Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2007-08-06
Spotkanie z Jarkiem miało się odbyć poniedziałkowym przedpołudniem w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie. Odbyło się troszkę później, ale nikomu to nie przeszkadzało - nawet fajnie się złożyło ? Ponieważ Jarek nie przebywa obecnie na oddziale, spotkaliśmy się z nim w sali konferencyjnej. Gdy tylko weszliśmy uwagę chłopaka zwróciła pokaźnych rozmiarów reklamówka i prawidłowo, bo był to Lodołamacz dla naszego nowego marzyciela ? Mama powiedziała nam, że Jarek bardzo lubi układać puzzle, więc cóż innego mogliśmy kupić na "przełamanie lodów" ? Ogromną rolę odegrała tutaj Matylda - sześcioletnia córka Gośki - to ona wybrała obrazki, jakie będą na układankach ? Wspaniały gust, trzeba przyznać. Pewnie odziedziczony po mamie ;) Ale wracając do spotkania - Naszemu Marzycielowi prezent spodobał się tak samo, jak i mi, kiedy go zobaczyłem... Nie muszę pewnie mówić, że jak to zwykle bywa kawałki rozdzieranego papieru fruwały po pokoju podczas rozpakowywania Lodołamacza... Ale to jest fajne - patrzeć, jak młody człowiek z ciekawością w oczach dobiera się do tych wszystkich pakunków, które mu przynosimy ?
Jarek od razu zaczął analizować szczegóły obrazków i stopień trudności, a Mama powiedziała tylko: " No, to teraz będzie miał zajęcie na całe popołudnie, siłą go nie odciągnę...". I o to właśnie chodziło - kolejny trafiony prezent ? Po krótkiej rozmowie o cierpliwości do puzzli, modelarstwa i dziergania na drutach ;) zabraliśmy się za robotę - w końcu nie przyszliśmy dla przyjemności... Jasne, i tak wszyscy wiemy, jaka to radocha słuchać o marzeniach tych wspaniałych dzieciaków ? Tak też było i tym razem. Gośka wypełniała z Mamą RPM, a ja z Jarkiem rozmawialiśmy o marzeniach... Opowiadałem mu różne historie związane z poszczególnymi spełnionymi już przez nas marzeniami, a sam Jarek myślał o kolejnych pomysłach. Stworzyliśmy nawet taką roboczą listę, gdzie na zasadzie "burzy mózgów" wpisywaliśmy wszystkie możliwości, jakie przychodziły Marzycielowi do głowy, żeby następnie wyłonić to jedno jedyne... i dwa zapasowe... Pomysłów było mnóstwo - spotkanie z Budką Suflera, wyjazd do Rzymu, występ z kabaretem Ani Mru Mru i naprawdę wiele innych. Mama Jarka, razem z Gośką wypiły sobie nawet po kawce oczekując na "werdykt". Ostatecznie, metodą eliminacji zostaliśmy przy hulajnodze elektrycznej. Ma to być taki substytut dla skutera, o którym Jarek marzy już od dawna, ale niestety tego marzenia spełnić nie możemy... Hulajnogę natomiast jak najbardziej i już zabieramy się do pracy :-)
Autor: Kamil S.
spełnienie marzenia
2007-08-22
Pomimo upału, jaki dawał się nam we znaki do Jarka jechaliśmy w bardzo radosnych nastrojach. Nie dość, że jechaliśmy spełnić chłopcu marzenie, to jeszcze w dodatku okrągłe - osiemdziesiąte marzenie w naszym oddziale, a na dodatek jechaliśmy w tym samym składzie, co na pierwsze spotkanie z Jarkiem :) Najpierw oczywiście trzeba było zakupić marzenie – elektryczną hulajnogę, z czym nie mieliśmy problemu, bo to już piąta w naszym oddziale i wszystkie zostały nabyte w zaprzyjaź nionej firmie Ledex, która daje nam specjalne zniżki.
