Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2007-09-05
Roberta poznałyśmy w pewien deszczowy wtorek. Wcześniej telefonicznie udało nam się ustalić, że w poniedziałek wraca do Lublina i z niecierpliwością nas wyczekuje toteż szybko zorganizowałyśmy się, wyszukałyśmy lodołamacz odpowiadający zainteresowaniom Roberta i wyruszyłyśmy do szpitala. Trzeba przyznać, że prezent sprawił nam nieco problemu, tradycyjnie już, no bo jak dwie dziewczyny mogą wybrać grę komputerową, która spodoba się piętnastolatkowi :) Na szczęście wystarczyła krótka konsultacja z naszym wspaniałym wolontariuszem Kamilem S., który tradycyjnie ratuje nas z tego typu opresji i Gosia poradziła sobie z tym fantem :) W szpitalu zostałyśmy przywitane bardzo miło przez naszego Marzyciela i jego mamę. Nie chcąc tracić czasu od razu spytałyśmy się czy Robert zastanawiał się nad swoim marzeniem. Okazało się, że nie jest jeszcze zdecydowany, więc przedstawiłyśmy mu cztery kategorie marzeń opisując najciekawsze z naszego dorobku. W trakcie wydawało mi się, że Robert słucha z uwagą, ale coś w jego twarzy mówiło, że dobrze wie już jakie marzenie chciałby byśmy spełniły. Nie myliłam się, gdy tylko skończyłyśmy, nieco nieśmiało jeszcze, spytał czy mógłby dostać nowy rower. Mama Roberta uśmiechając się zdradziła, że początkowo Robert myślał o koniu, ale niestety mieliby problem z jego utrzymywaniem, więc można powiedzieć, że rower to takie zastępstwo :) Szybko zatem ustaliliśmy szczegóły dotyczące marzenia (resory, przerzutki, aluminiowa rama, hamulce tarczowe, kolor oczywiście męski;) ),wszystko to co Robert chciałby mieć dokładnie zanotowałyśmy i cóż, przyszło nam się żegnać bo czas minął nam niesamowicie szybko w tak miłym towarzystwie. Na koniec jeszcze chwilę pogawędziliśmy o żółtym rowerze Gosi i słodkim akcentem zakończyliśmy naszą wizytę. Mamy jednak nadzieje, że niedługo znowu zobaczymy się z Robertem, przy spełnianiu marzenia oczywiście:)
Autor: Martyna
spełnienie marzenia
2007-11-22
W piękny, bezchmurny, listopadowy wieczór udaliśmy się w drogę by spełnić marzenie Roberta. Uważając, aby nowy rower Marzyciela nie został uszkodzony, powoli dotarliśmy na miejsce, gdzie czekał juz na nas chłopiec z całą swoja rodziną (nawet pies z kotem wybiegli nam na spotkanie). Po krótkim rozpoczęła sie najprzyjemniejsza część - rozdawanie prezentów. Robert oczywiście był zachwycony. Rower przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Od razu chciał na niego wskoczyć i ruszyć w drogę , ale z braku sprzyjającej pogody, trzeba z przejażdżką zaczekać do początku wiosny. Jednak już teraz będzie mógł pokazać swój pojazd kolegom. Którzy z pewnością będą mu go długo zazdrościć. Rodzice także byli zachwyceni i zarezerwowali sobie wypróbowanie „górala“.
To nie był koniec niespodzianek. Aby sprzyjać wygodzie Roberta w czasie jazdy, wyposażyliśmy go w odpowiednią sportową odzież. To był strzał w dziesiątkę. Chłopcu aż zaświeciły się oczy, gdy ujrzał swoją nową parę butów. Myślę, że to także było jego małe marzenie. Natomiast babcia najbardziej uradowała się z ciepłej czapki i rękawiczek, dzięki którym wnuczek nie zmarznie w zimie.
Naszemu Marzycielowi pozostało czekać na nadejście pierwszych wiosennych dni, aby wybrać się w podróż upragnionym środkiem transportu. Nasza misja została ukończona. Jeszcze mała konwersacja z rodziną Roberta przy smacznej herbatce i domowych wypiekach, a na dowidzenia instrukcja obsługi roweru w wydaniu Bartka i mogliśmy wracać do lublina, by spełniać kolejne marzenia.
Autor: Ewa