Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2008-08-27
Drzwi do mieszkania otworzył 6-letni chłopczyk, ale widzieliśmy go tylko przez kilka sekund, bo niespodziewanie zniknął za fotelem w pokoju. Po chwili pojawiła się uśmiechnięta mama, zadowolona, że już dotarliśmy i trochę zmieszana zachowaniem synka, który "nigdy tak nie robił". Próbowaliśmy różnymi sposobami wyciągnąć Mikołaja zza fotela, niestety bezskutecznie.
Po kilku minutach Mikołaj jak "samochód wyścigowy" wybiegł zza fotela i udał się do swojego pokoju. Tam schował się pod biurkiem. Do akcji wkroczyła Monika. Postanowiliśmy, że usuniemy się w cień, podsunęliśmy tylko Monice lodołamacze w postaci gier i puzzli z motywem z bajki o autkach Disneya.
Kiedy zajrzeliśmy do pokoju, okazało się, że prezenty są już rozpakowane, a Mikołaj zadowolony, o czym świadczył jego szczery uśmiech. Jednak chłopiec nadal siedział pod biurkiem. No cóż? Było to przecież nie lada wydarzenie. Wizyta obcych ludzi, może wywołać reakcje znacznie bardziej dotkliwe niż zakłopotanie.
Monika zajęła się nawiązywaniem przyjacielskich relacji z Mikołajem, a rodzice Mikołaja opowiedzieli nam o chorobie syna, o diagnozie, która postawiona została dopiero w piątym roku życia chłopca, o pobytach w szpitalach. Pokazali nam albumy ze zdjęciami Mikołaja, opowiedzieli o rodzinie, o tym czym się zawodowo zajmują. W tym czasie Monika próbowała namówić Mikołaja, żeby jednak wyszedł spod biurka i przyszedł się z nami pobawić. i . wkrótce tak się stało.
Mikołaj przybiegł do pokoju z grą opartą na disneyowskiej bajce o autkach, rozłożył ją na podłodze i zaprosił do wspólnej zabawy. Gra sprawi Mikołajowi dużo radości, ale na niej się nie skończyło. Zabawa rozkręciła się na całego. Mikołaj urządził prawdziwą dyskotekę, przy tym biegał, krzyczał i śmiał się.
Po niespełna godzinie zobaczyliśmy rysunek Mikołaja, ale nie wiedzieliśmy co przestawia. Nie było szans, żeby przyjrzeć mu się dokładnie, mieliśmy go przed oczami zaledwie kilka sekund. Mikołaj zbyt szybko zniknął nam z oczu. Nie było rady, trzeba było "wedrzeć się" do pokoju Mikołaja - świata gier planszowych i szalejącej dyskoteki. Okazało się, że panowie są pogrążeni w grze, a na kanapie leżą dwa piękne rysunki.
Rysunek oznaczony własnoręcznie cyfrą "2" (marzenie awaryjne) przedstawiał czerwony samochód "Zig Zag", czyli marzenie dotyczyło gry z samochodzikami. Na drugiej kartce narysowana była woda i... duuuża ryba. Rekin? Orka? Delfin? Trzecia odpowiedź była trafna, a to marzenie otrzymało numer 1. Mikołaj chciałby pobawić się z delfinami. Wszystko jasne, zadanie dla nas to wizyta w delfinarium.
inne
2009-06-22
Od kiedy dowiedziałam się, że marzeniem Mikołaja jest pływanie z delfinami okropnie się denerwowałam, czy takie marzenie uda się spełnić? Pół roku później przekonałam się ,jak bardzo się pomyliłam...
Oboje z mężem Arturem musieliśmy uciec się do małego oszustwa, bo spotkanie z delfinami miało być wielką niespodzianką, a trzeba było jakoś wyjaśnić Mikusiowi pakowanie walizek. Syn dowiedział się więc, że niedługo pojedziemy do Warszawy z całą rodzinką i że przyjedzie Pan po nas samochodem. Przyjął to do wiadomości, jednak chciał się upewnić, czy aby na pewno nie będzie miał wenflonu skoro jedziemy do Warszawy i czy przypadkiem nie będzie spał w szpitalu??
W dniu wyjazdu Mikołaj był wielce zaskoczony, gdy zobaczył Monikę, pamiętał ją przecież z sierpniowego „pierwszego spotkania”. Dogadali się szybko między sobą, że wspólnie będą zwiedzać stolicę, a jak szybko dojedziemy na miejsce, to również zobaczą rekiny.
Zajechaliśmy więc prosto do oceanarium. Jakie tam były piski, zachwyty, bo... nasz marzyciel zobaczył w końcu rekiny! Biegał od akwarium do akwarium, bo wciąż liczył, że skoro są rekiny, to może są gdzieś także delfiny? Przewodnik nie nadążał opowiadać o rybkach i dziwach morskich głębin. Czy wiecie, że znał ukochaną bajkę chłopca "Gdzie jest Nemo?"? To była dopiero gratka, gdy Mikołaj stanął oko w oko z pomarańczowym, głównym bohaterem i z jego przyjaciółmi!
