Moim marzeniem jest:

Laptop z dostępem do Internetu

Kasia, 13 lat

Kategoria: inne

Oddział: Lublin

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2006-10-30

Ponownie ta sama grupa kontaktowa w składzie: ja i Gośka, spotkała się przed Dziecięcym Szpitalem Klinicznym w Lublinie. 13-letnia Kasia właśnie dzisiaj wraz z rodzicami, przyjechała do szpitala na badania kontrolne. Skorzystałyśmy z okazji, by umówić się na spotkanie i poznać marzenie dziewczynki. Stawiłyśmy się przed szpitalem z samego rana - jeszcze przed godziną 9.00, aby Kasia nie uciekła nam do domu. Punkt 9.00 byłyśmy już na oddziale pobytu dziennego i tam mogłyśmy swobodnie porozmawiać z Marzycielką i jej mamą.

Na początek - lodołamacz. Ofiarowany przez nas piesek - maskotka, sprawił dziewczynce sporo radości. Kiedy już poprzytulała się do niego (Kajtka, bo tak go nazwała) do woli, zaczęłyśmy rozmawiać o marzeniach. Nie musiałyśmy długo czekać na określenie przez Kasię tego najważniejszego. Nie była potrzebna ani kartka do wypisywania różnych propozycji marzeń (by potem dokonywać wyboru spośród nich), ani rysowanie, ani zastanawianie się, gdyż Kasia bez jakiegokolwiek wahania powiedziała, że chce laptopa z dostępem do internetu. Pokazywane przez Gośkę zdjęcia ze świeżo spełnionego marzenia - spotkania z Michałem Wiśniewskim, nie przekonały dziewczynki, że inne kategorie marzeń także wchodzą w grę. "Swojego idola - Jerzego Dudka, może przecież oglądać w telewizji" - stwierdziła, co zresztą często czyni. Kasia to fanka piłki nożnej, a oglądając mecze kibicuje naszym chłopak- poinformowała nas z uśmiechem mama.

Praktycznie od pierwszej klasy szkoły podstawowej Kasia nauczana jest tokiem indywidualnym z krótkimi przerwami, kiedy mogła uczęszczać do szkoły razem z innymi dziećmi. Dostęp do internetu umożliwiłby jej zdobywanie wielu nowych informacji, a także porozmawianie ze znajomymi, nawiązywanie kontaktów. Skoro laptop z dostępem do internetu jest tym, czego Kasia chce najbardziej, to my ze swej strony możemy obiecać, że postaramy się, by dostała go jak najszybciej.

 

Autor: Agnieszka

spełnienie marzenia

2006-12-30

Gośka: Z marzeniem Kasi było trochę pod górkę, ale wszystko dobre, co się dobrze kończy. Fundusze znalazły się szybko, a to dzięki uczniom lubelskiej Szkoły Muzycznej im. K. Lipińskiego, którzy zagrali dla Marzycielki wspaniały koncert, oraz tym, którzy podzielili się z nami w zeszłym roku 1% swojego podatku. Niestety, potem zaczęły się schody... Po zgromadzeniu kilkunastu stron niezbędnych dokumentów, zaświadczeń, upoważnień i pieczątek zameldowałam się u miłego pana Krzysztofa dzień przed świętami na 15 minut przed zamknięciem biura. Okazało się jednak, że tuż przede mną jakaś pani wykupiła wszystkie karty sieciowe... Miał być laptop z Internetem na Święta, a był tylko telefon z dobrą wiadomością, że meldujemy się zaraz po.

Pierwsza wizyta
Ponieważ wspomniane karty szły do Lublina na piechotę, u Kasi zjawiłyśmy się z Kają dzień przed Sylwestrem. Tata Marzycielki czekał na nas przed domem, żeby nie zjadły nas trzy niepozornie wyglądające pieski. Uradowana Kasia z gracją zdjęła zielone opakowanie z laptopa (żadnego nerwowego darcia papieru, wszystko pięknie złożone i sprzątnięte) i przystąpiła do testowania sprzętu. Laptop był tak miły, że łatwo się uruchomił, bateria jeszcze działała, ale Internet... totalna kicha! Podejmowałyśmy kolejne , coraz bardziej rozpaczliwe próby łączenia: a to ze stołu w pokoju, a to z okna, a to z kuchni, gdzie ponoć zasięg najlepszy... nic z tego! I choć atmosfera była fantastyczna, Tata Kasi sypał dowcipami, to czułyśmy gorycz porażki. Jadłyśmy sernik, ciasto z jabłkami i przepyszną roladę z czekoladowym kremem, ale miałyśmy poczucie, że nie bardzo zasłużyłyśmy. W końcu kilka telefonów do pomocy technicznej później, musiałyśmy przyznać się do klęski. Nakarmione przez sympatyczną rodzinę Kasi wędliną własnej roboty (Kaja) i papryką z własnego ogródka (Gośka), obdarowane słojami miodu (Tata Kasi twierdził, że Kaja mogłaby przytyć, a i ja mogę jeść spokojnie) wróciłyśmy do Lublina, obiecawszy przedtem zmartwionej Kasi, że staniemy na głowie, żeby jak najszybciej znaleźć rozwiązanie PROBLEMU.

