Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2007-10-23
W październikowe popołudnie wybrałyśmy się do naszego kolejnego marzyciela Marcina. Przed domem przywitał nas serdecznie tata Marcina i swoim ujmującym uśmiechem dał do zrozumienia, że jesteśmy mile widzianymi i wyczekiwanymi z niecierpliwością gośćmi.
]Marcin już kilkanaście minut przed umówioną godziną spotkania denerwował się, czy nie zapomniałyśmy o nim i czy na pewno przyjdziemy. Uśmiechnięta buzia, radosne powitanie i wzajemna życzliwość spowodowały , że pierwsze lody szybko zostały przełamane. Marcin jest niezwykle miłym, łatwo nawiązującym kontakt młodym człowiekiem. Zachował się jak prawdziwy mężczyzna, nie szczędził nam komplementów i pochwał, zauważył najdrobniejsze szczegóły stroju, a nawet uczesania. Można powiedzieć nieco staroświeckim językiem, że z Marcin to prawdziwy " lew salonowy".
Rozmowa toczyła się bardzo sympatycznie, ale należało przejść do sedna sprawy, czyli dowiedzieć się, jakie jest marzenie Marcina. Ciekawe byłyśmy bardzo, co spowoduje, że będzie mu łatwiej pokonać trudności związane z chorobą, samotnością, niemożnością robienia wielu rzeczy przypisanych młodemu wiekowi.
Marcin przystąpił do rysowania swych marzeń. Poszybował daleko, daleko w przestworzach i..... pojawiły się, jak wyczarowane czarodziejską różdżką piękne marzenia:
Pierwsze - lot samolotem do Londynu, ale... PIERWSZĄ KLASĄ
Drugie - spotkanie z Braćmi Golcami
Trzecie - przejechać się po torze wyścigowym z Robertem Kubicą
Oczyma wyobraźni widzimy już dziś jak razem z Marcinem i jego rodzicami lecimy wysoko, wysoko samolotem w kabinie I klasy. Czy się boimy? My .... może troszeczkę. Loty samolotami to nie jazda tramwajem. Rodzice Marcina nie wyglądają na takich, którzy mogą się czegokolwiek przestraszyć, a Marcin.... Nie ma obawy. Przecież nosi koszulkę z hasłem: "Jestem twardy, nie pękam". Jesteśmy zatem pewne, że kiedy przyjdzie wsiąść do samolotu nie byle jakiego, pierwszym na jego pokładzie będzie nasz "niepękający" marzyciel. Może z lotu ptaka spojrzy na wszystkie problemy inaczej, bo przecież wszystko z góry wydaje się mniejsze. Oby spełnienie marzenia stało się siłą napędową do pokonywania wszelkich trudności, by było radością tym większą, że niecodzienną, wyjątkową, wspaniałą.
spełnienie marzenia
2008-05-10
Marzenie Marcina było "odlotowe". Dosłownie, a ponieważ Marcin jest kimś bardzo wyjątkowym, to również spełnienie marzenia musiało być jedyne w swoim rodzaju. Wysoko, jakieś 10000 metrów, ustawiona poprzeczka: marzeniem chłopca był lot I klasą.
Wyjątkowo zaczęło być już na lotnisku, kiedy powitał nas przedstawiciel linii lotniczych British Airways. Później, już po odprawie, zostaliśmy zawiezieni do samolotu specjalnie dla nas podstawionym autobusem. Na pokładzie niezwykłe powitanie zgotowała nam załoga. Najpierw Marcin został przedstawiony pilotom i stewardesom, a potem kapitan zaprosił chłopca do kokpitu, gdzie wytłumaczył mu na czym polega pilotowanie samolotu. Po tej prezentacji, nieco spokojniej usiedliśmy w swoich wielkich I klasowych fotelach, by przygotować się do lotu.
Marcin, jak na prawdziwego twardziela przystało, start samolotu zniósł bardzo dzielnie. Na początku, było trochę obaw, ale niesamowite widoki za oknem szybko pozwoliły zapomnieć o tym, że jest to jego pierwszy lot. Po chwili, już całkowicie zrelaksowani wypatrywaliśmy chmur o ciekawych kształtach i zajadaliśmy się pysznymi posiłkami podawanymi przez przemiłe stewardesy. Spełniało się marzenie...
Lot w tak przyjemnej atmosferze minął bardzo szybko i późnym popołudniem znaleźliśmy się w Londynie. Po pełnej wrażeń podróży sił starczyło nam już tylko na krótki spacer brzegiem Tamizy i na kolację.
Kolejny dzień upłynął nam na zwiedzaniu Londynu, a ponieważ mieliśmy na to tylko kilkanaście godzin, plan był mocno napięty. Przed południem udało nam się dotrzeć pod Buckingham Palace, odwiedzić londyńskie Oceanarium, zajrzeć na Piccadilly Circus i wznieść się po raz kolejny w ciągu tego wyjazdu w przestworza, by zachwycić się panoramą miasta podziwianą z gondoli London Eye. Po obiedzie spędziliśmy miłe chwile wśród sław w Muzeum Madame Tussauds i niestety nadszedł czas, powoli żegnać się z Londynem, co rozpoczęliśmy długim spacerem po Hyde Parku.
Następnego ranka przyszedł czas powrotu do domu. Oczywiście znów pierwszą klasą. Tym razem Marcin przyzwyczajony do luksusu, ze swobodą godną prezydentów, w pełni korzystał z uroków lotu i gościny załogi samolotu British Airways. W końcu nie każdemu udaje się spełnić swoje marzenie dwukrotnie w ciągu zaledwie jednego weekendu.