Zgodnie z zapowiedzią, następnego dnia miało miejsce zwiedzanie stolicy. Naszym celem było najnowsze lotnisko. Niezwykłej radości i piskom ze strony Mikołajka nie było końca, zwłaszcza wtedy kiedy dowiedział się, że polecimy samolotem. My też byliśmy zdenerwowani i podnieceni. W końcu dla większości z nas miał to być pierwszy lot…
Lot był bardzo ekscytujący, widoki zapierały dech w piersiach! Mikołaj prawie cały siedział z nosem przyklejonym do okna i dalej nie wiedział, dokąd leci... W Moskwie, gdzie mieliśmy międzylądowanie , Mikołaj razem z Klaudią (marzycielka z Katowic) i jej siostrą Wiktorią szukali pomysłu na różne zabawy, by zabić czas. Zaczęli więc malować, oglądać przez szybkę samoloty, podrzucać maskotki, gonić się i bawić w chowanego. W Symferopolu czekał na nas przewodnik, Pan Andrzej i kierowca busu. Dzieci były już bardzo zmęczone. Mikołaj w drodze do Jałty zasnął i spał tak mocno, że musiałam wziąć go na ręce, podczas gdy pozostali zajęli się zakwaterowaniem w luksusowym hotelu „Jałta”.
Pierwszego dnia pobytu na przepięknym półwyspie Krymskim, po inhalacji i sutym śniadaniu, wybraliśmy się na wycieczkę. Pogoda była nieciekawa. Chcieliśmy poczekać na Pana Andrzeja, ale Mikołaj wcześniej porwał ciocię Monikę (tak dzieci zaczęły się do niej zwracać), bo chciał sam wszystko z nią obejrzeć. Kiedy wrócili, pędził krzycząc już z daleka, że widział delfiny i my również musimy koniecznie je zobaczyć! Zeszliśmy więc na dół do delfinarium, by podziwiać show z udziałem tych zwierzątek. Pokaz zapierał dech w piersiach! Delfiny są po prostu cudne! Malowały obrazy, śpiewały z nut, tańczyły w parach lambadę i rock and roll’a... Oczywiście cały czas skakały, podrzucały piłkę, łapały na nosy koła, które m.in. Mikołaj rzucał im z widowni. Jeden delfin nie chciał brać udziału w pokazie i ciągle podpływał do widowni i zaczepiał nas!
Po pokazie były zdjęcia z udziałem delfinów, głaskanie (są takie aksamitne i ciepłe), pływanie na pontonie. To dopiero było przeżycie, czuliśmy jakbyśmy płynęli motorówką! Mikołaj piszczał z radości tak głośno, że aż uszy bolały. Potem jeszcze karmienie delfinów rybkami i wspólna zabawa - mały Marzyciel bawił się ze zwierzakami kółkiem i piłką. Warto było trochę zmarznąć i zmoknąć, by zobaczyć uśmiechniętą buzię synka. Potem z żalem, ale z uśmiechem poszliśmy się przebrać i zwiedzić Jałtę. Kiedy wróciliśmy z wycieczki, zdecydowaliśmy się skorzystać z basenu. Była to ogromna frajda dla nas wszystkich. Na kolację wybraliśmy się do restauracji z kuchnią ukraińską, która mieściła się na tarasie na ostatnim piętrze hotelu, skąd rozpościerał się cudowny widok na miasto portowe, Morze Czarne i cudne, wysokie góry. Idąc spać, nie spodziewaliśmy się, że następny dzień będzie jeszcze lepszy…
9 maja, z samego rana, podziwialiśmy wschód słońca nad Morzem Czarnym. Mikołaj w tym czasie się inhalował, potem zdążył jeszcze trochę „ pooglądać widoczki”. Bardzo mu się śpieszyło do delfinów. Pogodę mieliśmy super. Po kolejnym królewskim śniadaniu (szczególnie wystawne z powodu narodowego święta - rocznica zakończenia II wojny światowej) ciocia Monika zawiadomiła nas o kolejnej niespodziance. Ale… przedtem mamy wziąć ręczniki i stroje, bo będziemy pływać w basenie. Jakie było zaskoczenie, kiedy dotarliśmy nie do basenu, w którym wcześniej pływaliśmy, tylko do basenu z delfinami! Przygotowano dla nas specjalne skafandry, oj, jak ciężko było je założyć! Basen był głęboki, dlatego mamy miały wejść do wody pierwsze, a dopiero potem dzieci. Mikołaj wszedł do wody zbyt szybko i okropnie się wystraszył lodowatej wody… Trzeba go było szybko wyjąć, szkoda. Rekompensatą były kolejne zdjęcia z delfinami oraz rysunki, które delfiny namalowały kolorowymi farbkami specjalnie dla Marzycieli!! Obraz ten pieczołowicie przywieźliśmy do Polski…
