Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2007-08-08
W środowe późne popołudnie...a może wczesny wieczór... tak czy inaczej po kolacji J przybyliśmy z pierwszą wizytą do siedmioletniego Mateusza. Przed spotkaniem zostaliśmy uprzedzeni, że chłopiec jest bardzo nieśmiały, więc przy okazji wizytu innych dzieci, przychodziłem też do Mateusza, żeby się do mnie przyzwyczaił i nie wstydził się ze mną rozmawiać. Plan się powiódł - kiedy weszliśmy na salę Mateusz bez skrępowania się z nami przywitał, choć lekki dystans do Grześka zachował. Ale to żadna przeszkoda dla wolontariusza FMM. Grześ użył swojego uroku osobistego i już po chwili też został kumplem Mateusza J Tym bardziej, że w rękach trzymaliśmy takie duże, zielone pudełko i Mateusz chyba się domyślał dla kogo ono jest... Gdy tylko przekazaliśmy mu "lodołamacz" rozpakował go tak szybko, że nawet nie zdążyłem wyciągnąć aparatu - sprytny chłopak. Ale z pudełkiem był już problem, bo było pozaklejane taśmą i bez asysty Mamy nie dałoby rady go otworzyć. Na szczęście wszystko się udało i po chwili Mateusz cieszył się ze swojego zdalnie sterowanego samochodu J Oficjalnie przekazałem mu pilota, a Grzesiek zamontował akumulator. Ja w tym czasie założyłem baterie i już można było jeździć! Mateusz włączył samochód, a ten... nic L "Oho, akumulator nie jest naładowany" - pomyśleliśmy. Nie szkodzi, zaraz podładujemy i będziemy jeździć J W tym czasie Grzesiek "porwał" Mamę do wypełniania papierków, a my z Mateuszem...graliśmy w karty. Najpierw wojna. Walka była zacięta i co chwilę zmieniała się sytuacja - raz na korzyść Mateusza, raz na moją, ale ostatecznie zostałem pokonany. Później przeszliśmy do trochę bardziej zaawansowanej gry - kuku J i tutaj też dostałem bęcki... Moją ostatnią szansą była gra w pana. Miałem dziewiątkę czerwienną, więc zacząłem, ale Mateusz szybko ripostował i zanim się obejrzeliśmy partyjka minęła, a Mateusz triumfował kolejne zwycięstwo... Cóż, nie każdy jest stworzony do gry w karty... Ale cały ten czas nie poszedł na marne. Podczas poszczególnych rozgrywek zadawałem kolejne pytania, dotyczące marzeń chłopca i na tym polu akurat zwyciężyłem J Zapytałem Mateusza czy wie kto to jest czarodziej i odpowiedział, że wie. Powiedziałem więc, że znam dobrze takiego jednego czarodzieja i może on spełnić jedno największe życzenie chłopca. Dowiedziałem się wówczas, że Mateusz ma dwa takie wielkie marzenia - zostać policjantem i przejechać się takim sportowym samochodem, jaki ma na puzzlach. Widziałem wcześniej te puzzle, bo już je razem układaliśmy wcześniej, więc wiedziałem, że chodzi o BMW Z3 cabrio. A zapytany, które marzenie jest większe, które woli odpowiedział: "Samochód". Kiedy już wszystko wiedziałem poszliśmy z naszym Marzycielem sprawdzić, jak idzie wypełnianie dokumentów i poprosiliśmy Mamę i Grześka spowrotem do sali na wielkie uruchomienie :lodołamacza". Ponownie założyliśmy akumulator i... znowu nic L Doszliśmy do wniosku, że pewnie za krótko się ładował akumulator i jeszcze nie ma siły, żeby napędzić samochód. Jednak pomyśleliśmy też, że może bateria w pilocie jest wyczerpana. Zajrzałem więc do niej i na wszelki wypadek założyłem ją odwrotnie. To było to - za pierwszym razem źle założyłem baterię (nie ma to, jak wykształcenie techniczne...) Jaka była radość Mateusza, że może już jeździć swoim prezentem! Od razu położył go na podłodze i cały oddział słyszał, że ktoś ma nowy samochodzik. Mateusz nie ominął niczego - żadnej ściany, żadnego mebla, ani żadnych drzwi... Przyliczył również gaśnicę i kilka kostek ;) Pierwsza należała do Grześka, który nie zdążył odskoczyć, hehe. Ale zaraz to sobie zrekompensował, bo Mateusz dał mu pojeździć swoim samochodem J I w ten radosny sposób minęło pierwsze spotkanie z naszym kolejnym Marzycielem. Teraz musimy znaleźć tego "czarodzieja", który przewiezie Mateusza czerwonym BMW...
