Moim marzeniem jest:
spotkanie - poznanie marzenia
2018-10-23
Mimo deszczowej jesiennej pogody, pełne uśmiechu, udałyśmy się na poznanie naszej Marzycielki - w Żorach. Chłód za oknem nie przeszkodził nam w spędzeniu czasu w miłej i przyjemnej atmosferze.
Ewa opowiedziała nam o sobie, ma 16 lat, jest uczennicą technikum i uwielbia robić ozdoby do swojego pokoju. Jej pokój jest dzięki temu naprawdę przytulny, jest w nim dużo zdjęć, ogromne pluszaki i oczywiście ozdoby, które sama zrobiła. Dziewczyna jest bardzo miła, dojrzała i ma świetne poczucie humoru. Po wielu miesiącach spędzonych na katowickim oddziale onkologicznym Ewa jest bardzo zmęczona. Dlatego jej największym marzeniem jest, podróż do Chorwacji, gdzie mogłaby odpocząć na cieplej plaży wśród pięknych widoków, z mamą, która towarzyszyła jej w szpitalu w tak trudnym dla wszystkich okresie.
Mamy nadzieje, ze marzenie Ewy szybko się spełni, i już niedługo będzie mogła odpoczywać w ciepłej i słonecznej Chorwacji.
spełnienie marzenia
2019-08-17
Słoneczna sobota. Spotykamy się na dworcu autobusowym w Katowicach. To tak naprawdę nasze zapoznanie, wcześniej tylko rozmawiałyśmy przez telefon. Ewa - wysoka, szczuplutka, z bujną czupryną włosów (widać, że je zapuszcza) i rozbrajającym uśmiechem. Wsiadamy do autobusu i mkniemy do Opola, bo tam jest główne miejsce, z którego wyruszają autobusy pełne turystów jadących do Francji, Włoch i naszej wymarzonej Chorwacji.
Siadamy w tylnej części autokaru i to będą nasze miejsca podróżowania przez najbliższy tydzień i to codziennie. Jeszcze wtedy nie wiemy, że nie mogłyśmy wybrać lepiej - tył autobusu to najlepsza miejscówka, oczywiście towarzyska!
Po całonocnej podróży, podczas której bez przeszkód przekraczamy po kolei granice Czech, Austrii, Słowenii i Chorwacji, nad ranem docieramy do sennego jeszcze Zadaru. Zwiedzamy to urocze miasto chodząc praktycznie pustymi uliczkami - no bo kto chodzi w niedzielę po spacerowym centrum około godziny 8, chyba tylko właściciele czworonogów. O ciekawych miejscach opowiada nam pani przewodnik, która już od dawna mieszka w Zadarze. Wypijamy z mamą Elżbietą pyszną kawę, a także - mimo wczesnej pory - kusimy się na zachwalane w pewnej kafejce lody. Pycha!
Kolejny przystanek to Sibenik. Schodami w górę, schodami w dół. Słońce coraz mocniej grzeje, na ulicach już pełno ludzi, głównie oczywiście turystów! Mimo zmęczenia po tak długiej podróży jesteśmy zachwycone tym co widzimy. Nasza kolejna przewodniczka - również Polka, która od dawna mieszka w Chorwacji - bardzo ciekawie opowiada o historii miasta. Tutaj nadal widać ślady po wojnie, która rozegrała się prawie 30 lat temu. Tych śladów na trasie naszej całej trasy, będzie jeszcze całkiem sporo.
Wczesnym popołudniem docieramy do hotelu Medena, kilka kilometrów przed Trogirem. Tu będzie nasza baza przez 2 dni. Zmęczone? Trochę, a gdzie najlepiej można się zregenerować jak nie w wodzie! I to zarówno nad Adriatykiem, jak i w hotelowym basenie.
