Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2008-05-24
Jedziemy kilkadziesiąt kilometrów, żeby spotkać się z Danielem i Filipem. Są braćmi - bardzo zżytymi i kochającymi się prawdziwą braterską miłością. To nasi Marzyciele, bardzo skromni, nieco nieśmiali.
Ze strony gospodarzy już od progu witają nas trzy sześciotygodniowe labradory. Lodołamacze, dobrane zgodnie z upodobaniami chłopców, jak zwykle wprawiają wszystkich w znakomity nastrój. Zaczynamy od sympatycznych rozmów z rodzicami. To bardzo ciepła i kochająca się rodzina.
Próbujemy skierować rozmowę na marzenia braci. Daniela wprawiamy w lekkie zakłopotanie. Będzie trudno? Niekoniecznie, zainteresowania i prawdziwą pasję chłopca widać gołym okiem. Oprócz małych labradorów jest jeszcze wszechobecny jamnik, są rybki. Kiedyś była papuga, a ostatnio dzik, którego niestety nie mieliśmy przyjemności poznać. Biedaczek podrósł za bardzo i źle znosił centrum kilkutysięcznego miasta.
Nie dziwimy się, kiedy Daniel zdradza nam swoje przyrodnicze marzenie. Zobaczyć rekina ludojada, prawdziwą, wielką i groźną rybę. Ktoś dorzuca żartem, że stuprocentowym spełnieniem marzenia będzie widok pływającej wraz z tym rekinem mamy. Oczywiście, jeśli ludojad podpisze deklarację o absolutnym wegetarianizmie.
Przechodzimy do marzenia numer dwa. To przejażdżka Hummerem (terenowe, amerykańskie super auto). Pojawia się też trzecie w kolejności marzenie. Początkowo jest to wizyta w Muzeum Wojska Polskiego, gdzie można zobaczyć z bliska jakiś czołg. Jednak po chwili zastanowienia Daniel decyduje - "wypasiona" komórka.
Marzenie Daniela, jeśli uda nam się je spełnić, będzie obok marzenia Filipa (wizyta w fabryce Ferrari) znakomitym materiałem do nakręcenia filmu. Zamierzamy nakręcić taki film i nie w kategorii since fiction, ale w kategorii dokument. Znakomity dokument.
inne
2008-07-29
Dzień rozpoczął się bardzo wcześnie. Pobudka 3.00, następnie spotkanie ze sponsorem, który też bierze czynny udział w spełnieniu marzenia Daniela, odbiór samochodu z wypożyczalni i ruszamy. Zaraz, zaraz, samochód, sponsor, wolontariusz, a gdzie marzyciel? Spokojnie, pierwszy punkt wycieczki to Wągrowiec, rodzinne miasto Daniela. Po godzinie jazdy dotarliśmy do domu chłopca, tam na podwórku rozradowany Daniel z bratem Filipem z niecierpliwością czekają na rozpoczęcie wyprawy. Nie tracąc więc chwili ruszyliśmy. Co za emocje!
Z dwoma lub trzema krótkimi przystankami, po 5 godzinach jazdy dotarliśmy przed bramę "ZOO AQUARIUM BERLIN"- czyli miejsca, gdzie znajdują się wymarzone rekiny Daniela. Weszliśmy do środka, a po chwili dołączył do nas Pan Daniel Stróżyński- sympatyczny Polak mieszkający w Berlinie, pracownik Oceanarium. Na początek zobaczyliśmy rybki większe i mniejsze, zupełnie egzotyczne oraz takie, jakie Daniel posiada w domu w swoim ogromnym akwarium. Przeszliśmy też koło węgorza, którego Pan Daniel specjalnie dla nas karmił. Nagle zauważyłam niesamowity uśmiech na twarzy Daniela, nic dziwnego, staliśmy właśnie przed akwarium, w którym znajdują się rekiny. Buzia chłopca była otwarta przez 10 min, wpatrywał się i podziwiał te ogromne zwierzęta. Gdyby tego było mało, Pan Daniel zaprosił nas "za kulisy" oceanarium, czyli tam gdzie zwykli turyści nie mają wstępu! Niesamowite wrażenia.
Pan Daniel specjalnie dla nas nakarmił większość ryb znajdujących się w oceanarium, w tym także rekiny i piranie; cudowne widoki! (a buzia Daniela znowu była otwarta, i tylko słyszałam "wow, o tam, tam, zobacz jak jedzą!"
W celu ostudzenia emocji poszliśmy na zwiedzanie innych poziomów oceanarium, widzieliśmy, a także mogliśmy dotknąć, ogromną żmiję, która specjalnie dla nas została wyciągnięta z terrarium! Następnie były żółwie, jaszczurki, krokodyle i jeszcze wiele, wiele innych. Na koniec był czas na zakup pamiątek. Oczywiście kupiliśmy koszulkę z wielkim nadrukowanym rekinem.
Marzenie spełnione!!! Wygłodniali ruszyliśmy na obiad, później do hotelu, skąd po krótkiej drzemce poszliśmy na spacer po jednej z głównych ulic Berlina. Tyle wrażeń i to tylko jednego dnia!
Następnego dnia, od samego rana, ruszyliśmy na dalsze zwiedzanie! Najpierw rundka samochodem po mieście, bo chcieliśmy zobaczyć wszystko, no może prawie wszystko. Wieża Telewizyjna, Potsdamer Platz, Katedra, uroczyste przejście pod Bramą Brandenburską i spacer po Unter den Linden. Tak by się chciało zobaczyć więcej, ale nasza wyprawa, po pysznym obiedzie musiała już wracać do domu.