Autor: Kamil S.
spełnienie marzenia
2007-09-13
Ze znalezieniem Mateusza marzenia nie było tak łatwo, jak by się mogło wydawać. A w czym problem? - mógłby ktoś zapytać. Czy tak mało czerwonych kabrioletów w okolicach Lublina? Okazuje się, że tak. Jeśli znaleźliśmy BMW Z3 cabrio, to było czarne albo szare. Jeśli czerwone, to Z4, a nie Z3, a to różnica, teraz już wiem. Ktoś zaprzyjaźniony dał znać, że widziano taki samochód w Gdyni, potem pojawił się kolejny w Łodzi. Ciągle za daleko. Ale kiedy wreszcie "namierzyliśmy" marzenie w jednym z komisów w Skarżysku-Kamiennej, postanowiliśmy jechać. Kiedy zadzwoniliśmy do pana Krzysztofa- szefa komisu, od razu powiedział, że samochód jest do dyspozycji Marzyciela. Trzeba było jeszcze tylko poczekać na badania kontrolne Mateusza, zgodę pani doktor i oczywiście wymarzoną pogodę, bo kto by tam jeździł kabrioletem w ulewę i wichurę.
Z Lublina wyruszyliśmy we czwórkę: Mateusz z Mamą Asią, Martyna i ja. Na szczęście Marzyciel smacznie przespał całą drogę i miał siły na przeżywanie marzenia. Chwilkę zajęło nam znalezienie komisu Autokup, choć stałyśmy już tuż obok niego. Cóż, na spełnianie marzenia samochodowego pojechały same baby, w dodatku blondynki. Kiedy w końcu szczęśliwie dotarliśmy na miejsce, marzenie z wypolerowaną czerwoną karoserią czekało na Mateusza na samym środku placyku. Mateusz nie jest chłopcem zbyt rozmownym (nie spodziewajcie się, że będę cytować jego wypowiedzi.) ale widać było gołym okiem, że fura mu się podoba. A zresztą panu Krzyśkowi udało się nawiązać z Mateuszem lepszy kontakt. W końcu dwaj faceci zawsze się dogadają, zwłaszcza jeśli obaj lubią samochody. Zaczęło się od oglądania marzenia z każdej strony i oczywiście sesji zdjęciowej. Pan Krzysztof zaproponował Mateuszowi, że sami wybiorą się na przejażdżkę. W takim sportowym dwuosobowym wozie Mateusz wyglądał lepiej sam, a nie na kolanach Mamy jak dzidziuś. Przed wyjazdem pan Krzysztof posadził nas (Mamę i wolontariuszki) w biurze firmy i kazał sprzedać jakiś samochód. Z przykrością muszę stwierdzić, że udało nam się tylko przepłoszyć jednego klienta, który szybko wycofał się widząc zamiast szefa 3 sekretarki.
A Mateusz jeździł i jeździł. Od czasu do czasu wracali, żeby pan Krzysio mógł rzucić okiem na firmę i odjeżdżali znowu.
