Moim marzeniem jest:
Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu
pierwsze spotkanie
2004-07-22
Z Filipkiem Smektałą spotkaliśmy sie w czwartek 22 lipca. W szpitalu Dziecięcym przy ulicy Szpitalnej w Poznaniu. Szliśmy troszeczkę niepewni - w końcu po raz pierwszy będziemy mieli kontakt z dzieckiem chorym na poważną chorobę. Z drugiej strony byliśmy też zdeterminowani i przekonani, że warto spełniać dziecięce marzenia.
Filipek przyszedł z mamą, na początku trochę onieśmieliony ale ożywił sie na widok zabawek, były kredki i album, resorak, ludziki i samochód sterowany radiem. Filipek najpierw zaczął sie bawić resorakiem , ustawiać obok ludzików i choinki. W momencie jednak gdy pokazaliśmy wyścigówkę sterowaną radiowo inne zabawki "poszły na bok". Sterowanie taką wyścigówką nie było wcale łatwe - jeździła i skręcała bardzo szybko. Jednak parę minut nauki pomogło mu opanować tego "zwierza" :) Widać było ze Filip lubi samochody, z prawdziwym zacięciem parkował samochód do przygotowanego garażu. Bawiliśy sie też w zderzanie samochodami : resorak kontra wyścigówa. Resorak był bez szans.
Po dobrej godzinie zabawy postanowilismy z Filipem porysować. Na białej kartce pojawiały sie kształty kół, samochodów, gitary, ludzików i...... cięzarówek. W końcu zadaliśy to ważne pytanie: Jakie jest Twoje marzenie ? I tu nasze zaskoczenie.... nie uzyskaliśmy jednoznacznej odpowiedzi. Moze jazda TIRem , albo wyścigówą albo gitara...... Jako wolontarisze nie mamy pewności o czym marzy Filipek. Wychodziliśmy ze szpitala z uczuciem lekkiego niedosytu. Postanowiliśmy, ze spotkamy sie z Filipem raz jeszcze aby poznać marzenie - to marzenie. Bo warto je zrealizować!
spełnienie marzenia
2004-09-28
Realizację marzenia Filipa rozpoczęliśmy od zwiedzania muzeum zlokalizowanego na terenie jednostki wojskowej przy Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu. Filip według słów mamy - od samego rana chodził bardzo podekscytowany i nawet kazał założyć sobie spodnie moro.
Przed bramą jednostki już na nas czekał kapitan Tomasz Szulejko, który okazał się wspaniałym człowiekiem: to głównie dzięki jego pomocy udało się zrealizować marzenie Filipka. Już na początku kapitan wprowadził atmosferę przyjaźni i zażyłości. Filip obdarowany został przez niego czarnym beretem czołgisty, dzięki czemu mógł poczuć się jak żołnierz służb pancernych. W muzeum, które zwiedzaliśmy, po obu stronach stały równo w rządku zabytkowe czołgi i wozy pancerne, wszystkie świetnie utrzymane, co więcej, niektóre nawet - dzięki staraniom opiekuna tego muzeum - na chodzie!
Jeżdżący T-34 naprawdę działa na wyobraźnię! Wśród takich to wozów pancernych i czołgów były 2 perełki: prawdziwy RUDY 102, w którym kręcony był pamiętny serial "Czterech Pancernych i pies", oraz limuzyny opancerzone naszych prezydentów i innych oficjeli. Limuzyna I sekretarza partii tow. Gierka szczególnie zainteresowała Filipka, który wspaniale czuł się za kierownicą tego kilkutonowego pojazdu. Nie mniejszą radość sprawił Filipkowi pobyt we wnętrzu Rudego... Ale główna atrakcja dopiero miała nastąpić... Z muzeum udaliśmy się na poligon w Biedrusku. Podróż nie była długa, ledwie 20 minut samochodem, ale napięcie w miarę pokonywania trasy rosło z minuty na minutę.
Na miejscu w jednostce naszym oczom ukazał się stojący na środku placu CZOŁG PT-91, nie bez przyczyny zwany Twardym! Ogromny, zielony i taki groźny... Zostaliśmy powitani przez kapitana odpowiedzialnego za park maszynowy, któremu jesteśmy również wdzięczni za przygotowanie dla Filipa przejażdżki czołgiem. Przywitaliśmy się kolejno ze wszystkimi oficerami i żołnierzami, lecz kątem oka wszyscy spoglądali na czołg i Filipa, który wprost nie mógł oderwać wzroku od tej potężnej maszyny. W końcu kapitan Szulejko zaproponował wejście do czołgu. Przedtem jednak założyliśmy Filipkowi prawdziwy hełmofon, jak na czołgistę przystało. Na wieżyczce były 2 włazy: wolontariusz Robert usadowił się w jednym włazie z Filipem, a w drugim Pan Kapitan. Widok wspaniały i to poczucie, że pod sobą ma się ponad 40 ton jeżdżącej z prędkością 30 km/h stali.
Uruchomienie Twardego to kolejne emocjonujące przeżycie, czołg cały się zatrząsł, zagrzmiał, a z rur wydechowych buchnęły kłęby spalin. Ruszyliśmy. Początkowo powoli, ale można było odczuć wbicie kolejnego biegu i przyśpieszenie. Filip był tak pochłonięty przejażdżką, że nawet nie spojrzał w stronę mamy. Przez cały czas milczał jak zaklęty, obserwował tylko, co się dzieje. Po dojechaniu do bramy jednostki kierowca czołgu raźno zawrócił Twardego. 36-litrowy silnik nie miał żadnego problemu z poruszaniem tej groźnej maszyny. Przejechawszy kilkaset metrów wróciliśmy do miejsca, z którego zaczynaliśmy, gdzie czekała mama Filipa, jego siostra Asia i brat Kuba. Pan kapitan nie mógł im odmówić tej niepowtarzalnej frajdy i rodzeństwo także zostało przewiezione czołgiem.
Na zakończenie kapitan Tomasz Szulejko wręczył Filipkowi dyplom, pamiątkowy medal w kształcie sztandaru jednostki oraz mianował Filipka czołgistą. Wszyscy podekscytowani, wzruszeni i już trochę zmęczeni emocjami wróciliśmy do Poznania. Niemałą frajdę sprawiła tez Filipowi otrzymana od Fundacji zabawka - zdalnie sterowany czołg. Mamy nadzieję, że bawiąc się nim, będzie wspominał cudowne chwile spędzone na poligonie. Marzenie Filipa spełnione!
Wielkie podziękowania należą się dowódcy Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu - pułkownikowi Stefanowi Filaremu, a także rzecznikowi prasowemu jednostki - kapitanowi Tomaszowi Szulejce i pozostałym oficerom, którzy pomogli Fundacji spełnić marzenie Filipa. Dziękujemy!