Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2018-02-04
Spotkałyśmy się z Jolą i jej mamą w ich mieszkaniu. Obie panie wydawały się trochę przygaszone. Jola jest w trakcie chemioterapii. Czuje się nie najlepiej, nie ma apetytu. Dziewczynka spędza bardzo dużo czasu w domu, nie wychodzi na zewnątrz ze względu na złe wyniki morfologii i bardzo słabą odporność. Niedługo zacznie się również uczyć w domu, mówiła, że już jej brakuje zajęć. Jola jest najmłodszą z sześciorga rodzeństwa. Później dołączyła do nas jeszcze 18-letnia siostra Joli, która mieszka razem z nimi. A za jakiś czas przyszły w odwiedziny dwie kolejne siostry, jedna z nich Ania, ta, która zgłosiła Jolę do fundacji, przyszła z rodziną – mężem i synkiem. Także zrobiło się gwarnie i wesoło, kiedy to dziewczyny zaczęły zastanawiać się, z kim chciałyby się spotkać. Jola, żartując, przypominała, że to jej marzenie. Było naprawdę sympatycznie. Przedstawiłyśmy jej cztery kategorie marzeń. Dziewczynka miała sprecyzowane marzenie – wyjazd do Nowego Yorku. Została poinformowana, że podróże mogą się odbywać tylko na obszarze Europy. Kiedy Jola posłuchała o spełnionych przez fundację marzeniach o spotkaniu się z różnymi sławnymi gwiazdami ze świata, ten pomysł wydał jej się również ciekawy. Co do wyjazdu, waha się pomiędzy Grecją, gdzie była jej rodzina, albo Hiszpanią. Zostawiłyśmy Joli trochę czasu do namysłu i umówiłyśmy się, że będziemy w kontakcie. Zachęcałyśmy dziewczynę, żeby pomyślała o czymś, czego pragnie, nawet jeśli wydaje jej się to nierealne do spełnienia.
spotkanie - poznanie marzenia
2018-12-14
Nasze kolejne spotkanie odbyło się ponownie w mieszkaniu Joli. Dziewczynka ma się już dużo lepiej, skończyła leczenie, ma więcej energii. Zdecydowała się nawet na małego pieska, którym zajmuje się z przyjemnością. Jola wygląda bardzo ładnie, ma już krótkie włosy, ale zwierzyła się, że będzie zapuszczać na długie, bo chciałaby oddać je na perukę dla innych chorych dzieci.
Nastolatka w dalszym ciągu podtrzymała decyzję o tym, że chciałaby wyjechać zagranicę, lecz zrezygnowała z letniego wyjazdu do Grecji, bo powiedziała, że to byłoby dla niej za trudne. Uwielbia się opalać, a nie może w związku z przebytym leczeniem, więc zdecydowała się na zwiedzanie zimową porą, podczas ferii zimowych. Szkoły nie chce już więcej opuszczać ze względu na zaległości z powodu choroby, więc wyjazd musi się odbyć w trakcie dni wolnych od zajęć lekcyjnych.
Jola powiedziała, że spośród wielu miast, o których myślała jako docelowym miejscu podróży wybrała Paryż, bo Wieża Eiffla ją urzekła. Od razu zaznaczyła, że będzie chciała od tego zacząć i na tym skończyć zwiedzanie. Bardzo się Jej spodobał pomysł, żeby po przyjeździe zobaczyć wieżę Eiffla wieczorem, a ostatniego dni przed wyjazdem, jak będzie jasno lub w odwrotnej kolejności, ale pewna jest tego, że tak chce rozpocząć swoją przygodę i tak też chce ją zakończyć. Poza tym padały inne propozycje miejsc do obejrzenia, które będą dalej konsultowane, tak aby cały plan wycieczki był dokładnie dopracowany, a nasza Marzycielka, żeby zobaczyła jak najwięcej uroków tego cudownego miasta.
Nastolatka na pewno chciałaby zobaczyć jeszcze Muzeum figur woskowych Grevin, wzgórze Montmartre z jego bajecznymi uliczkami, Wersal, Luwr, katedrę Notre Dame, Pola Elizejskie wraz z Łukiem Triumfalnym i wiele innych miejsc.
Niestety nasze spotkanie dobiegło końca i musiałyśmy już wracać do domu, ale mamy nadzieję, że szybko uda nam się spełnić marzenie Joli tak, aby jej wspaniały, szeroki uśmiech nie schodził z twarzy przez wiele tygodni.
spełnienie marzenia
2019-07-01
Paryż. Miasto setek muzeów, niezliczonej ilości kościołów, starych kamienicy, urokliwych uliczek, wieży Eiffla, wzgórza Montmartre, magicznych chwil i wreszcie zakochanych. A pośród tych wszystkich atrakcji trzy turystki z Polski spragnione podziwiania piękna tego miasta. Co zobaczyły i jak im się podobał ten barwny „potwór” jakim jest Paryż, przeczytacie Państwo w poniższej relacji.
Realizacja marzenia Joli zaczęła się w poniedziałek wczesnym rankiem na lotnisku Okęcie w Warszawie. O 4.45 podekscytowane spotkałyśmy się wraz z Marzycielką i jej mamą przy bramkach, odprawiłyśmy się i poszłyśmy czekać pod gate na nasz samolot. Lot upłynął nam szybko. Na podparyskim lotnisku Charlesa de Gaulle’a zakupiłyśmy bilety na komunikację miejską i ruszyłyśmy w kierunku wielkiej przygody. Gdy dojechałyśmy do okolicy (u stóp wzgórza Montmartre), w której miałyśmy wynajęte mieszkanie musiałyśmy poczekać chwilę na klucze, wtedy Jola zdradziła mi, że ma mieszane odczucia – okolica niby ładna, ale dużo śmieci i nieciekawych ludzi, włóczących się bez celu, którzy napawali obawą naszą Marzycielkę. Po chwili oczekiwania przyszedł do nas Mariusz z biura podróży Lekier France Tours, które pomogło nam znaleźć lokum i razem ruszyliśmy do naszej kwatery. Mieszkanko było skromne, ale miało swój urok – znajdowało się na 4 piętrze, więc z okien mogłyśmy podziwiać stare kamienice rozciągające się przy najbliższych uliczkach. Szybko odświeżyłyśmy się po podróży i wraz z Mariuszem ruszyłyśmy do jednej z restauracji przy placu de Tertre na wzgórzu, aby zjeść francuski obiad. Niestety nasz przyjaciel musiał nas szybko opuścić, ponieważ czekała już na niego wycieczka, więc pyszny posiłek skonsumowałyśmy same.
Następnie zajrzałyśmy do muzeum Dalego, które mieściło się tuż obok restauracji, stamtąd zaś udałyśmy się podziwiać widok na panoramę Paryża spod bazyliki Sacra-Couer, której białe mury królują nad wzgórzem Montmartre. Po zwiedzeniu bazyliki i porobieniu wielu zdjęć zeszłyśmy ze wzgórza, aby udać się w kierunku Wieży Eiffela, czyli najważniejszego punktu wycieczki. Ale jak to bywa z złaknionymi przygód turystkami zahaczyłyśmy jeszcze o Łuk Triumfalny, bo akurat przesiadałyśmy się z metra na stacji przy Polach Elizejskich. Po obfotografowaniu widoków z Łuku ruszyłyśmy na plac Trocadero, który znajduje się naprzeciwko Wieży Eiffla. Następnie spacerkiem udałyśmy się w kierunku żelaznej konstrukcji. Gdy zobaczyłyśmy gigantyczną kolejkę po bilety doszłyśmy do wniosku, że jesteśmy zbyt zmęczone, żeby tak długo stać i postanowiłyśmy, że na Wieżę wrócimy następnego dnia, a dla relaksu ruszymy w rejs statkiem po Sekwanie. Dzień przepełniony atrakcjami dobiegał końca i udałyśmy się na zasłużony odpoczynek.
