Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie - poznanie marzenia
2016-09-18
W poniedziałkowy wieczór wybrałyśmy się w odwiedziny do dziesięcioletniego Igora, żeby dowiedzieć się o czym marzy. Odnalezienie właściwego adresu nie było proste, ale gdy już udało nam się zapukać od drzwi naszego Marzyciela, przywitała nas mama razem z czteromiesięcznym braciszkiem Igora - Kornelem. Póżniej zaś poznałyśmy niezwykle grzecznego, cichego i spokojnego chłopca.
Nasz Marzyciel od samego początku miał już w głowie misterny plan, który chciał nam przedstawić. Jego marzeniem jest plac zabaw. Mama opowiadała nam jak bardzo Igor prosił o to, żeby móc pobawić się na placu zabaw z innymi dziećmi, gdy jeszcze mieszkali w bloku. Niestety nie pozwalał na to stan zdrowia chłopca. Kilka miesięcy temu rodzina Igora przeprowadziła się do domku na wsi; Igor czuje się już dużo lepiej, ale niestety w okolicy nie ma placu zabaw. Igor nie może zapomnieć tego miejsca w pobliżu swojego poprzedniego mieszkania i wciąż marzy. Na szczęście jesteśmy my. Zrobimy wszystko, żeby spełnić marzenie Igora.
spełnienie marzenia
2016-11-05
Pierwsza sobota listopada w gorzowskim oddziale fundacji stała pod znakiem gier i zabaw na świeżym powietrzu. Wolontariuszki wybrały sie w długą podróż do Ownic, żeby ponownie spotkać 10-letniego Igora, który marzył o własnym palcu zabaw. We czwórkę, uzbrojone w balony i zieloną wstęgę, którą oficjalnie przeciąć miał chłopiec, "wtargnęłyśmy" na podwórko Marzyciela, by udekorowć plac zabaw balonami i kokardą na okazję uroczystego otwarcia. Chwilę później na powitanie wyszedł do nas tata chłopca, zapraszając do domu, by obudzić wciąż zaspanego Igora. Jak dowiedziałyśmy się od mamy Marzyciela, jego zmęczenie miało jeden bardzo ważny powód: Igor, jak każde ciekawe dziecko, dzień przed naszymi odwiedzinami, po wielu godzinach doglądania zza szyby panów skręcających i ustawiających jego wymarzony plac zabaw, musiał osobiście skontrolować ich pracę oraz wytrzymałość konstrukcji. Jego nocne testowanie sprzętów z latarką w ręku oraz Śnieżkiem u nogi było zadaniem czasochłonnym, jak przystało na sumiennego dzieciaka i poskutkowało jego zamykającymi sie oczkami w niedzielę. Zaznajomiony już ze swoim prezentem chłopiec podczas naszego "oficjalnego" spełnienia marzenia, nie tracąc czasu, przeciął wstęgę i z ekscytacją rozgościł się pod daszkiem swojego "domku". Tego pięknego dnia nikt nie potrzebował już latarki, a Igorowi pozostało już tylko zjeść porządne śniadanie, by móc bawić się i dalej testować swój wymarzony plac zabaw.