Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2008-02-18
To było moje pierwsze spotkanie z Marzycielem. Jako socjolog podchodziłam z dużym dystansem emocjonalnym do tej wizyty. Po spotkaniu z Michałem, moje podejście do spełniania marzeń, do kontaktów z chorymi dziećmi - marzycielami FMM, zmieniło się zupełnie.
Pani redaktor z gazety jarocińskiej, która miała napisać artykuł o Michale, pilotowała naszego kierowcę, żeby bezbłędnie trafił do celu. Kiedy dotarliśmy na miejsce, było już po zmroku. Przywitał nas tata Michała. Po wejściu do środka, poznaliśmy resztę domowników. Uderzyła mnie atmosfera panująca w domu, przesycona ciepłem rodzinnym. Domownicy patrzyli na siebie przepełnionymi miłością oczami. Stąd ogólna radość i niepodzielnie panujący optymizm. Najlepszym lodołamaczem okazała się... siostra Michała. Jej obecność i zachowanie nie pozostawiało wątpliwości, że choć się widzimy po raz pierwszy, to już jesteśmy sobie bliscy.
Michał choruje na mukowiscydozę. Codzienność jest dla niego i jego rodziny ciągłym zmaganiem się z chorobą, jednak pomimo to, zachowują pogodę ducha. Michał jest młodym rockmenem, zatem płyta Iry, którą mu podarowaliśmy, świetnie trafiła w jego muzyczne pasje. Jednym z jego marzeń, była gitara elektryczna, co dowodzi, że fascynacja rockiem, zaszczepiona przez tatę, nie jest tylko dziecięcą mrzonką. Głównym marzeniem Michała jest wyjazd do Paryża i zobaczenie wieży Eiffla. Chłopiec postanowił, że nawet, jeżeli nie uda nam się zrealizować tego marzenia, on sam uzbiera sobie na tę wyprawę.
Wizyta u Michała nie tylko dla mnie była niesamowitym doświadczeniem. Wydaje mi się, że wszyscy ulegliśmy życzliwości i miłości. Mój emocjonalny dystans chętnie i nagle ustąpił miejsca pełnemu zaangażowaniu wypełnionemu głębokim wzruszeniem. Nie mogłam uwolnić się od refleksji dotyczącej sensu życia i pytania o to, co jest w życiu najważniejsze. Zobaczyłam, ile można zrobić, ile wyrzeczeń ponieść w walce o nie. Czuję się zaszczycona, że dane mi było poznać Michała i jego rodzinę. Oni doskonale wiedzą, co jest esencją relacji międzyludzkich.
inne
2008-06-26
Aby spełnić marzenie naszych marzycieli Michała i Martynki, udajemy się do Francji. Tylko tam można zobaczyć Paryż z wieży Eiffela. Na lotnisku w Warszawie czekają na nas pozostali uczestnicy wyprawy: Kuba i Michał - marzyciele z Olsztyna, ich rodzice, rodzeństwo i nasz pilot - Maciej Kuźnik z Rainbow Tours. Tworzymy zgraną, 19 osobową grupę, i nie możemy doczekać się nowych wrażeń i niespodzianek.
Do samolotu wchodzimy jako pierwsi, możemy więc wybrać sobie miejsca jakie tylko chcemy. Emocje związane z lotem wśród chmur, w blasku słońca, ku spełnieniu marzeń są ogromne. Lecimy przecież udowodnić marzycielom i ich najbliższym, że marzenia się spełniają, trzeba tylko mocno w nie wierzyć.
Paryż wita nas wspaniałą pogodą. Jakby wiedział, że przylecimy i chcemy kilka dni nacieszyć się wszystkim w sprzyjającej aurze. Na lotnisku czeka na nas autokar, który ma nam towarzyszyć przez cały pobyt. Będzie naszymi "zapasowymi nogami", bo chcemy zobaczyć wszystko i dotrzeć wszędzie.
Pierwszy wieczór - Paryż nocą, migocąca wieża Eiffela, tętniąca życiem stolica Francji. Wszystko zachwyca, cieszy, nie pozawala myśleć o odpoczynku.
Poniedziałek - po śniadaniu hit - wieża Eiffela. Wysokość trzystu metrów, nie jest nas w stanie wystraszyć. Nikt się nie waha. Wszyscy docieramy na samą górę. Jest wspaniale. Flesze strzelają, co chwilę słychać radosny śmiech i okrzyki kierujące naszą uwagę w coraz to inną stronę miasta, na coraz to inny detal jego architektury.
