Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie - poznanie marzenia
2018-02-02
W piątek po południu spotkaliśmy się z naszym nowym Marzycielem, Brunonem oraz jego rodzinom. Na początku Bruno był trochę onieśmielony sytuacją, wstydził się odpowiadać na pytania. Stopniowo przyzwyczaił się do naszej obecności. Bardzo spodobał mu się samolot, który on nas otrzymał. Biegał z nim po pokoju i zarazem słuchał o 4 kategoriach marzeń. Jedyną metodą na przekazanie Brunonowi rodzajów marzeń jakie możemy spełnić było wplatanie w nie wątków lotniczych, wtedy chłopiec zatrzymywał się odpowiadał i momentalnie wracał do puszczania samolotu. Pasję Brunona potwierdzała mama opowiadając nam że chłopiec wyznał iż w przyszłości chciałby zostać stewardem. Mama chłopca opowiedziała nam o ich wspólnym wyjedzie do Paryża, w którym mieszkali niedaleko lotniska i Bruno obserwował przyloty i odloty samolotów. O tym jak podczas długiego lotu fascynowało go obserwowanie strefy biznesu, rozkładanych foteli, serwowania poczęstunku. Uczy się też razem z mamą komend obsługi technicznej, żeby otworzyć drzwi i innych.
Mama opowiedziała również o tym, jak wygląda ich obecne życie w związku z chorobą tzn. , że spędzają całe dnie w domu, żeby dzieci się nie zaraziły od innych przeziębieniem, które ma dla nich dużo cięższe konsekwencje. Brunona czeka zabieg, który ma się odbyć w połowie lutego, a później rekonwalescencja. Mama Brunona wraz ze swoimi koleżankami około 6 lat temu była sponsorem dla jednego z naszych Marzycieli.
Kiedy w końcu udało nam się na dłuższą chwilę zwrócić uwagę chłopca, wyznał że chciałby polecieć samolotem do Londynu. Zaczęliśmy się więc interesować dlaczego akurat Londyn? I co Bruno chciałby tam robić? Wtedy zaświeciła się lampka z pomysłem czy skoro chłopiec tak interesuje się lotnictwem, był kiedyś na pokazach lotniczych? Okazało się, że nie, ale po opowiedzeniu na czym taka impreza polega chłopcu zaświeciły się oczy i stwierdził że chce lecieć samolotem do Londynu na pokazy lotnicze. Po takim sprecyzowaniu nie mieliśmy wątpliwości, że w naszej obecności urodziło się marzenie. Zadowoleni ze spotkania ruszyliśmy w pogoń za sponsorami tego pięknego marzenia.
spełnienie marzenia
2018-07-04
Przygoda rozpoczęła się na lotnisku Chopina, tam spotkaliśmy się i - pomimo wczesnej godziny - radośnie wkroczyliśmy do hali odlotów. Bruna wszędzie było pełno, ciekawili go obcokrajowcy i samoloty, które teraz z okna terminalu można było zobaczyć z bardzo bliska. W końcu zasiedliśmy na swoich miejscach i tu także radości oraz dreszczyku emocji przed startem nie dało się ukryć. Lot przebiegł spokojnie, zakończył się miękkim lądowaniem. Na lotnisku z karteczką z samolotem oraz imieniem naszego Marzyciela czekał na nas gospodarz, u którego mieszkaliśmy podczas pobytu w Londynie. Po drodze z lotniska opowiedział nam o sobie, swojej rodzinie oraz specyfice mieszkania w Londynie.