Ciocia Monika, cała zapłakana (bo wzruszona!) uroczyście przekazała dyplom od Fundacji jako dowód spełnienia marzenia Mikołajka! Kupiła też obiecane dzieciom lody i zabawki. Z żalem opuściliśmy delfinarium, by wybrać się na kolejną niespodziankę. Jednak przedtem poszliśmy się kąpać w przyhotelowym basenie ze zjeżdżalnią. To była frajda dla dzieci! Oj, szkoda że nie zrobiliśmy zdjęć z tych szaleństw. Kiedy się przebraliśmy, wyruszyliśmy z przewodnikiem zwiedzać Jałtę. Mikołaj zobaczył w końcu wymarzone palmy, które rosły wzdłuż bulwaru portu. Przy przystani czekał na nas statek, który wypłynął na Morze Czarne. Po drodze Mikołaj wypatrywał delfinów i … podobno zobaczył jednego! Kiedy dotarliśmy do Gaspa, dech nam zaparło! Wybrzeże jest tak piękne, że nie da się tego opisać. Szczególnie przepiękny jest pałacyk „Jaskółcze Gniazdo” wzniesiony na najwyższej skale.
W drodze do busu, który miał nas zabrać do Jałty, chodziliśmy po stromych schodach, mijaliśmy krokodyle, węże, orły, pawia… i podziwialiśmy cudne widoki na morze. Zanim odjechaliśmy z Gaspa, konieczny był suty obiadek z regionalnych dań, a tradycyjnie dla Mikołaja został zamówiony szaszłyk na metalowym, wielkim pręcie! Mały urwis zażyczył sobie jeszcze Mc’Donalda, a Klaudia z siostrą go poparły, więc ciocia Monika spełniła kolejne dziecięce marzenia. Całodzienną wycieczkę z wieloma wrażeniami uczciliśmy w hotelowym pokoju, do którego zamówiliśmy przepyszne desery lodowe.
Wcześnie rano wyjechaliśmy do Symferopolu, gdzie pożegnaliśmy się z sympatycznym Panem Andrzejem. Z Moskwy tym razem lecieliśmy polskimi liniami LOT do Warszawy. Mikołaj nie doczekał się startu - zasnął ze zmęczenia. Trzeba było go budzić na posiłek, który przyniósł personel pokładowy. Krótko potem, nad Białorusią, stało się coś zaskakującego! Główny pilot samolotu poinformował wszystkich podróżnych, że na pokładzie są dwaj marzyciele: Klaudia i Mikołaj, którzy pływali z delfinami i życzył im szczęśliwej podróży! Zanim wysiedliśmy z samolotu, dzieci zostały zaproszone do kabiny pilota, by zrobić sobie zdjęcia. Mikołaj usiadł kapitanowi na kolanach i chwilę z nim porozmawiał. To było przeżycie, wszak nikomu z pasażerów nie wolno wchodzić do kabiny pilota!
I tak dobiegła końca nasza podróż. Na lotnisku czekał na nas Pan Jacek, który jest autorem pamiątkowego zdjęcie całej naszej ósemki. Jeszcze wylewne pożegnanie z katowicką Marzycielką i jej rodziną - to byli cudowni towarzysze podróży, zwłaszcza Klaudiusia. Ostatnia porcja lodów i w drogę do domu, do Piły… Przy pożegnaniu Ciocia Monika znów się popłakała! My rodzice, a przede wszystkim Mikołaj uważamy, że MARZENIE ZOSTAŁO CUDOWNIE SPEŁNIONE! Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy nam pomogli. Dziękujemy szczególnie Monice, że przygotowała tyle niespodzianek, których nie dało się tu wszystkich opisać. Masz od nas wielki uśmiech i gorącego buziaczka od Mikołajka!!
Z całego serca dziękuję:
•Oceanarium w CH Blue City w Warszawie oraz Panu Krzysztofowi Pętlakowi za ciepłe przyjęcie naszej wycieczki
•Przewodnikowi Andrzejowi Krawczence, za fachową pomoc i wsparcie swoim doświadczeniem
•Pani Ewelinie Prus i biurze podróży Victoria Travel, za zorganizowanie wyjazdu
•Wolontariuszom z poznańskiego i katowickiego oddziału Fundacji Mam Marzenie: Karolinie, Maji, Jackowi i Piotrowi – za wsparcie i wiarę, że wszystko będzie dobrze.
To były piękne i niezapomniane chwile! Bardzo, bardzo dziękuję!
Monika - wolontariusz FMM o. Poznań