Poniedziałek popołudnie - piknik w Ogrodach Luksemburskich. Krótki czas na odpoczynek i podziwianie pięknych kwiatów, widoków. Parę zdjęć, spacer i Panteon, Sorbona i Katedra Notre Dame. Czasu mamy niewiele, bo autobus już zmierza w kierunku Muzeum Figur Woskowych. Tu dopiero jest zabawa. Tyle znanych postaci, z każdym można się przywitać, każdego dotknąć, wszyscy się do nas uśmiechają, jakby wiedzieli, że ważnymi jesteśmy gośćmi.
Poniedziałek wieczór- szybka kolacja, chwila odpoczynku i przejazd na Pola Elizejskie - Łuk Triumfalny. Potem ostatnia niespodzianka - przejazd nad Sekwanę i rejs po rzece. Paryż jakby inny od tej strony. Jeszcze piękniejszy, bardziej przyjazny. W słuchawkach, polski lektor opowiada o historii, jego legendach, zabytkach. Teraz rozumiemy, dlaczego tak często o Paryżu mówi się - "miasto miłości". Rozmarzeni, ale szczęśliwi, udajemy się do hotelu. Musimy trochę odpocząć, bo jutro kolejny dzień pełen atrakcji.
Wtorek - dzień rozrywki. Jedziemy do Disneylandu. Podniecenie w autokarze wielkie. Pogoda wspaniała. Humory dopisują. Choróbska zostawiliśmy w pokoju, to zbędny bagaż. Cały dzień szaleństw, zabaw, radości, śmiechu. Chwilami zastanawiam się, kto jest bardziej szczęśliwy? Nasi marzyciele, czy ich rodzeństwo? A może rodzice? Jedno jest pewne. Wszyscy są szczęśliwi. Wszyscy jesteśmy radośni jak dzieci.
Środa - dzień powrotu. Ale nasz pilot - Maciej, nie pozwala na smutek i odpoczynek. Jedziemy raz jeszcze nacieszyć się Paryżem. Maciej opowiada różne historyjki. Pokazuje na prawo i lewo, przeplata swoje opowieści dowcipami. Cały autobus się śmieje. Za oknem Plac Vandome z Hotelem Ritz, dom Fryderyka Chopina, Opera Garnier, nazywana najpiękniejszą operą świata. Obok - kino Paris Story. Wysiadamy, Maciej wprowadza nas do sali, gdzie wita nas duch Wiktora Hugo, który przez godzinę opowiada o historii Paryża. Na ekranie przewijają się obrazy z magicznego miasta. Tylko skąd ten Hugo zna język polski?
Po obiedzie, gdzie Maciej zmusza nas do spróbowania ślimaków, przejazd przez dzielnicę La Defense i..transfer na lotnisko. W Warszawie jest już mniej wesoło. Żal się rozstać. Tyle wrażeń i pięknych chwil. Tak daleko od trosk i problemów. Czy na pewno to już koniec naszej wyprawy? Jeszcze parę uścisków i każdy jedzie się w swoją stronę. Tak to bywa, że piękne chwile szybko się kończą.
Dla Michała, to jednak nie koniec wrażeń. Dzięki zaproszeniu Managerów Hotelu Residence Diana, możemy przespać jeszcze jedną noc w pięknym hotelu, odpocząć i rozkoszować się jego komfortem. W pięknym apartamencie Michała, czeka na niego osobisty list od pana dyrektora. Słyszymy głośny okrzyk: "Nie do wiary. Tu jest lepiej niż w Paryżu."
Cała rodzina uznaje, że w takim hotelu żal spać, lepiej zachwycać się jego wygodami do samego świtu. Tak, ten hotel na pewno nie jest w Paryżu, ale z całą pewnością Paryż chciałby taki hotel mieć u siebie. Mamy tu wyśmienite "miękkie lądowanie" po spełnieniu paryskiego marzenia.
Dziękuję:
- Urszuli Oses, która adoptowała marzenie Michała.
- RAINBOW TOURS S.A. za piękne przygotowanie wyjazdu.
- Maciejowi Kuźnikowi, naszemu pilotowi, dobremu duszkowi wyprawy marzeń. Bez niego ten wyjazd nie byłby taki piękny!
- Agnieszce Tucharz i Michałowi Rzeźnikowi - managerom Hotelu Residence Diana za wspaniały przyjęcie.
- Aleksandrze Kosmali i Ani Bębnowskiej, pracownicom Rainbow Tours, które z wielkim sercem przygotowały nasz wyjazd.
Sponsorzy: