Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie - poznanie marzenia
2016-10-23
„Kiedy się czegoś pragnie, wtedy cały wszechświat sprzysięga się, byśmy mogli spełnić nasze marzenie”.
O czym marzy ośmioletni, otwarty na świat i bardzo uroczy Filip? Z całych sił bardzo chciałby Polecieć do Lizbony w Portugalii. Przeżyć magię lotu. Marzyciel jak był mały, to kiedyś leciał, jednak tego momentu nie pamięta, więc teraz chciałby zobaczyć jak to jest. A co robiłby Filip w Lizbonie? Pragnieniem jest zobaczenie ZOO i Oceanarium, a w nim delfiny, pokarmić lwy morskie, pelikany jak również przejechać się kolejką pod ogrodem. Pokąpać się w Oceanie Atlantyckim, pozwiedzać zabytki, pochodzić po uliczkach miasteczka, poczuć niepowtarzalną atmosferę Lizbony w starym stylu. Dodatkowo przy okazji Filip marzy jeszcze o pojechaniu do Fatimy i odkryć tajemnice fatimskie.
I czy nie jest to wspaniałe marzenie? Otóż jest, bo jest to największe pragnienie Filipa, wyjątkowego chłopca o uroczym uśmiechu, przepięknych oczkach. Marzenie wypowiedziane głośno, więc teraz czas, aby marzenie stało się rzeczywistością. Czy się uda? Mamy wielką, ale to wielką nadzieję …….
spełnienie marzenia
2017-09-06
„Wreszcie nadszedł ten dzień! Nie zachorowałem, nie kaszlałem, czułem się świetnie i byłem na 100 % gotowy na wycieczkę moich marzeń – na wycieczkę do Portugalii!!! Wieczorem, dzień przed wylotem przyjechał po mnie, po mojego starszego brata Mikołaja i po moją mamę samochód, który zabrał Nas do hotelu w Białymstoku, żebym miał krótszą i mniej męczącą podróż na lotnisko do Warszawy. Byliśmy spakowani i bardzo podekscytowani.
Rano, po śniadaniu poznaliśmy Panią z Fundacji Mam Marzenie i wspólnie pojechaliśmy na lotnisko. Odprawa poszła sprawnie i szybko, niestety samolot opóźnił się 3 godziny. Mieliśmy czas, żeby pozwiedzać lotnisko i oglądać startujące i lądujące samoloty. Wreszcie wsiedliśmy do samolotu. Wtedy to już naprawdę zacząłem się bać startu i lotu. Kiedy samolot rozpędził się już bardzo, bardzo, a koła oderwały od ziemi, okazało się, że jest to dziwne przyjemne uczucie. Wzbijaliśmy się długo, a kiedy osiągnęliśmy zamierzoną wysokość, obserwowałem na ekranie, jakie miasta mijamy i odliczałem czas do Lizbony. Nad Portugalią znaleźliśmy się późnym wieczorem, lecieliśmy w kierunku oceanu, kiedy byliśmy już prawie nad nim, samolot wykonał zwrot i zaczął obniżać swój lot. Widziałem dokładnie kolorowe światła Lizbony, sznury ulic. Byłem oczarowany! Wreszcie poczuliśmy szarpnięcie i samolot wylądował. Byliśmy w Lizbonie!!! Na lotnisku nie mogliśmy odnaleźć się z moją ciocią, która miała na nas czekać po przylocie z Londynu. Mieliśmy problem z telefonem, dlatego postanowiliśmy poczekać na nią w hotelu. Pan policjant przed lotniskiem pomógł Nam znaleźć dużą taksówkę, taką, która zmieściła naszą czwórkę i mój wózek i pojechaliśmy. W pokoju byliśmy prawie o północy. Byłem tak wykończony, że niemal natychmiast zasnąłem. Ciocia Monika dotarła później. Jej samolot też się bardzo spóźnił.
I pierwszy poranek w Lizbonie! Zjedliśmy pyszne śniadanie w hotelu. Świeży sok pomarańczowy i świeże owoce były najlepsze. Następnie spakowaliśmy się do wypożyczonego przez Fundację samochodu i pojechaliśmy do Fatimy! Nie jest ona położona bardzo daleko, chyba około 120 km. od Lizbony. Fatima różniła się trochę od naszych wyobrażeń o niej. Była taka nowoczesna, mnóstwo budynków, ogromne parkingi, potężna świątynia, równie ogromny plac i ogromnie dużo turystów i pielgrzymów. Nie zobaczyliśmy drzewa, nad którym ukazywała się Matka Boża, bo podobno wierni rozebrali je kawałek po kawałku. Zobaczyliśmy za to groby św. Franciszka i św. Hiacynty. Spaliliśmy świece z naszymi intencjami w specjalnym ognisku i pospacerowaliśmy w Słońcu w miejscu, w którym kiedyś miały miejsce objawienia. Trochę szkoda, że nie było tam już tych polnych ścieżek i pól sprzed 100 lat, ale najważniejsze, że byłem Tam!
