Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie - poznanie marzenia
2017-11-27
W poniedziałkowe popołudnie udaliśmy się do naszej kolejnej Marzycielki Hani. To czteroletnia blondwłosa przeurocza dziewczynka, która mimo lekkiego zawstydzenia przywitała nas szerokim uśmiechem. Na początek spotkania wręczyliśmy jej drobny upominek, który rozpakowała z nieskrywaną radością. Okazało się, że trafiliśmy nim w dziesiątkę. Były to przybory plastyczne, a jako że Hania uwielbia tworzyć małe arcydzieła, szybko sprawdziła ich możliwości.
Na początku nasza Marzycielka powoli włączała nas we wspólną zabawę i rysowanie. Po krótkiej chwili zaprosiła nas do swojego pokoju, gdzie pokazywała nam swoje zabawki, pluszaki i książeczki. Następnie wylądowaliśmy na dywanie, a Hania zaproponowała nam zabawę w sklep.Wyciągnęła specjalną kasę fiskalną, na której podliczała nas bez skrupułów. Oczywiście nie trzeba chyba mówić, kto występował w roli sprzedawcy, a kto był kupującymi. Naszą walutą były specjalne kasztany z kolekcji Hani. Chwilę później dziewczynka miała już w ręku zeszyt i długopis, i narysowała nasze portrety. Jej rysunki były piękne i kolorowe! Uśmiech nie schodził Hani z buzi, cały czas była pogodna i wesoła. Pokazywała nam również inne nabyte już umiejętności, np. pisanie literek, którego uczy się razem z rodzicami, swój podpis ma już opanowany niemal do perfekcji.
W trakcie spotkania staraliśmy się podpytać Hanię, co jest jej największym marzeniem. Początkowo trochę wstydziła się powiedzieć o nim sama i prosiła mamę, aby to ona się tym z nami podzieliła. W końcu jednak się udało! Hania zaczęła opowiadać, że marzy o drewnianym domku, w którym będzie drabinka i włochaty kocyk. Te dwie rzeczy są najważniejsze dla naszej Marzycielki. Na potwierdzenie tego, jak dokładnie ma on wyglądać, dostaliśmy ilustrujący go rysunek, na którym nie brakowało żadnego szczegółu.
Tego wieczora świetnie się bawiliśmy razem z Hanią, przez co nie mogliśmy się z nią rozstać. Widać było, że po dość wstydliwym początku spotkania Marzycielka otworzyła się na nas i bawiła się razem z nami. Czas spędzony z Hanią był czymś wyjątkowym! Długo po spotkaniu debatowaliśmy jeszcze o Hani, a uśmiechy pozostały z nami aż do końca dnia. Teraz zrobimy wszystko, aby jej marzenie spełniło się jak najszybciej i liczymy na to, że znowu zobaczymy jej piękny uśmiech!
spełnienie marzenia
2018-04-28
W pięknej aurze długiego weekendu majówkowego udaliśmy na spełnienie kolejnego marzenia. O 7.00 rano wyjechaliśmy z Warszawy razem z tatą Hani do ich oddalonego o ok. 120 km domu. Hania to nasza przesłodka Marzycielka, która wyśniła sobie drewniany domek, koniecznie z drabinką i włochatym kocykiem! Mimo tego, że droga nie była najkrótsza, przebiegła bardzo szybko i przyjemnie.
Gdy przyjechaliśmy do mieszkania dziadków Hani, Marzycielka nakrywała do stołu, chcąc nas ugościć. Nie chcieliśmy zdradzić jej celu naszego przyjazdu, dlatego postanowiliśmy go nieco ukryć, mówiąc, że chcemy się tylko upewnić, czy marzenie jest aktualne i czy ewentualnie domek się zmieści. Na początku spotkania widać było lekkie zawstydzenie na twarzy Hani, ale już po chwili staliśmy się wujkiem Michałem i ciocią Asią, i wylądowaliśmy razem z nią na dywanie, bawiąc się w stragan, gdzie robiliśmy zakupy. Po wybraniu odpowiedniej ilości warzyw mogliśmy zacząć gotować pyszną zupę według przepisu Hani. W trakcie tej czynności dziewczynka niespodziewanie wypowiedziała zdanie, które nieco nas zaskoczyło. Mianowicie pomiędzy słowa o składzie zupy – marchewka, cebula i pomidory – Hania wplotła: „Zapomniałam dorysować drzwi do domku!”. Dzięki tej spontanicznej sytuacji byliśmy coraz bardziej świadomi jej potrzeb posiadania rzeczy, z którą do niej przyjechaliśmy.
