Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie - poznanie marzenia
2018-12-03
Zawsze na początku grudnia myśli się o powoli zbliżających się Świętach i niecierpliwie czeka się na Mikołajki, Jednak tym razem to nie świąteczny, zimowy nastrój sprawiał, że nie mogłyśmy usiedzieć na miejscu. Tak naprawdę to cieszyła nas myśl, że tego dnia poznamy naszą nową Marzycielkę – Weronikę. Wiedząc, że jest bardzo kreatywną i pełną fantazji dziewczyną przyniosłyśmy jej upominek, który, jak miałyśmy nadzieję, znajdzie zastosowanie w rękach nowej właścicielki.
Po przyjeździe spędziliśmy trochę czasu na rozmowie z przesympatycznymi rodzicami dziewczynki oraz na zabawie z wesołą Weroniką i jej czarującym bratem. Wszystkie razem spędziłyśmy z dziećmi czas na zabawie w doktora, pomogłyśmy zabawkowej księżniczce ubrać się na bal oraz spędziłyśmy nieco czasu nad bardziej „kolorową” pracą. Jednej z nas udało się nawet odkryć u dziewczynki żyłkę do modelingu! W międzyczasie Marzycielka pochwaliła nam się swoimi goglami do nurkowania oraz strojem kąpielowym, jej brat zaś narysował dla nas rajską wyspę. W czasie rozmowy mamą Weroniki dowiedziałyśmy się też, że uwielbia ona bawić się na plaży; buduje zamki z piasku, ściga się z bratem po plaży, ale przede wszystkim uwielbia się kąpać! Ponoć nawet nie przeszkadza jej, gdy woda jest naprawdę lodowata! Podczas naszego pobytu zaczęłyśmy podejrzewać co takie drzemie w serduszku naszej podopiecznej. Okazało się, że byłyśmy bardzo blisko, ponieważ Weronika najbardziej na świecie chciałaby polecieć na Majorkę!
Kochana Weroniko dziękujemy za tak wspaniałe Marzenie. Zrobimy co w naszej mocy abyś już wkrótce mogła spędzić czas na piaszczystej plaży.
Relacja : Wiktoria Stefaniak
spełnienie marzenia
2019-09-15
Wyobraźmy sobie raj. Co przychodzi pierwsze do głowy? Morze? Góry? A gdyby tak... połączyć to ze sobą. Czy nie brzmi jak miejsce marzeń? Ja powiem, że tak. Nie tylko brzmi, ale takie jest naprawdę. Miejsce, w którym spełniają się marzenia. Majorka. To właśnie tam chciała polecieć nasza Marzycielka.
Początek tego wyjazdu to 15 września. To właśnie wtedy z lotniska w Katowicach pojechaliśmy prosto na Majorkę aby jakiś czas później zameldować się w hotelu. Jako, że wylot z polski było o godzinie 2 w nocy, pierwszy dzień na Majorce spędziliśmy tylko na drobnym zwiedzeniu okolicy i długim odpoczynku. Tak rozpoczął się nasz tydzień w tym ciepłym miejscu. A pogoda nie opuszczała nas aż do ostatniego dnia. Codziennie słońce nie przestawało świecić, co pozwoliło nam w pełni cieszyć się pobytem. Kiedy nigdy nie jechaliśmy spędzaliśmy czas przy hotelowych basenach lub na plaży. Jeden dzień poświęcony wyłącznie zabawie spędziliśmy w pobliskim Aquaparku. Byliśmy pierwszymi osobami, które weszły i ostatnimi, które wyszły. Nie było zjeżdżalni, której nie przetestowaliśmy (no może poza tą, która leciała praktycznie pionowo w dół. Nie, nikt mnie tam nie zaciągnie). Po dniu pełnym zabawy i powrocie bawiliśmy się dalej w hotelu. Tak, to był wesoły dzień.