Kolejny dzień to i kolejne miasta do odwiedzenia - na pierwszy rzut Trogir. Nie mamy daleko, więc podróż zajmuje kilkanaście minut. Spacer po urokliwych uliczkach z przewodnikiem i później na solo - to czysta przyjemność. To tu mamy okazję dowiedzieć się, że „klapa”, to nie tylko określenie fiaska, ale coś z grubsza innego! Klapy są bardzo popularne w Chorwacji - to zespoły składające się co najmniej z czterech, elegancko ubranych panów, którzy pięknie śpiewają i to acapella! Dzięki przewodniczce wiemy, że klapa jest wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO.
Po Trogirze ruszamy do Splitu, gdzie spacerujemy po pałacu Dioklecjana, rzymskiego cesarza, który przed swoją emeryturą i abdykacją wybudował sobie niezłą rezydencję. Kto umie wyobrazić sobie wielką willę, która stoi na planie prostokąta o wymiarach 214 × 175 m? Trudne zadanie! To trzeba samemu zobaczyć!
Po spacerze zaułkami pałacu czas na odpoczynek w cieniu wielkich parasoli restauracji. Chwila wytchnienia, spacer po ryneczku ze straganami, wsiadamy do autobusu i wracamy do Medeny. Z marszu wskakujemy do wody. Co za ulga w taki upał - tym razem wybór padł na hotelowy basen. Po kolacji - spacer po promenadzie. Spokojnej nocy!
Wtorek to wyprawa morska. Tuż po śniadaniu pakujemy nasze walizki, opuszczamy Medenę i wyruszamy dalej na południe. Dojeżdżamy do miejscowości Omiš, gdzie zmieniamy środek transportu na łódź. Tak, przed nami morska przygoda, czyli „fish picnic”! Dopływamy na wyspę Brač, która słynie z kamieniołomów i niezwykłego kamienia, z którego zbudowany jest m.in. Biały Dom w USA! Oczywiście nie zwiedzamy kamieniołomów, ale kilka godzin spędzamy na plażowaniu i pływaniu w krystalicznie czystej wodzie Adriatyku. Jest cudownie! Wskakujemy na łódź i płyniemy na kolejną wyspę. Na pokładzie jemy pyszną rybę. Namierzają nas mewy, z którymi też się podzielimy posiłkiem, podziwiając ich zdolności łapania ryby w locie.
Docieramy na wyspę - szybko znajdujemy miejsce na „obozowisko” i… hop do wody! To właśnie tutaj powstaje dyskusyjny klub fok - „foczymy” się, a dokładnie mówiąc spędzamy czas w wodzie niekoniecznie pływając, a racząc się różnymi opowieściami, głównie przezabawnymi historiami.
Pływać oczywiście też pływamy, ale bardzo relaksacyjnie. Bo jakże inaczej, jak jest się zanurzonym w cudownej wodzie o idealnej temperaturze i o takiej przejrzystości, że widać dno. Nic dziwnego, że po kilku dniach takiego „foczenia” co niektórzy opalili tylko te partie ciała, które wystawały ponad wodę.
Mamy coraz więcej znajomych - każda chwila to przebywanie w gronie ciekawych ludzi i to z różnych miast Polski - Słupska, Olsztyna, Warszawy, Łomży, okolic Lublin, Katowic. Jest cuuudownie! Tył autobusu szybko się integruje, a ekipa „fish picnikowa” bardzo ze sobą zżyje. Mama Ela mówi, że dawno nie widziała Ewki tak roześmianej! Ewka promienieje!
Pod wieczór docieramy do hotelu położonego w miejscowości Neum w Bośni i Hercegowinie. Jesteśmy zmęczeni, więc odpuszczamy sobie towarzyskie spotkania. A rano wyruszamy jeszcze dalej na południe - do Dubrownika.
Dubrownik jaśnieje z daleka, a z każdą minutą jest coraz goręcej. Zwiedzamy miasto z przewodniczką Agatą, która oprowadzała nas już po Trogirze i Splicie. To od niej dowiadujemy się, co oznacza określenie „polako, polako” - nie tyle okazywanie sympatii do naszego narodu, co powolne, spokojne i bez nerwów podejście do życia. Więc zgodnie z jej radą - robimy wszystko powoli, bez zbędnego pośpiechu. Po prostu polako, polako.
