Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie - poznanie marzenia
2014-08-09
W wakacyjną sobotę, 9 sierpnia, wraz z Basią i Markiem pierwszy raz wybraliśmy się do 8-letniego marzyciela Oskara, aby poznać jego marzenia.
Od samego początku naszej wizyty czuć było niesamowitą czułość i gościnność panującą w domu. Schłodziliśmy się lodami, a Oskar dostał mały upominek w postaci piłki, gdyż kopanie to jego pasja.
Po deserze Marek udał się na rozmowę z rodzicami, w celu wypełnienia Rodzinnego Pakietu Marzeń, a ja wraz z Basią zostałyśmy z chłopcem, żeby poznać jego marzenia. Już na wstępie dało się wyczuć, że jego marzenia ściśle się wiążą z karierą piłkarską. Chłopiec w wolnej chwili wypróbował swoją nową piłkę i opowiadał o swoich treningach. Specjalnie na nasze spotkanie założył nawet ulubioną koszulkę słynnego klubu piłkarskiego. Oskar, zgodnie z jego pasją, chciałby w przyszłości zostać piłkarzem. Na pytanie, z kim chciałby się spotkać, bez wahania odpowiedział, że z Leo Messim. Skromnie wymarzył sobie również kolejną piłkę do nogi. Jednakże Jego największym marzeniem okazał się wyjazd do słonecznej Hiszpanii, której chciałby zwiedzić stolicę wraz ze stadionem swojej ulubionej drużyny.
Zapraszamy do pomocy w spełnieniu marzenia zakochanego w piłce nożnej Oskara!
spełnienie marzenia
2016-05-17
Marzyciel czekał dość długo na spełnienie swojego marzenia. Może dobrze się stało, ponieważ Oskar dojrzał do tak interesującego wyjazdu. Marzenie Naszego Oskara zostało włączone do programowego wyjazdu do Madrytu, organizowanego przez Biuro „Itaka” współpracujące z Fundacją Mam Marzenie. W podróży Oskarowi towarzyszyła mama oraz Lidka, wolontariuszka z oddziału bydgoskiego FMM. Nie znaliśmy się wcześniej, ale powitanie było radosne, bo atrakcje, które czekały Marzyciela, utrzymywały Go w radosnym podnieceniu. Przede wszystkim czekał nas dojazd na lotnisko Chopina w Warszawie. Oskar co prawda miał już kontakt z samolotem, ale nie był to długi lot. Ponad trzygodzinna jazda z Bydgoszczy dała się wszystkim we znaki. Po prawie dwugodzinnym oczekiwaniu na wejście do samolotu Oskar był już bardzo zmęczony. Lot przebiegł bardzo spokojnie, Oskar po krótkim czasie zasnął. Na lotnisku w Warszawie poznaliśmy pozostałych uczestników wycieczki i pana przewodnika, tak więc w Madrycie sprawnie zebraliśmy się po odebraniu bagażu przy autokarze, który zawiózł nas do hotelu. Mimo zmęczenia, Oskar zechciał skorzystać z propozycji przewodnika i przy zgodzie mamy wszyscy pojechaliśmy metrem do śródmieścia. Zaskoczyły nas niesamowite tłumy odświętnie ubranych mieszkańców Madrytu na placach i ulicach. Okazało się, że trafiliśmy na Święto patrona Madrytu św. Izydora. Było też mnóstwo policji, ale udało nam się przejść do miejsca, gdzie mogliśmy coś zjeść. Ulice miasta aż drgały radością świętujących ludzi. Wszędzie było mnóstwo poprzebieranych postaci, a także ludzi ubranych w stroje narodowe, szczególnie kobiety i dziewczynki z gracją chodziły w długich, falbaniastych sukniach i kwiatach we włosach. Było pięknie, ale byliśmy bardzo zmęczeni, więc wróciliśmy do hotelu. Pobudka była wczesna, bo już o ósmej czekało śniadanie, a później zwiedzanie. Głównie poruszaliśmy się metrem i pieszo. Pierwszym obiektem, na który zwrócił uwagę nasz przewodnik. była Arena do walki byków. Stała tam od rana kolejka po bilety wstępu, bowiem tego popołudnia właśnie miały odbyć się tam tak bardzo charakterystyczne dla Hiszpanii walki byków. Obok Areny Oskara zainteresowały pierwsze kramy z pamiątkami. Prawie wszyscy skorzystali z krótkiej przerwy i zakupili pierwsze drobiazgi typu: magnesy, otwieracze do butelek, breloki, oczywiście z napisem Madryt. Wśród wycieczkowiczów była pani z synem prawie w wieku Oskara, co bardzo umiliło udział Oskara we wspólnej wycieczce, tym bardziej, że Olek też marzył o zobaczeniu stadionu Realu Madryt. Naszą uwagę zwróciła duża liczba pięknych parków i skwerów w centrum miasta. Świeża, wiosenna zieleń była wszechobecna. Ogromną ciekawostką jest to, że dopiero w wieku szesnastym pozwolono na budowę ponad