Kiedy dotarliśmy do miejsca docelowego i posililiśmy się, Marek zabrał nas na rekonesans po najbliższej okolicy Crystal Palace. Dobrą rozgrzewką przed zwiedzaniem tak ogromnego miasta, poprzecinanego milionami uliczek było przejście labiryntu w parku. Na początku należało wejść na kamienną mapę, która znajdowała się w środku, i zapamiętać charakterystyczne punkty, których mijanie, później świadczyło o właściwym dążeniu do celu. Sam labirynt natomiast zrobiony był z wysokiego żywopłotu, co uniemożliwiało podglądanie, oraz posiadał liczne ślepe zaułki, które należało omijać. Po rozpracowaniu labiryntu i dojściu do celu nieco zmęczeni wróciliśmy na krótki odpoczynek do domu. Nie zdążyliśmy jednak długo posiedzieć, gdyż okazało się, że nasz bohater w mgnieniu oka ładuje baterie i po około pięciu minutach ganiał po przepięknym ogrodzie Marka w poszukiwaniu jego kota. Szybko więc stwierdziliśmy, że jeszcze tego dnia będziemy w stanie wyruszyć do centrum.
Jako że Bruno jest amatorem nie tylko samolotów, lecz także wszelkiego rodzaju środków transportu, do centrum wybraliśmy się koleją. Nie mogło zabraknąć przejażdżki dwupiętrowym, czerwonym autobusem zwanym double-decker. Oczywiście zajęliśmy miejsca na piętrze, skąd mogliśmy podziwiać architekturę Londynu. Wysiedliśmy pod Saint Paul Cathedra, gdzie odpoczęliśmy na skwerku z idealnie przyciętą zieloną trawką razem z lokalnymi i przyjezdnymi "piknikowiczami”. Następnie Millenium Bridge przedostaliśmy się na drugą stronę Tamizy. Tuż przy brzegu zatrzymaliśmy się w typowym brytyjskim pubie i zamówiliśmy klasyczne fish and chips. O zmroku wróciliśmy do domu, tym razem już całkiem wyczerpani, aby wyspać się przed kolejnym dniem, w którym czekały nas pokazy lotnicze.
Nadszedł wielki dzień; pociągiem dotarliśmy na stację HeadCorn, a stamtąd busem na same pokazy. Już z autobusu podziwialiśmy majestatycznie unoszące się na niebie zabytkowe dwupłatowce.
Ryk silników, przecinające powietrze śmigła i zapach paliwa nadały wydarzeniu charakter typowy dla pokazów lotniczych, natomiast unikatowe samoloty z II wojny światowej, które można zobaczyć stojące w niektórych muzeach, tutaj odżyły, tworząc na niebie niepowtarzalny spektakl. Obserwacjom towarzyszył piknik pełen stoisk z jedzeniem i gadżetami lotniczymi oraz atrakcjami dla dzieci. Karuzele, zderzające się samochody umilały nam przerwy w pokazach. Bruno wybrał sobie upragniony samolot na pamiątkę, po czym obejrzeliśmy finałową walkę pomiędzy Hurricane’m a Spitfire’m.
Gdy wróciliśmy do domu naszych gospodarzy, czekała na nas pyszna obiadokolacja, po której razem graliśmy w badmintona.
Kolejnego dnia atrakcją numer jeden był diabelski młyn London-Eye, którego można było podziwiać panoramę Londynu. Brunowi do gustu przypadła także animacja 4D, która także znajdowała się w kompleksie atrakcji. Niespotykanie wysoka temperatura, brak zachmurzenia jak na ten rejon zachęciła nas do rejsu Tamizą, który tak spodobał się naszemu podopiecznemu, że po dopłynięciu do końca zapragną powrotu tym samym rejsem pod London-Eye czego nie mogliśmy mu odmówić.
Po powrocie spędziliśmy miło czas z rodziną Marka jego przesympatyczną żona Henriettą oraz uroczą córką Olą.
Podziękowaliśmy naszą fundacyjną tradycją, czyli dyplomem za bardzo miłe ugoszczenie nas, pomoc logistyczną, świetne warunki, a przede wszystkim ciepłą rodzinna atmosferę.
Bruno dziękujemy Ci za tak wspaniałe marzenie, i że mogliśmy w nim uczestniczyć!
Ogromne podziękowania dla Marka Kieżuna i jego rodziny.
Dziękujemy Sponsorom:
Krzysztofowi Sondejowi, Państwu Burzom oraz całej firmie Air Sports Promotion.