Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2015-01-28
Spotkania z naszymi podopiecznymi są bardzo inspirujące. Każdy z nich ma przecież indywidualną osobowość i swój osobisty, niepowtarzalny zestaw pasji i marzeń. To niezwykłe, że jako wolontariusze, możemy wejść w ich intymny świat, by wspólnie z nimi kroczyć marzycielską ścieżką. I tak też było na naszym pierwszym spotkaniu z Julką. Ta urocza siedemnastolatka, od pierwszych chwil zaimponowała nam swoim nieposkromionym usposobieniem. O takich osobach mówi się, że mają silny charakter, i taką tez cechę z pewnością można przypisać naszej podopiecznej. Od pierwszej chwili wyraźnie rysowała kontury swojej osobowości, opowiadając nam o tym co lubi, a czego nie znosi, co chciałaby robić, i na co zupełnie nie ma ochoty. Spośród fascynujących opowieści, bardzo wyraźnie wyłaniał się wątek podróżniczy. Julka zwiedziła już wiele miejsc i marzą się jej kolejne wyjazdy. W kwestii marzenia, Julka postawiła jednak na rzecz, która bardzo przydałaby się jej w zwalczaniu szpitalnej nudy i stałaby się wymarzonym oknem na świat. Oczami wyobraźni zobaczyła MacBooka (w miejsce wysłużonego laptopa, do którego traci już cierpliwość). Chcąc mieć pewność, że jest to największe marzenie Julki, zasialiśmy ziarenko marzeń w jej głowie i zaleciliśmy jego pielęgnację, czyli myślenie przed snem o tym, co sprawiłoby jej największą radość. Za kilka dni ponownie wyruszymy w podróż śladami marzeń Julki i z wielką przyjemnością odkryjemy, czym owe ziarenko zakiełkowało.
spotkanie - poznanie marzenia
2015-03-10
Nam, jako wolontariuszom Fundacji Mam Marzenie najbardziej zależy na tym, by spełnienie marzenia dla naszych podopiecznych oznaczało chwile wyjątkowe i niezapomniane. Dlatego też, po pierwszym spotkaniu, kiedy to dopiero co poznajemy naszego marzyciela, często decydujemy się na to, by dać mu nieco czasu do namysłu. Zalecamy, aby tuż przed snem zamykał oczy i wyobrażał sobie to, co sprawiłoby największą radość. Tak też zrobiliśmy w przypadku Julki. Na pierwszym spotkaniu podzieliła się konkretnym życzeniem jakim był macbook. Nie zobaczyliśmy jednak iskry w oku, więc umówiliśmy się na kolejną wizytę. Uzyskany efekt bardzo mile nas zaskoczył – Julka naprawdę się rozmarzyła. Oczami wyobraźni zobaczyła siebie w Londynie, robiąca szalone zakupy. Chciałaby kupić mnóstwo ubrań, kosmetyków i.. słodkich rarytasów. Mówiła o tym z entuzjazmem, który nie pozostawiał wątpliwości- to prawdziwe marzenie Julki, a jego spełnienie przyniesie jej dużo radości. To było wspaniałe uczucie, gdy wspólnie z Julką wyszliśmy mentalnie poza mury szpitalne. Zrobimy wszystko, by to marzenie mogło czym prędzej stać się rzeczywistością.