Druga wizyta
Tydzień później pojawiłam się u naszej Marzycielki w towarzystwie trzech panów z firmy Enterpol zajmującej się Internetem. Mieliśmy ze sobą sprowadzoną z daleka wielką antenę, która podobno działa cuda i tam, gdzie nie ma zasięgu, pojawia się on nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pogoda do montażu anteny na dachu wymarzona: ulewny deszcz i wicher 10 w skali Beauforta ;) Ale dla panów z Enterpolu to pestka. Nie dali się zdmuchnąć z dachu, a zresztą jakby co, to Tata Kasi miał ich łapać na dole... my tymczasem gawędziłyśmy sobie z Kasią i jej Mamą. Laptop zadomowił się już u Marzycielki, miał zainstalowane to i owo, ale Kasia najbardziej czekała na wymarzony Internet. Tak bardzo chciała pogadać z Julitą (też marzycielką) na gadu-gadu... Niestety, z dachu nie nadchodziły dobre wieści i Kasia powoli traciła nadzieję, i wpadała w nastrój p.t. "nic się nie uda". Musiałyśmy tłumaczyć jej z Mamą, że to tylko trochę techniki i prędzej czy później musi się udać. Oczywiście wolałybyśmy, żeby to było wcześniej, ale nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli...

Po przegraniu kolejnej bitwy, wróciłam do Lublina snuć plany wygrania całej wojny. I tu z pomocą znowu przyszli wspaniali panowie z Enterpolu. Pożyczyli własną, malutką antenę i trzymali mocno kciuki : Tym razem do Kasi wybrała się Teresa, a ja siedziałam jak na szpilkach pod telefonem. Wreszcie nadeszła upragniona wiadomość: DZIAŁA!!! Pozostało już tylko namówić pana Michała do odstąpienia jego własnej anteny, aby Kasia mogła zanurkować w sieci jak najszybciej i do woli korzystać z marzenia...

Teresa: W podróż do Kasi wybrałam się w środę wieczorem z anteną do modemu i dokładnymi wskazówkami od Gośki P. jak dojechać do domu Kasi. Oczywiście trafiłam bezbłędnie. Po podłączeniu anteny do modemu okazało się, że połączenie jest, mogłyśmy wejść na stronę Fundacji - i jest to dokładnie taka antena jak powinna być. Kasia jeszcze musi się uzbroić w cierpliwość, bo obiecałam że wkrótce będzie mogła korzystać z internetu bez ograniczeń. Na drugi dzień, mimo silnego wiatru i zlewnego deszczu dostarczyłam antenę, wraz z rekompensatą straconego czasu - na poszukiwanie anteny - grą dla dziewczyn - The Sims. Kasia nieco zdziwiła się, że tak szybko - pogoda zdecydowanie nie sprzyjała szybkości otwierania się stron - silna wichura. Kasia jak najszybciej chciała połączyć się z koleżankami - m.in. z Julitą - koleżanką ze Szpitala DSK - stąd założyłyśmy konto mailowe i próbowałyśmy zarejestrować się w gadu-gadu, jednak nie był to najlepszy dzień, zrywało połączenie - obiecałam, że pomożemy nawiązać łączność już poprzez maila. Życzymy Ci Kasiu, aby ten laptop z dostępem do internetu służył Ci z pożytkiem w każdej chwili, w kontaktach z rówieśnikami jak i przy nauce - w uzupełnieniu wiadomości szkolnych...

Gośka: Relacja może przydługa, ale jeśli ktoś dotarł aż tu, to chyba rozumie dlaczego. Chciałam, żeby wszyscy marzyciele i wolontariusze wierzyli w powodzenie. Pamiętajcie, że musi się udać, choćby to miało być nawet za czwartym podejściem, a dojazd do marzyciela utrudniały walące się na drogę drzewa...
A Kasi życzymy miłego surfowania, więcej optymizmu i jeszcze wielu spełnionych marzeń!

Podziękowania:

- dla Szkoły Muzycznej im. Karola Lipińskiego za koncert na rzecz Marzycielki
- dla uczniów Gimnazjum nr 9 i SP 34 za zapełnienie widowni na koncercie jak marzenie
- dla Pana Mariusza Grosiaka - Dyrektora Handlowego Karen Notebook S.A. za zrozumienie i życzliwość
- dla Pana Krzysztofa Adamiaka - z lubelskiego oddziału Karen Notebook S.A. za całokształt
- Firmie Enterpol serdecznie dziękujemy za okazaną pomoc: poświęcony czas, wypaloną benzynę i zmaltretowane szare komórki, żeby znaleźć rozwiązanie problemu krnąbrnego Internetu .
- Panu Michałowi Żarnowskiemu dziękujemy, że bez żalu rozstał się z magiczną antenką.




Autor: Gośka