Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2006-08-01
Dziewięcioletnią Marzycielkę Kasię odwiedziłyśmy w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie tuż po spotkaniu z Julitą. Wjechałyśmy tylko 5 pięter w górę na drugi Oddział Hematologii, gdzie pacjenci przyjeżdżają "na chwilę" i szybko uciekają do domu. W przypadku Kasi dom jest baardzo daleko, prawie w górach, wiec spieszyłyśmy poznać jej marzenie póki Marzycielka jest blisko nas. Na początek poszedł lodołamacz - zestaw malarski, bo jak dowiedziałyśmy się przedtem od Mamy Kasi, dziewczynka bardzo lubi rysować. Zdradziła nam, że wybiera wesołe tematy: kwiaty, motyle, słońce... Niestety, nie chciała zademonstrować swoich talentów - chyba trochę onieśmieliły ją dwie wypytujące ciocie... No i wyraźnie rozczarował Kasię nasz okrutnie rozsądny regulamin niepozwalający podarowywać komputerów tak młodym damom. Hm, jeśli nie komputer, to co?
Autor: Gośka P. |
spełnienie marzenia
2007-04-14
W sobotę bladym świtem zawitaliśmy do Gośki, gdzie przechowaliśmy meble. Strasznie nieludzka pora widoczna była na twarzach, a raczej oczach nas wszystkich, ale czego się nie robi dla naszych Marzycieli:... Chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do Kasi, więc raz dwa załadowaliśmy samochód i ruszyliśmy w drogę. Pogodę mieliśmy cudowną - słoneczko, cieplutko. I bardzo dobrze, przynajmniej Bartkowi się tak spać nie chciało; ) A mieliśmy spory kawałek do przejechania... Ale podróż mijała nam bardzo sympatycznie, z resztą jak zwykle. A jakie mieliśmy widoki... Coś fantastycznego! Ale Kasia też mieszka w bardzo malowniczej okolicy - dokoła zieleń, przestrzeń, cisza i spokój... Tylko sąsiad ciągnikiem zakłócał obrazek; ) Po chwili zachwycania się krajobrazem zostaliśmy bardzo miło powitani przez rodzinę Kasi. Kuba - młodszy brat pokazał nam podwórko i przedstawił nam swojego pieska, z którym jednak woleliśmy się przywitać z bezpiecznej odległości... Zaraz potem wzięliśmy część dodatków i zanieśliśmy do domu, żeby Kasia miała już w rękach część swojego marzenia. Łukasz - najmłodszy brat szybko przywiązał się do kolorowego kosza ze zwierzątkami i od razu spryciarz wykombinował, w jaki sposób się go używa: Nawet ja nie wpadłbym na taki pomysł... A kiedy już wszyscy nas przywitali i chwilę sobie porozmawialiśmy, zabraliśmy się do pracy. Najpierw wynieśliśmy meble, które jeszcze zostały w pokoju, a później wnieśliśmy paczki z nowymi i zaczęło się skręcanie. Zaczęliśmy od największego, czyli łóżka i z nim zeszło nam najdłużej. Ale we czterech z Tatą Kasi daliśmy sobie radę i po dłuższej chwili można już było się kłaść na piętrowym łóżku. To zabraliśmy się za pozostałe meble. Cały czas w pracy pomagała nam cała rodzina, nawet mały Łukaszek, który wspierał Kamila K: Dzieciaki segregowały nam części, żebyśmy się nie pogubili z tymi wszystkimi śrubkami, a i sama Marzycielka nie siedziała bezczynnie. Pomagała nam przy czym tylko mogła - m.in. wynosiła pudełka, wsuwała szuflady i wkręcała wkręty. Sama też przykręciła sobie uchwyty do szuflad.
Kiedy już wszystkie meble były skręcone, a opakowania powyrzucane, można było spokojnie pomyśleć, jak wszystko poustawiać. Kasia, jak i my wszyscy była zachwycona rezultatem całodziennej pracy. Kręciła się na krześle na środku pokoju. Ale to jeszcze nie był koniec, bo mieliśmy jeszcze małe prezenciki - pudełka na drobiazgi i trzy obrazki ze zwierzątkami wszystko w ulubionych kolorach Kasi: Dziewczyna była zachwycona, ten uśmiech mówił wszystko... Chyba nigdy mi się nie znudzi widok radości dziecka po spełnionym marzeniu: Nie zapomnieliśmy oczywiście o dyplomie. Ale robiło się już późno i postanowiliśmy się zbierać. Jeszcze tylko Tata Kasi zawiózł nas do bunkra z czasów II Wojny Światowej, gdzie bardzo nam się podobało - ciekawe miejsce z pojazdami z epoki. I po krótkiej wycieczce ruszyliśmy do domu, bo słonko już zachodziło, a chcieliśmy w miarę wcześnie wrócić. Pożegnaliśmy się więc ze wszystkimi i ruszyliśmy do domu
Za ufundowanie pięknych mebli dziękujemy firmie Nutrena.
Natomiast Panu Piotrowi Pakule z Kodak Express dziękujemy za podarowanie wesołych obrazków.
Autor: Kamil S.