, a na kartce zaczęło powstawać małe arcydzieło. Twórca obrazków tuż po dostarczeniu nam świeżo narysowanych marzeń miał za zadanie trochę o nich opowiedzieć. Dowiedziałyśmy się, że największym pragnieniem Maksia jest zobaczenie największego miasteczka Świnki Peppy. Owe miejsce znajduje się w Parku Paultons w Brytyjskim mieście Romsey. Zabawa i przeżycia, których mógłby doświadczyć czteroletni Maksymilian byłoby dla niego spełnieniem marzeń!
Wierzymy, że tak wielki fan będzie miał okazję doświadczyć bajkowych wrażeń związanych z ulubioną "Świnką Peppą". Życzymy Maksiowi SPEŁNIENIA MARZEŃ!
spełnienie marzenia
2019-09-16
Zapewne każdemu z nas zdarzyło się przeżywać tą ekscytację przed wyjazdem do odległego miejsca. Walizki zapakowane, najważniejsze miejsca zapamiętane i w drogę! Wyobraźcie więc sobie, jakie emocje musiały towarzyszyć naszemu kochanemu małemu Maksiowi, który razem z mamą czekał na odlot samolotu do Londynu. Wreszcie nadszedł ten cudowny moment, kiedy to Maksiu sięga gwiazd i spełnia swoje marzenie.
Podróż była bardzo przyjemna. Lot opóźniony, ale Maksiu uwielbia latać i obserwować świat z wysokości, dlatego nie stanowiło to dla niego zbyt dużej niedogodności. Z lotniska odebrał nas przesympatyczny Pan Maciej i zawiózł do hotelu. Razem z mamą chłopca i Panem Maciejem opowiadaliśmy sobie nasze podróżnicze przygody, a Maksiu w tym czasie zajadał się bagietką. Obserwując widoki za oknem zapewne poczuł ten angielski klimat.
Do hotelu w Southampton dojechaliśmy bardzo szybko, pomimo to byliśmy dosyć wyczerpani. Obsłużeni przez Panią w recepcji pobiegliśmy czym prędzej do naszych wygodnych łóżek. W końcu trzeba było naładować baterie przed tym niezwykłym dniem.
Następnego dnia bardzo wcześnie rano czekałam, aż Maksiu wyjdzie razem z mamą ze swojego pokoju. Bałam się, czy chłopiec na pewno miał dobrą noc. Niepotrzebne były bynajmniej moje obawy, bo prędko zobaczyłam gotowego na przygodę Maksia, ubranego oczywiście w koszulkę z wizerunkiem świnki Peppy.
Po śniadaniu udaliśmy się taksówką bezpośrednio do parku. Ogrom kompleksu przyznam się szczerze bardzo mnie zadziwił. Kolejki górskie wzbijały aż do chmur, ale oczywiście nam w głowie był tylko Śwat Świnki Peppy. Chłopiec na początku był troszkę nieśmiały i nie rozmawiał ze mną zbyt chętnie. Na większe narady z mamą chodził do toalety, gdzie rozprawiali o swoich sekretach. Nie zajęło mu jednak długo jak się do mnie przekonał i zostałam Jego kolejną ciocią. Ciocia dowiedziała się, że Maksiu przed wyjazdem powiedział, że marzenie będzie spełnione tylko wtedy, gdy zaliczy wszystkie atrakcje. Dlatego razem z mamą dołożyłyśmy wszelkich starań, aby tego dokonać. I się udało! Maksiu jeździł autem dziadka świnki Peppy oraz na dinozaurach George’a, prowadził pociąg królowej i oczywiście przybił pionę z samą Świnką Peppą. Diabelskie młyny, pojazdy wodne, atrakcji był cały ogrom. Nie zapomnieliśmy o pamiątkowych zdjęciach i odwiedzeniu sklepu z zabawkami, na co Maksiu bardzo wyczekiwał, bo kto, jak to, ale Maksiu uwielbia zakupy!
Może nie każdy jest w stanie to zrozumieć, ale spełnianie marzeń ma naprawdę magiczną moc. Uświadomiłam sobie, jak silna moc to jest, gdy zobaczyłam uśmiech na twarzy Maksia. Ten skromny, uroczy chłopiec odkrywał kolejne zakątki parku i nie sposób było nie dostrzec tej delikatnej radości na Jego twarzyczce. Aż serducho się cieplejsze robi na taki widok.
Chłopiec zajadał się co chwilę swoimi ulubionymi ciachami, dlatego na koniec dnia, zabraliśmy Maksia na pożywny obiadek do hotelowej restauracji, gdzie otrzymał dyplom spełnionego marzenia.
Następnego dzionka znowu zobaczyliśmy się z Panem Maciejem, z którym się dostaliśmy do naszego odrzutowca i w mgnieniu oka byliśmy w Warszawie, gdzie na Maksia i mamę czekał już tata chłopca. Rozstanie było ciężkie. Nie dlatego, że zakończyliśmy naszą podróż. Być może kolejnym marzeniem Maksia będzie ponownie podróż, a więc jeszcze nie jedną odbędzie. Rozstanie było ciężkie, bo tak bardzo polubiłam tego uroczego blondaska, który na koniec mi przybił pionę i który potem opowiadał wszystkim w rodzinie jaką cudowną przygodę przeżył.
Dla mnie, jako wolontariusza, było to pierwsze marzenie wyjazdowe. I jestem przeszczęśliwa, że to Maksiu mógł być moim marzycielem. Wszystkim wolontariuszom życzę takich cudownych marzycieli i takich wspaniałych marzeń!
Maksiu kochany, sięgaj gwiazd jeszcze wyżej niż nasz odrzutowiec.