Wracając niechcący trafiliśmy na jedną z najpiękniejszych plaż pod Lizboną. Ocean jest przepiękny! Żałowaliśmy, że był już wieczór i zrobiło się za zimno na kąpiel. Zresztą, o wybrzeże biły ogromne fale. Mama owinęła mnie w ciepły koc i zaniosła nad ocean. Niestety mój wózek ugrzązłby w piasku, dlatego musiał zostać na twardym podłożu. Siedzieliśmy na piasku i patrzyliśmy jak fale biją o brzeg. Wiatr potargał włosy mamy, cioci i pani z Fundacji. Było super!
Następnego ranka wstaliśmy wcześnie, żeby zwiedzić oceanarium. Musieliśmy przejść kawałek drogi do metra, bo nie na każdej stacji była winda dla niepełnosprawnych. Do oceanarium szliśmy długim pomostem zbudowanym wzdłuż brzegu rzeki. Dobrze, że bilety do oceanarium kupiliśmy w hotelu, uniknęliśmy dzięki temu stania w ogromnej kolejce. Widzieliśmy najróżniejsze ryby od maleńkich kolorowych zaczynając na wielkich rekinach kończąc. Najfajniejsze były dwie wydry, które akurat myły sobie brzuszki i policzki. Małe pingwinki, które były tak blisko, że prawie można było ich dotknąć, poodwracały się tyłem do zwiedzających. Chyba miały dość ludzi. Zdziwiłem się, na widok ogromnego kraba, który stał na długich nogach. Sięgał mi prawie do ramienia. Miałem nadzieję, że będziemy szli tunelem otoczonym wodą, a ryby będą wokół nas, ale takiej atrakcji tam nie było.
Po obiedzie wybraliśmy się na zwiedzanie starówki w Lizbonie. Mieliśmy trochę problemów z dostaniem się tam metrem, ale dotarliśmy. Stare uliczki Lizbony były piękne. Wieczorem można na nich spotkać różnych artystów, którzy grają, śpiewają albo przebierają się za ciekawe postacie. Myśmy przystanęli, żeby posłuchać i obejrzeć występ marionetki – kościotrupa. Bardzo mi się podobał. I znów wieczór przyniósł bardzo zimny wiatr. Dobrze, że miałem ciepłą bluzę z kapturem. Po kolacji późnym wieczorem wróciliśmy do hotelu.
Trzeciego dnia nie trzeba było nas budzić. Sami obudziliśmy się wcześnie, bo czekał Nas wyjazd nad ocean! Poczekaliśmy do godz. 10, żeby zrobiło się upalnie i pojechaliśmy. Ocean jest przepiękny, ale strrrasznie zimny. Siedzieliśmy na piasku, a fale przypływu oblewały Nas co jakiś czas do pasa. Nagle niespodziewanie nadeszła wielka fala, która zalała Nas prawie całkowicie. Mama musiała wycierać mi twarz i szybko mnie rozgrzać. Mikołaj, ciocia Monia i mama zakopali mnie wtedy w gorącym piasku i od razu zrobiło mi się cieplutko. W kilka godzin ocean pochłonął połowę plaży. A My musieliśmy wracać.
Chcieliśmy jeszcze wiele zwiedzić i zobaczyć w Portugalii, ale niestety nadszedł czas powrotu. Było mi trochę smutno, że trzeba wracać, ale troszkę tęskniłem już za najmłodszym bratem i tatą i naszą suczką, zresztą trzeba było wracać do szkoły, bo IV klasa, to już nie przelewki. Moje marzenie spełniło się! Leciałem samolotem, byłem w egzotycznej Portugalii, kąpałem się w oceanie! Dziękuję Fundacjo „Mam Marzenie”! Dziękuję wszystkim, którzy pozwolili mi spełnić moje marzenie!”
A My ze strony Fundacji Mam Marzenie, Filipa i Jego rodziny, z całego serca dziękujemy Fundacji Auchan oraz Tancerzom z Białegostoku za możliwość realizacji największego marzenia Filipa. To dzięki dobry ludziom, marzenia mogą się spełniać!!! Dziękujemy!!!