Dubrownik to oczywiście gratka dla miłośników serialu „Gra o tron” - nasza ekipa również do takich się zalicza (poza kilkoma jednostkami, które nie obejrzały ani 1 minuty serialu i nie mają zielonego pojęcia o bohaterach). Z uwagi jednak na ekstremalnie wysokie ceny serialowych pamiątek, zaopatrujemy się tylko w symboliczne.
Aby uciec od tłumu i choć odrobinę schronić się przed słońcem - wyruszamy w krótki rejs i z morza podziwiamy mury okalające Dubrownik, a także opływamy sąsiadującą wyspę Lokrum. Po południu docieramy do naszej bazy w Neum i po krótkiej przerwie na przebranie się rozpoczynamy kolejną sesyjkę „foczenia się” w Adriatyku. Po kolacji tradycyjnie spacer.
Kolejny dzień to kolejne atrakcje - z samego południa Chorwacji podążamy na północ do Parku Narodowego Jezior Plitwickich. Tego nie da się opowiedzieć - to trzeba zobaczy, widok jest niesamowity! Turkusowa woda jezior, wielkie wodospady, ścieżki po drewniany podestach, rejs promem - sama natura stworzyła takie genialne arcydzieło! Na szczęście nie jest już tak gorąco jak nad samym morzem, ale i tak słońce pięknie świeci, a my dzielnie spacerujemy. Kilka dobrych kilometrów mamy w nogach! Wieczorem docieramy do małej miejscowości niedaleko Zagrzebia. Przed nami ostatnia noc w Chorwacji. Jak ten czas szybko zleciał!
Rano śniadanie, pakowanie do autokaru i ruszamy do Zagrzebia. Zwiedzanie stolicy Chorwacji zaczynamy dość nietypowo, bo od spaceru po cmentarzu Mirogoj. To wielka nekropolia, na której pochowani są wyznawcy różnych religii - i jakoś nikomu to nie przeszkadza. Po tej krótkiej wizycie wyruszamy do centrum - zwiedzamy katedrę (w której wiszą wielkie żyrandole, sprowadzone z… kasyna w Las Vegas!), przechodzimy obok targu z charakterystycznymi parasolami, idziemy wąskimi uliczkami najstarszej dzielnicy, dochodzimy do punktu widokowego, z którego podziwiamy panoramę miasta i zjeżdżamy kolejką w dól. Jesteśmy na wielkim placu, na którym to w ubiegłym roku Chorwaci witali radośnie swoją drużynę wracającą z mistrzostw świata w piłce nożnej! Czas wolny. Idziemy do polecanej przez przewodniczkę restauracji, która słynie z dobrego jedzenia - i rzeczywiście - jesteśmy godnie uraczeni! W tak miłej i uroczystej atmosferze, w towarzystwie naszej nierozłącznej paczki znajomych - Ewa otrzymuje dyplom spełnionego marzenia. Droga Ewko, nigdy nie przestawaj marzyć, bo - jak sama wiesz - w marzeniach tkwi wielka siła!
Tu kończy się nasza chorwacka przygoda. Nad ranem dojeżdżamy do Opola i rozjeżdżamy - każdy do swojego miasta.
W tydzień pokonaliśmy wspólnie ponad 2700 km. Za dnia syciliśmy oczy przepięknymi widokami wybrzeża adriatyckiego, chodziliśmy po miejscach, które od wieków budzą zachwyt, czuliśmy podziw i respekt przed naturą, pływaliśmy w cudownych, słonych wodach Adriatyku, raczyliśmy się słońcem, a przede wszystkim najwspanialszym towarzystwem. Ewko, dziękuję Ci za tak wspaniałe marzenie!
Specjalne podziękowania dla sponsorów - firmy TYMBARK oraz dla Biura Podróży ITAKA, bo to dzięki Wam spełniło się marzenie Ewy. Dziękuję wszystkim „foczkom” za tak cudowną atmosferę - to za Waszą sprawą Ewka promieniała!
To co? Polako, polako!