Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2008-05-14
Jak zwykle pełne entuzjazmu i optymizmu ruszyłyśmy, aby poznać marzenie Witka. Chłopca trochę onieśmieliło przybycie dwóch dziewczyn, lecz odwaga wróciła już po chwili. Może powodem radości było także „upieczenie się” lekcji? Chociaż nie. Marzyciel lubi zdobywać nową wiedzę.
Po obejrzeniu podarowanej przez nas czapeczki (kolejna do kolekcji), Ewelina załatwiała z mamą biurokrację,a ja ucięłam sobie miłą pogawędkę z Witkiem. Jak na prawdziwego nastolatka przystało, Marzyciel interesuje się głównie komputerami i sportem. Ulubioną drużyną chłopca jest Manchester United. Niestety nie udało nam się ustalić jakie są marzenia Witka. Postanowiłyśmy dać chłopcu trochę więcej czasu. Do naszego następnego spotkania będzie mógł marzyć i marzyć, cały czas trzymając głowę w chmurach. A kiedy już to najważniejsze pragnienie zostanie odkryte, staniemy na głowie, by móc je jak najszybciej spełnić.
inne
2008-05-30
Do Witka przyszłyśmy zgodnie z umową - po dwóch tygodniach od pierwszej wizyty. Tak jak przypuszczałyśmy, Witek już dobrze wiedział, czego by chciał najbardziej - powiedział, że chciałby dostać komputer stacjonarny. A jako dodatek do komputera gry, co by mu się nie nudziło. Widząc zdecydowanie Witka, stwierdziłyśmy, że nie będziemy go już męczyć pytaniami i udałyśmy się dobudzać Wiktorię.
inne
2008-09-26
W piątkowe zimne popołudnie wraz z Bartkiem wybraliśmy się, aby spełnić największe marzenie Witka- komputer. Zapakowani po dach, po drodze pakowaliśmy, prezenty aby jak najszybciej zobaczyć uśmiech na twarzy Marzyciela. Po wielu próbach i błądzeniach w końcu dotarliśmy pod wskazany adres. Już w progu przywitał nas Witek i od razu ochoczo zaczął nam pomagać wnosić pudła, zaangażowani zostali również mama i tata. Na dzień dobry, Witek nam zaznaczył, że najlepiej będzie jak zostawimy w salonie te pudła, bo do jego pokoju, nie bardzo da się wejść, po prostu mama za późno poinformowała Witka o naszej wizycie. Ale nie poddaliśmy się, uparcie twierdziliśmy, że musimy odpalić kompa i w końcu udało się.
Wcale nie było tak źle, Bartek zajął się podłączaniem sprzętu, a Witek wynoszeniem starych zabytków. Mi zostało jedynie konsumowaniem pysznego ciacha upieczonego przez mamę, właśnie na tą okazję. Oczywiście dzielnie wspierałam duchowo chłopców, i co chwilę pstrykałam zdjęcia. Witek był tak szczęśliwy, że było obojętne mu co i jak fotografuje :). Na koniec z tego szczęścia, przytulił mocno mamę, a ja pstryknęłam fotkę !