Teraz zostało nam już tylko ładnie zapakować pudełko w nasz zielony papier i zawieźć sprzęt w powołane ręce... Droga minęła nam spokojnie i przyjemnie – wspominaliśmy najciekawsze marzenia w oddziale i omawialiśmy te, które aktualnie organizujemy. I nim się obejrzeliśmy podjeżdżaliśmy już pod dom Jarka, gdzie od progu przywitała nas Mama, a Jarek nic nie wiedział o naszej wizycie. Wyobraźcie sobie jego minę, kiedy nas zobaczył :) To w o góle był dzień pełen niespodzianek, bo Mama nie powiedziała Jarkowi, że przyjedziemy, my nie wiedzieliśmy, że Jarek nie jest uprzedzony, bo byśmy udali, że przyjechaliśmy tylko z wizytą, a Mama nie miała z kolei pojęcia, jakie marzenie zażyczył sobie jej syn... Wszyscy więc mieliśmy jakąś niespodziankę... Ale za to jak ze swojej ucieszył się Jarek! Aż mu się ręce trzęsły, a uśmiech nie schodził mu z twarzy, jakby był tam przytwierdzony na stałe. Rodzice również dawali ponieść się emocjom, które oczywiście odczuwaliśmy także my :) Atmosfera była wspaniała! Jarek szybciutko zabrał się za rozpakowywanie prezentu. Na początku powstrzymywał się przed euforycznym rozdzieraniem papieru, ale po naszych zapewnieniach, że nie ma takiej potrzeby-porządnie zabrał się za opakowanie. Nie minęła nawet minuta, jak hulajnoga była już na podłodze. Oczy chłopca powiększyły się, jak monety, a w ich środku zapłonął ten szczególny blask, który zna każdy, kto choć raz był obecny przy spełnieniu dziecięcego marzenia...Niesamowita sprawa! Jarek pośpiesznie zabrał się za składanie hulajnogi, a Tata, brat i ja od razu rzuciliśmy się do pomocy. Zatrzeszczało, zazgrzytało i oczom naszym ukazała się maszyna w całej okazałości – zielone cudo ;) Jeszcze krótka lekcja bezpieczeństwa podczas eksploatacji i nadszedł moment, na który wszyscy czekaliśmy z niecierpliwością – oficjalnie przekazaliśmy Jarkowi kluczyki do jego pierwszego pojazdu mechanicznego, po czym nasz Marzyciel pierwszy raz przekręcił kluczyk w stacyjce. Zaraz wskoczył na hulajnogę i zaczął szaleć po kuchni i po pokoju :) Z jego twarzy emanowała ogromna radość, czego po prostu nie można było nie zauważyć. Wszyscy z resztą byliśmy podekscytowani tym, co właśnie miało miejsce. Aż wreszcie do akcji wkroczyła Mama Jarka i opanowała sytuację. W końcu dom to mało odpowiednie miejsce na jazdę hulajnogą... Z ciężkim sercem, ale bez oporów Marzyciel zszedł ze sprzętu i zabrał się za rozpakowywanie mniejszego pakunku. Były tam płyty z ulubionymi artystami chłopca, o których mówił podczas pierwszego spotkania. Trzeba było sprawdzić czy kupiliśmy co trzeba, więc trzeba było włączyć jedną z płyt. Jednomyślnie wybraliśmy nieodżałowanego Marka Grechutę i jego pierwszy album „Korowody”. I tak przy dźwiękach dobrej muzyki rozmawialiśmy jeszcze dłuższą chwilę. Rodzina Jarka pokazała nam także mnóstwo wspaniałych zdjęć z rodzinnej kolekcji. Niektóre pochodziły nawet sprzed pięćdziesięciu lat! A najbardziej zainteresowały nas zdjęcia z bałwanami, jakie co roku wraz z synami lepi Tata Jarka. Co roku inne – jedne w czapkach, inne w cylindrach, chłopców i dziewczynki. A wszystkie wysokie na trzy metry! Naprawdę niesamowite śniegowe ludziki. Nawet znalazł się zamek, który Tata naszego Marzyciela zbudował ze śniegu swojej księżniczce...Urocze :) Słuchaliśmy rodzinnych opowieści. I moglibyśmy tak siedzieć jeszcze długo, ale niestety nadszedł ten najsmutniejszy moment – czas rozstania. Mimo wspaniałej atmosfery i miło spędzonego czasu trzeba jednak wrócić kiedyś do domu. Pożegnaliśmy się więc z Jarkiem i jego całą rodziną, a nawet pieskiem i ruszyliśmy w drogę powrotną bogatsi o kolejne wspaniałe wspomnienia z osiemdziesiątego już spełnionego marzenia :)
Autr: Kamil S.