parterowych domów, wcześniej nie było to dozwolone, żeby nie zasłaniać Pałacu Królewskiego. Teraz Madryt zachwyca przepiękną zabudową i szerokimi ulicami i bulwarami. Pierwszym obiektem, który zwiedziliśmy tego przedpołudnia była Katedra Świętego Izydora. I tu kolejna niespodzianka. Budowla wyglądająca na kilka wieków konsekrowana była w roku 1982 przez polskiego Papieża św. Jana Pawła II. Neogotyckie wnętrze na planie krzyża zaciekawia stropami pomalowanymi w wielobarwne motywy afrykańskie. Przepiękny ołtarz, szerokie nawy i tematyczne boczne kaplice robią duże wrażenie. Wielkie wejściowe drzwi z brązu zawierają sceny z wizyty papieża Jana Pawła II, głównie z poświęcenia Katedry. Przed obiektem stoi duży pomnik wspominanego papieża. W pobliżu naprzeciw starego głównego wejścia do Katedry w odległości szerokiego placu usytuowane są olbrzymie zabudowania Pałacu Królewskiego. Aktualnie Pałac nie jest zamieszkany przez Króla. Po abdykacji króla Filipa Pałac stał się Muzeum udostępnionym przede wszystkim mieszkańcom Madrytu i Hiszpanii, ale też turystom całego świata. Nowy król Juan z rodziną mieszka w zdecydowanie mniejszej siedzibie w pobliżu Madrytu. W pałacu Królewskim są również przyjmowane zagraniczne delegacje na spotkaniach dyplomatycznych. Mogliśmy podziwiać ogromny, zastawiony królewską zastawą stół. Na terenie obiektu wewnątrz nie wolno robić zdjęć, poza wejściową klatką schodową. No a później amfilada cudownych komnat, pokrytych nieprawdopodobnymi tkaninami arrasowymi. Ogrom bogactwa nie dał się w szczegółach zapamiętać, trzeba do tego wrócić przez albumy i np. internet. Oskar bardzo szybko zmęczył się takim zwiedzaniem. Po krótkim odpoczynku nadeszła najważniejsza chwila dla naszego Marzyciela i jego nowego kolegi Olka. Idziemy na Stadion. Niestety Oskar w głębi duszy przygotował się na spotkanie z jakimś piłkarzem. Jego rozczarowanie pod bryłą Stadionu powaliło mnie na kolana. Przestraszyłam się, że nie będzie spełnienia Marzenia. Kiedy wjechaliśmy schodami na koronę obiektu, nastrój Oskara wciąż był minorowy. Przewodnik zostawił nas na kilka godzin, abyśmy mogli powoli sobie wszystko obejrzeć. Trafiliśmy na wymianę murawy i krzeseł. Oczywiście wielkość i tak robi wrażenie, chociaż, odkąd mamy w Polsce nasze piękne piłkarskie stadiony, jest to znacznie mniejsze zaskoczenie. Wjechaliśmy ruchomymi schodami, w dół trzeba schodzić zwykłymi schodami, Na którymś z niższych poziomów mieści się duże muzeum Klubu Real Madryt. Najpierw historia - 1902r założenie tego klubu, potem setki pucharów, Po drugiej stronie prezentacje multimedialne. Duże wrażenie, ale Oskar wciąż niezadowolony. Dopiero, kiedy kolega podpowiedział mi, żeby zaproponować Marzycielowi kupno pamiątkowej monety, chłopiec wreszcie się ożywio. Poszukałam automatu i sam osobiście wrzucił monety i jego paniątka wyleciała. Bardzo się ucieszył. Później już było z górki. Trochę to trwało, ale zeszliśmy do wyjścia, gdzie wychodzą zawodnicy na boisko. Kiedy Oskar dotknął trawy, uśmiech nie schodził mu z buzi. I wtedy na sakramentalne moje pytanie: czy jesteś szczęśliwy? Oskar powiedział, a nawet wykrzyknął: "Tak!". Tu mogłabym skończyć relację, ale jednak muszę wspomnieć, ze kiedy opowiedziałam współuczestnikom wycieczki w jakim charakterze jest tu Oskar, jedna z par obdarowała go gadżetami piłkarskimi z logo Realu Madryt. Oskar dostał piłkę, szalik, pucharek, wcześniej czapkę razem z Olkiem od jego mamy. Szczęście było pełne, chociaż zmęczenie niemniejsze. Potem byłą kolacja z fundatorami i wreszcie powrót do hotelu. Następnego dnia słynne Prado ze wspaniałym malarstwem, ale to już Marzyciela interesowało mniej, sporo wolnego czasu i wieczorem szykowanie się do wylotu, bo musieliśmy być na lotnisku przed siódmą rano. W samolocie trzydniowe zmęczenie wszystkich nas powaliło i cały lot przespaliśmy. Oczywiście Marzyciel z mamą został odwieziony do Inowrocławia, gdzie czekał stęskniony tata i siostra. Wyjazd był bardzo męczący dla wszystkich, niemniej Marzenie zostało spełnione i wszyscy uczestnicy tego spełnienia byliśmy szczęśliwi.