Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2005-01-01
Mateusza odwiedziłyśmy w czwartkowe, lipcowe popołudnie w jego domu we Wrześni. Cała rodzina czekała z niecierpliwością na to spotkanie. Mateusz cierpi na dystrofię mięśniową. Jest pogodnym, 17-letnim chłopcem, szybko nawiązałyśmy z nim kontakt i rozmowa przebiegała w sympatycznej atmosferze.
Jadąc do Wrześni wiedziałyśmy, że Mateusz interesuje się sztuką i maluje. Mateusz pokazał nam swoje prace, to co zobaczyłyśmy przerosło nasze wszelkie wyobrażenia. Każdy kolejny obraz wywoływał w nas wielki podziw dla jego talentu, a sam Mateusz tylko uśmiechał się skromnie. Praca nad każdym obrazem wymaga od niego wiele wysiłku, czasami musi poświęcić aż miesiąc, by powstało tak piękne "dzieło". Rodzice i brat są bardzo dumni z Mateusza. Jego prace były pokazywane na wystawach i są znane wśród mieszkańców Wrześni.
Mateusz z wielką pasja opowiadał nam o swoich zainteresowaniach, dlatego też nie było dla nas zaskoczeniem gdy wypowiedział swoje marzenie. Jest nim wyjazd do Włoch. Chciałby zobaczyć największe zabytki włoskiej architektury, aby później móc uwiecznić je na swoich obrazach.
spełnienie marzenia
2005-04-11
1 dzień - wyjazd do Włoch W poniedziałkowy ranek obudziło nas piękne słoneczko. Oznaczało to tylko jedno... wszystko musi się udać!
Po Mateusza i jego rodzinę przyjechaliśmy wydawałoby się dużym samochodem, ale ilość bagaży, którą zobaczyliśmy w drzwiach przeraziła nas totalnie. No tak... ale w taką podróż nie można spakować się w jedną walizkę. Pierwsze wielkie zadanie przed nami: zmieścić wszystko i wszystkich w jednym samochodzie!!! ... Misternie utkane walizki zajmowały każdą wolną przestrzeń. Ale udało się... zresztą nie mogło być inaczej ;-)
Pamiętam doskonale pierwsze "powitalne" zdanie Mateusza... "by skutecznie zapobiegać chorobie lokomocyjnej należy... zakleić pępek" ;-) A nasz Mateo chyba to zrobił, bo podróż przebiegła nadzwyczaj spokojnie. Po drodze jeden przystanek na kawkę i ciasteczko, no i papierosa, bo niestety w naszej ekipie znalazł się nałogowy palacz ;-)
Na lotnisku odprawieni zostaliśmy jako pierwszi (w końcu niezwykli z nas podróżnicy); Mateusz przetransportowany został na pokład specjalna windą; zajęcie miejsc... zapięcie pasów i start!!! Siedząc za Mateo nie mogłam dostrzec jego przerażonej miny... wierzę jednak, że taka była, bo dreszczyk emocji przeszył każdego.
Kilka minut po starcie z głośników na pokładzie samolotu dobiegł nas głos stewardessy... "Szanowni Państwo! Jest wsród nas chłopiec, który leci do Włoch spełnić swoje marzenie! Mateuszu - życzymy Ci wspaniałego pobytu!"
Na lotnisku w Ciampino czekał już na nas Darek - wolontariusz z Domu Pielgrzyma Polskiego. Przetransportował nas na miejsce, gdzie starczyło nam sił tylko na kolacyjkę, wieczorną toaletę i .... zamknięcie powiek.
2 dzień - Rzym Nie potrafię osądzić czy to szczęśliwy czy nieszczęśliwy zbieg okoliczności, ale nasz pobyt w Rzymie zbiegł się ze śmiercią Papieża. Jedno jest pewne... uczestniliśmy w historycznym wydarzeniu i nie mogliśmy nie pójść pożegnać się z Ojcem Świętym. Nie straszne były nam ogromne tłumy ludzi, przeraźliwie długa kolejka pielgrzymów... Spakowaliśmy wszystko co potrzebne w plecak i ruszyliśmy....
Dzięki uprzejmości włoskich strażników udało nam się wejść w kolejkę w połowie jej długości, z której zresztą po kilku metrach zostaliśmy wyprowadzeni.... na trasę dla służb porządkowych i karetek pogotowia, ne której oprócz nas nie było nikogo ;-) Zastanawiam się co bardziej nam pomogło... czy fakt, że Mateusz porusza się na wózku inwalidzkim czy urok osobisty mamy Mateusza ;-)
Przemarsz pod Bazylikę zajął nam nie więcej niż 30 minut, co w porównaniu z kilkunastogodzinnym wyczekiwaniem pozostałych pielgrzymów było niezwykłym szczęściem. Na placu św. Piotra i w Bazylice panowała niezwykla atmosfera... nikt z nas nic nie mówił... nikt nie wiedział co powino się powiedzieć w takim miejscu i w takim czasie. Każdy z nas w zupełnej ciszy i skupieniu pożegnał się z Janem Pawłem II...
Po opuszczeniu Bazyliki przyszedł czas na zwiedzanie Rzymu... Jako osoba, która nigdy nie miała okazji zwiedzać tego ogromnego miasta zwróciłam sie o pomoc do sióstr z Domu Pielgrzyma Polskiego, by towarzyszyły nam w tej wędrówce. Niestety ogrom obowiązków nie pozwolił im na to... Wzięłam więc do ręki plan miasta poprosiłam strażnika, by mnie na nim zlokalizował, Mateusza by zaznaczył miejsca, które chce zobaczyć i ... ruszyliśmy!
Wśrod czasami aż przerażającej liczy pielgrzymów musieliśmy na siebie bardzo uważać, by sie nie zgubić. Minęliśmy Zamek św. Anioła, most św. Anioła, Piazza Navona z piękną Fontanną Czterech Rzek, by dotrzeć do Panteonu, którego nienaruszona wspaniałość jest najlepszym przybliżonym obrazem dawnego Rzymu. Dalej pokonując pieszo wspaniałe uliczki Rzymu dotarliśmy do Koloseum. Jego wielkość i doniosłość i majestatyczny wygląd zaparły nam dech w piersiach. Te wspaniałe mury naprawdę przypominają słynną przepowiednię: "jak długo będzie stało Koloseum, tak długo będzie Rzym, gdy Koloseum upadnie, upadnie Rzym, a kiedy upadnie Rzym, upadnie świat"...
Dzień zaczynał dobiegać końca, a my musieliśmy dostać się spod Koloseum do Domu Pielgrzyma Polskiego, by stamtąd popędzić na dworzec i pomknąć do księdza Zbyszka do Poggio...
3 dzień - Asyż, 4 dzień - Wodospad Marmore , 5 dzień - podróż do Florencji , 6 dzień - zwiedzanie Florencji , 7 dzień - zwiedzanie Pisy i powród do Umbrii, 8 dzień - powrót do domku