Następnego dnia pofolgowałyśmy sobie trochę i nie wstałyśmy zbyt wcześnie – doszłyśmy do wniosku, że musimy się wyspać, tak aby mieć siłę na dalszą część wycieczki, a drugiego dnia zaplanowałyśmy nie byle jaką atrakcję, a sam Wersal, który jak się okazało w trakcie upływu wtorkowego popołudnia okazał się spełnieniem marzeń Joli. Nasza nastolatka była pod wielkim wrażeniem przepychu pałacu, ale także i przepięknych ogrodów. Po kilku godzinach spędzonych w rezydencji króla słońce stwierdziłyśmy, że nie straszny nam upał i długi spacer, który odbyłyśmy i ponownie ruszyłyśmy w kierunku Wieży Eiffela. Zjadłyśmy szybko obiad i po raz drugi ustawiłyśmy się w kolejkę po bilety. Jak się okazało ta decyzja była słuszna, ponieważ kolejka była dużo krótsza niż poprzedniego dnia i bardzo szybko udało nam się wjechać na drugie piętro, od którego zaczęłyśmy podziwianie panoramy Paryża. Następnie wjechałyśmy na trzecie piętro, gdzie przez szybę zajrzałyśmy do saloniku Gustava Eiffela, po czym zjechałyśmy z powrotem na niższe piętro czekając na zachód słońca, tak aby zobaczyć miasto nocą. Przycupnęłyśmy na jednej z ławek i rozmawiałyśmy o wrażeniach z całego dnia. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, a miasto powoli rozświetliło się setkami świateł byłyśmy zachwycone, ale jako, że zmęczenie dało nam się we znaki postanowiłyśmy powoli zbierać się do domu. Zjechałyśmy jeszcze tylko na pierwsze piętro, z którego już ciemną nocą oglądałyśmy dachy Paryża. Tam Jola wśród ogrodów Luwru wypatrzyła oświetlone neonami wesołe miasteczko i gigantyczny młot – karuzelę, na którą jak stwierdziła bardzo chciałaby wejść. Po cudownie spędzonym dniu wróciłyśmy na nasze wzgórze.
Środę spędziłyśmy bardzo intensywnie. Zaczęłyśmy od obejścia wkoło katedry Notre-Dame, następnie udałyśmy się do budynku sądu, aby zwiedzić Sainte Chapelle, stamtąd przeszłyśmy do Luwru, gdzie z bliska podziwiałyśmy Mona Lisę, Nike z Samotraki i Wenus z Milo, niestety złota sala była w remoncie, więc musiałyśmy obejść się smakiem i wyszłyśmy na spacer po ogrodach Tuileries, gdzie nasza odważna Marzycielka na wesołym miasteczku weszła na 60 metrowy młot, którego siedzenia kręciły się wokół własnej osi. Gdy zeszła z atrakcji uśmiech nie schodził z jej twarzy. Jako, że zmęczenie dało nam się we znaki pojechałyśmy wcześniej do mieszkania. Jola odpoczywała, a my wraz z jej mamą poszłyśmy zrobić rekonesans w okolicznych sklepach co ciekawego można kupić jako pamiątki dla rodzeństwa Marzycielki.
Czwartek również był dniem intensywnego zwiedzania. Odwiedziłyśmy gwiazdy estrady, kina i inne znakomite osobistości w muzeum figur woskowych, następnie udałyśmy się do Opery, stamtąd do Madeleine – kościoła bez okien, pospacerowałyśmy po Polach Elizejskich, a w między czasie zahaczyłyśmy jeszcze o Centrum Pompidou i jak to bywa z kobietami o centrum handlowe. Pod wieczór pojechałyśmy pod Moulin Rouge, a następnie poszłyśmy pod bazylikę Sacre-Coeur, żeby spędzić wieczór w jednej z kawiarni na Place du Tertre, aby poczuć się jak artysta z przełomu XIX i XX w.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i wyjazd nieubłaganie zbliżał się ku końcowi. W piątek już tylko spacerowałyśmy po Montmartre kupując pamiątki i żegnając się z miastem. Po południu udałyśmy się na samolot i z uśmiechami na twarzy pożegnałyśmy w Warszawie.
Z tego miejsca chcielibyśmy podziękować wszystkim, którzy zdecydowali się oddać swój 1% podatku na Fundację Mam Marzenie – to dzięki Państwu Jola mogła spędzić kilka dni w niezwykłej metropolii jaką jest Paryż. Jolu dziękujemy Ci za tak wspaniałe marzenie i za to, że mogliśmy pomóc Ci je spełnić. Mamy nadzieję, że byliśmy dobrym kompanem i przewodnikiem.