Ale to nie koniec atrakcji, jakie nasz miły gospodarz przygotował dla Mateusza. Obok komisu był zaprzyjaźniony salon Forda, a tam czekała na Marzyciela najnowsza terenówka i jeszcze jeden "wypasiony" Ford osobowy. Na jazdę terenówką skusiła się Mama, a w drugiej przejażdżce towarzyszyła Mateuszowi Martyna. Panowie z Forda podarowali też chłopcu torbę firmowych drobiazgów na pamiątkę.
Oczywiście my też miałyśmy dla Mateusza trochę gadżetów, które miały mu przypominać dzień spełnienia marzenia. Był duży model BMW Z4 (niestety, nie Z3) cabrio i cała fura prezentów od poznańskiego dealera BMW Smorawiński i spółka: plecaczek, koszulka, czapeczka, plakaty z Robertem Kubicą , katalogi i słodki miś w kombinezonie teamu BMW.
Ciężko się było rozstać z marzeniem i z panem Krzysztofem. Mateusz zadomowił się w biurze i grał na laptopie. Udało nam się jednak przekonać go, że czas w drogę. Na pożegnanie pan Krzysztof zdjął ze ściany swój ulubiony obraz, przedstawiający ni mniej ni więcej, tylko właśnie Mateusza wymarzone BMW. Napisał na odwrocie dedykację dla Mateusza i wręczył go na pamiątkę spotkania. Na szczęście miałyśmy przygotowany Dyplom Przyjaciela fundacji, więc Pan Krzysztof będzie miał co powiesić na gwoździu po obrazie.
W międzyczasie dołączyła do nas ciocia Jola, która zaplanowała dla nas jeszcze jedną niespodziankę. Pojechaliśmy do Rejowa, do Muzeum Orła Białego. Tam czekał już na nas przemiły pan Andrzej, który oprowadził Mateusza jak honorowego gościa. Oglądaliśmy przeróżne wojenne pamiątki, ale głównie broń: dłuższą, krótszą, lżejszą i cięższą. Ale nie tylko oglądaliśmy przez szybę. Co ciekawsze eksponaty pan Andrzej wyjmował z gablot, żeby Mateusz mógł je potrzymać i zrobić sobie z nimi zdjęcie. My też nie oparłyśmy się pokusie zapozowania z karabinkiem. Najciekawsze eksponaty były jednak na zewnątrz. Byliśmy w środku transportowego samolotu IŁ, obok niezliczonych armat, kutra wojennego i czołgu takiego, jakim jeździli czterej pancerni. To była niesamowita lekcja historii i patriotyzmu, bo pan Andrzej opowiada z pasją i potrafi o każdym eksponacie opowiedzieć ciekawą anegdotkę.
Po wizycie w muzeum, gdzie Mateusz dostał na pamiątkę czołg-miniaturkę, pojechaliśmy jeszcze do cioci Joli na obiadek. Obiecałyśmy, że nie zdradzimy, z ilu był dań, ale mogę chyba napisać, że było dużo i pysznie. Po kawie z wiśniowym plackiem ruszyliśmy w powrotną drogę do domu. Mateusz znowu zapadł w sen, ale przed domem już był pełen energii gotowy do opowiadania wrażeń całego dnia ciociom i wujkom.
Za pomoc w spełnieniu marzenia Mateusza dziękujemy panu
Krzysztofowi Pastuszce
z firmy
Autokup
w Skarżysku-Kamiennej.
Dziękujemy serdecznie dealerowi BMW i Mini -
Smorawiński i spółka
za przekazanie Mateuszowi wspaniałych firmowych prezentów.
Podziękowania dla
salonu Forda
przy ul. Piłsudskiego w Skarżysku za dodatkowe atrakcje i upominki.
Podziękowania należą się też panu
Andrzejowi Lange
z Muzeum Orła Białego za oprowadzenie i pokazanie rzeczy niedostępnych dla zwykłych zwiedzających.
Joli Koryckiej
dziękujemy za obiadek, a specjalne podziękowania kierujemy do cioci
Mieci Pacholczyk
za zupę owocową.
To dzięki Wam dzień spełnienia marzenia Mateusza był absolutnie wyjątkowy!
Autor: Gośka P.