Kiedy zbliżała się godzina naszego spotkania z pracownikami firmy, której zleciliśmy skręcenie domku, przyszedł czas na małe przetasowania w grupie. Ja, czyli ciocia Asia, zostałam z Hanią i oddawałam się dalszym urokom zabawy, zaś drugi wolontariusz, czyli wujek Michał, wraz z tatą dziewczynki pojechał na działkę, na której miał powstać domek. Tam od pierwszych minut wzięli się za pracę, bo nie wiedzieli, jak dużo czasu mają do powrotu Hani. W szybkim tempie wypakowali wszystkie paczki i wzięli się za przygotowanie terenu pod nową budowlę. Równolegle druga ekipa skręcała konstrukcję tego cuda. Towarzyszyli im dziadek i babcia Marzycielki. To właśnie ona, obserwując całą sytuację, doszła do wniosku, że w nowych donicach pięknie prezentowałyby się pelargonie! Niewiele myśląc, udała się na pobliski bazar i przywiozła piękne kwiaty, którymi potem udekorowała domek. Za to reszcie udało się skończyć pracę.
W tym samym czasie w drugim punkcie strategicznym naszej wyprawy odwracałam uwagę Hani od całego zamieszania. Razem stylizowałyśmy nowe fryzury, próbując dobrać dla Hani odpowiednią długość włosów, bawiłyśmy się w chowanego, jedną z ulubionych gier Marzycielki, udałyśmy się też na przejażdżkę rowerową, która zaprowadziła nas na plac zabaw. Pytana w międzyczasie o inne marzenia Hania, tak na wszelki wypadek, gdyby nie udało się spełnić marzenia o domku, odpowiedziała: „Przecież, ja nie mam większych marzeń. To jest największe”. Zabawa nie miałaby końca, gdyby nie telefon od taty Hani, który poprosił, żebyśmy wróciły, bo chce przyjechać i zabrać nas na działkę.
Kiedy już tam dotarłyśmy, Hania nic nie podejrzewała i zmierzała w kierunku ogrodu, aby mi go pokazać. Jakież było jej zdziwienie, gdy w miejscu, gdzie wcześniej między drzewami schowana była polana, powstał piękny drewniany domek! Razem z najbliższymi dziewczynki otworzyliśmy szampana Piccolo i wznieśliśmy toast. Hania biegała jak oszalała, zaprosiła wszystkich do środka i nie pozwoliła nikomu wyjść. Zakomunikowała, że ma w planach pomalowanie go na różowo. Opuszczając każdorazowo domek, zwracała nam uwagę, że należy go zamknąć niewidzialnym kluczem!
Po kilkugodzinnej pracy wspaniała rodzina Hani ugościła nas pysznym jedzeniem z grilla, a w tym czasie Hania, bujając się na huśtawce, wykrzykiwała: „Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję”. Po posiłku szczęśliwi i pełni energii udaliśmy się w drogę powrotną do domu!
Jeszcze przed snem od mamy Hani dostaliśmy sms-a, że dziewczynka „padła” ze zmęczenia, ale była przy tym niezwykle szczęśliwa. Ciężko im wyrazić wdzięczność za spełnienie tego marzenia. A my po prostu taki mamy fach – czynimy cuda. Haniu, niech Ci się dobrze mieszka w Twoich nowych czterech ścianach.
Dziękujemy wszystkim, dzięki którym udało się spełnić marzenie Hani i uczynić ten dzień tak wspaniałym i niepowtarzalnym.