spełnienie marzenia
2015-11-21
Zakupy, zakupami, ale wyjazd trzeba było rozpocząć od odrobiny zwiedzania. Na początek London Eye i spacer wzdłuż Tamizy, gdzie wspaniały Big Ben wskazywał nam dalszy kierunek. Westminster Abeby, a później spacerem aż po Pałac Buckingham. Pomimo połowy listopada Londyn spowity był w słońcu, a błękit nieba dodawał uroku wszystkim wykonanym fotografiom (choć Julka jest bardziej chętna do ich robienia niż pozowania J). Kolejnym punktem na mapie musiał być Harrods – podczas wyjazdu na zakupy nie można było nie zobaczyć tego niesamowitego i wytwornego centrum handlowego, które nadaje inny wymiar zakupom. Wspaniałe wystawy, cudowny architektura, niesamowita obsługa, całe miejsce jest tak magiczne, iż nawet drobne zakupy przepięknie opakowanych herbat czy słodyczy dają poczucie jakby się uchwyciło odrobinę tej magii. Z tej baśni trzeba było jednak zejść na ziemię, do świata prawdziwego zakupowego szaleństwa, a gdzie indziej szukać jej w Londynie jak nie na Oxford street - tutaj Julka mogła już szaleć dowoli. Wybór pada na Primark i tak Julka wpada w wir zakupów, wybierania, przebierania, mama dzielnie pomaga, wspiera, doradza. Dwie godziny później mamy przed sobą dwa wielkie koszyki wypełnione zakupami. Wychodzimy ze sklepu nieco cięższe. Teraz pozostaje coś smacznie zjeść na zwieńczenie tego dnia. Kierujemy się do China Town – tego też nie mogło zabraknąć podczas tego wyjazdu. Idziemy do polecanej chińskiej restauracji, wystrój nie zachwyca, ale nie po to tutaj przyszłyśmy, za to jedzenie, ach to jedzenie, dodaje emocji. Łatwo można zauważyć, że Julka ma podniebienie szukające nowych smaków i od razu docenia i zachwyca się tymi azjatyckimi kompozycjami. To była wspaniała uczta. Po niej już tylko krótki spacer między sklepikami z pamiątkami i powrót do domu. Kolejny dzień to zakupy w trochę innym wydaniu – co sobotni targ na Notting Hill. Ach i znowu wspaniałe zapachy wodzą nas za nos, ale tym razem jesteśmy po śniadaniu, przechadzamy się zatem jedynie pomiędzy straganami, tutaj Julce udaje się wyszukać do swojej kolekcji płyt winylowych składankę Queen. Jest szczęśliwa i o to chodziło! Trochę odmarzły nam uszy zatem znowu chowamy się pod dachem kawiarni, choć łatwo nie było bo Notting Hill to w sobotę modna dzielnica, a chłodny wiatr tego dnia wpychał ludzi licznie pod dachy. Nabrawszy sił trzeba powrócić do …zakupów. I tak na Kensington High rozpoczynamy poszukiwania – walizki. Julka z góry wiedziała, że bardzo chciałaby sobie jakąś ciekawą walizkę sprawić zatem szukamy. Wybór pada na modną miętową poręczną walizkę. Ten zakup wyraźnie ułatwia nam noszenie wcześniejszych zakupów. Ale kluczowym momentem soboty był jej wieczór i odnalezienie po długim czasie wymarzonego zestawy do makijażu oczu. Julka nie tyle co go kupiła to skorzysta z wykonania profesjonalnego makijażu i myślę, iż ten moment plus nasze zachwyty nad panią makijażystka sprawiły iż możemy uznać sobotę za udany dzień. W niedzielę znowu trochę zwiedzania. Dzięki przyjaciółce otrzymujemy możliwość przejechania się ‘Londyńską kaczką’ – specyficzną machiną, która była wynaleziona w okresie drugiej wojny światowej i przerobiona została na pojazd turystyczny, a jej głównym walorem jest fakt, iż potrafi zarówno jeździć po lądzie jak i pływać, i tak w pewnym momencie naszej wycieczki wjeżdżamy/ wpływamy do Tamizy. Nietypowy pojazd czyni tę przejażdżkę niezapomnianą. Niedziela to już ostatni dzień trzeba dokończyć zakupy i tak biegniemy znowu do Primarka, który ewidentnie wkręcił Julkę. Tym razem szybsze zakupy ale teraz Julka jest już bardziej wprawiona, już wie gdzie szukać i czego. Z wielkimi siatami możemy już spokojnie wracać do Polski. Podczas całego wyjazdu pomiędzy zakupami, rozmawiamy, a wieczorem siadamy w domu, jeszcze podjadając i dalej rozmawiając. Dziękujemy sponsorom za wsparcie tego marzenia – firmie Du Point oraz Mercedes - wierzymy, iż ten szalony zakupowy wyjazd i cała wyprawa do Londynu były dla Julki cennym oderwaniem od rzeczywistości, wprowadzeniem poczucia beztroski i odrobiny szaleństwa.