Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2008-05-08
Do nowego marzyciela wybrałyśmy się z Gosią w czwartkowy poranek. Siedemnastoletni Maciek, bo o nim oczywiście mowa od dawna nas wyczekiwał i nawet zaczął zastanawiać się czy aby nasza fundacja o nim nie zapomniała ... Nie wiedząc czemu ankieta doszła do nas z niewielkim opóźnieniem. Nasze spotkanie prawdę mówiąc było już dzień wcześniej „ugadane”, bo Maciek jak się okazało, to sąsiad naszego poprzedniego marzyciela - Grzesia. Z racji tego, że Maciek bacznie przysłuchiwał się naszej rozmowie z Grzesiem, część formalną miałyśmy za sobą. Tak więc na nasze fundamentalne pytanie
„Maćku jakie jest Twoje największe marznie” odpowiedź była równie fundamentalna „kino domowe z telewizorem, a jak by dało radę to jeszcze w kolorze czarnym ? męskim”. Nie ulega wątpliwościom, że to marzenie jest na pewno największe i najbardziej wymarzone, bo Maciek w wielkim sekrecie wyznał wolontariuszce iż za dwa tygodnie obchodzi urodziny i to byłby super prezent, a gdy zapytałam czy osiemnaste, Maciek nie zaprzeczył. Oczywiście mama nas wyprowadziła z błędu, mówiąc iż Maćkowi musiało się coś ewidentnie namieszać, nie mogąc się już doczekać tego kina w domu. Co więcej wolontariuszka nawet nie przypuszczała, że nasz marzyciel, może „ściemniać”, bo Maciek jak na swoje naście lat oczywiście wygląda.
Tak więc nie pozostaje nam nic innego jak zabrać się do dzieła !
inne
2008-05-23
W piątkowe popołudnie wybrałyśmy się razem z Dominiką do Miedzyrzeca Podlaskiego, gdzie na spełnienie marzenia oczekiwał Maciek. Dotarcie do naszego marzyciela zajęło nam troszkę czasu, a wszystko to za sprawą obwodnicy, która wyraźnie utrudniła naszą orientację w mieście. Jednak pilotowane przez mamę Maćka dotarłyśmy pod jego domek.
Pod bramą i na ganku czekała na nas spora część rodziny bohatera tego dnia. Wspólnymi siłami udało nam się wypakować z samochodu i wnieść do salonu pakunki. Zanim jednak nastąpiło uroczyste rozpakowywanie naniosłyśmy ostatnie poprawki, doczepiłyśmy kokardki w tradycyjnym już zielonym kolorze i pozwoliłyśmy na chwilę dla fotoreporterów :) A potem już nie przeciągając upragnionej chwili Maciek rozpoczął rozpakowywanie prezentów. Skromnie zaczął od najmniejszej paczuszki, w której znajdowały się prawdziwie męskie filmy ? same horrory! Udało nam się trafić z wyborem ponieważ Maciek przyznał się, że żadnego jeszcze nie oglądał. W przypadku otwierania tych większych prezentów okazało się, że przydadzą się nóż i pozostali członkowie rodziny. Gdy spomiędzy warstw kartonu i styropianu ukazały się pierwsze wtyczki i kable kina domowego nasz marzyciel na chwilę wstrzymał oddech, po którym nastąpiło entuzjastyczne westchnienie. Z ogromnych kartonów wyciągaliśmy kolejne elementy prezentu. Maciek każdemu przyglądał się z zainteresowaniem, zacierał ręce z radości i montował poszczególne elementy w całość.
Po uroczystym otwarciu mama Maćka zaprosiła nas na urodzinowy tort. Podczas zapalania świeczek, a było ich aż siedemnaście Maciek miał okazję zastanowić się nad życzeniem. Nasz marzyciel stanął przed tortem, wziął głęboki wdech, przetrzymał nas chwilę w oczekiwaniu i za pierwszym podejściem zdmuchnął wszystkie świeczki! Nie ostała się ani jedna, więc życzenie się liczy i powinno się spełnić. Potem przyszła pora na urodzinowe życzenia, podczas których życzyliśmy Maćkowi oczywiście dużo zdrowia i dość przekornie spełnienia pozostałych najskrytszych marzeń. Jak na każdym urodzinowym przyjęciu nie mogło zabraknąć toastów przy których szampan (oczywiście bezalkoholowy) polał się w obficie dosłownie i w przenośni. Nie zmąciło to jednak radosnej atmosfery tego dnia.
Przy wspólnym stole mieliśmy okazję bliżej poznać Maćka i jego rodzinę rozmawiając i oglądając ich wspólne zdjęcia. Niepostrzeżenie nasz marzyciel ze swoim rodzeństwem ulotnił się od stołu, a naszą uwagę zwróciły śmiechy i tupot nóg po schodach dobiegające z sąsiednich pokoi. Okazało się, że marzenie wędruje już na swoje miejsce czyli do pokoju Maćka, a kartonowe pudełka przydają się jeszcze do zabawy i mogą służyć za doskonałą kryjówkę. Jak powszechnie wiadomo wszystko co dobre szybko się kończy a tym samym czas naszej wizyty również. Pożegnałyśmy się serdecznie z Maćkiem i jego rodziną i kierując się wskazówkami mamy Maćka już bez większych problemów opuściłyśmy Międzyrzec.