Jednak nie moglibyśmy być na Majorce i nie odwiedzić stolicy, Palma de Mallorca. Wycieczka nie zaczęła się w pełni kolorowo, gdyż kierowca nie wpuścił nas do autobusu, ze względu na przepełnienie. Ale to nie stało na przeszkodzie, żeby dostać się tam inną drogą, prawda? W końcu od czego są taksówki. Gdy dotarliśmy na miejsce byliśmy niedaleko centrum i jednego z miejsc, które w Palmie trzeba zobaczyć. Katedra La Seu. Muszę powiedzieć, że z daleka robiła wrażenie, a gdy podeszliśmy bliżej wszyscy byliśmy zachwyceni. Katedra zachwyca rozmiarami, ale też tym jak pięknie się prezentuje. Zwiedzając Palmę dalej, wystarczyło wejść w alejki, żeby zobaczyć coś ładnego. Bez konkretnego planu po prostu chodziliśmy po kolejnych wąskich alejkach, które wprawiały w zachwyt. Spróbowaliśmy również słynnego tapas (okazało się, ze w hotelu też to serwują, tylko nie wiedzieliśmy, że to się tak nazywa). Jednak na tym nie zakończyliśmy dnia. Postawiliśmy sobie jeszcze jeden cel. Zobaczyć Castell de Bellver. Około 40 minut drogi od centrum, cały czas, do góry. Aby dotrzeć do zamku pieszo, trzeba pokonać około 600 schodów. Czy to zrobiliśmy? Oczywiście. Czy bolały nas nogi? Oczywiście. Czy Weronika miała najwięcej energii przy wspinaczce? Oczywiście, że tak. I ostatnie pytanie, czy było warto? Zdecydowanie. Widok z zamku to panorama na całą stolicę włącznie z portem. Z góry ogląda się miejsce, w którym ląd spotyka się z błękitem morza, a odwracając się w drugą stronę widzimy szczyty gór. Wiedząc, że w dniu dzisiejszym nic nie pobije tych widoków wróciliśmy do hotelu.
Drugą wycieczką jaką sobie urządziliśmy w trakcie tego pobytu był rejs statkiem. Rejs zaczynał się w przystani w Santa Ponsa przed południem skąd wyruszyliśmy w prawie 4 godzinny rejs wokół wyspy. Chyba nie muszę po raz kolejny wspominać, że widoki zachwycały. W trakcie rejsu były przewidziane dwa godzinne postoje. Jeden na miejscu zwanym Wyspą Smoków. Dragon Island. Gdy chodząc wyznaczonymi ścieżkami, na każdym kroku możemy zobaczyć zachwycające smoki, które czekają na moment, żeby czmychnąć między ludźmi z jednej strony na drugą. Smoki różnej wielkości, goniące się ze sobą i próbujące się schować. Tak, na tej wyspie było pełno jaszczurek. Niestety tylko godzina nie pozwoliła nam na zwiedzenia całej wyspy, ale i tak doświadczenie było niezapomniane. Drugi postój też wymagał od nas zejścia ze statku albo właściwie wyskoczenia z niego prosto do wody. Nurkowanie. Dostaliśmy maski, a potem z głową w wodzie mogliśmy pływać i oglądać podwodny świat. Rybki wydawały się w ogóle nie zwracać na nas uwagi, pływały i szukały jedzenia wyrzucanego przez kapitanów na statku, a my mogliśmy po prostu je obserwować. Po tych wszystkich wypadach, czas na Majorce dobiegał końca i zbliżał się dzień powrotu.
Tydzień na Majorce należał naprawdę do niezwykłych. Mamy nadzieję, że Ty Weroniczko uważasz tak, samo i podobał cię się ten wypad i, że będziesz go zawsze wspominać z uśmiechem.
Dziękujemy Ci za tak cudowne marzenie. Pamiętaj, nigdy nie przestawaj marzyć
Relacja : Justyna Jamuła