Moim marzeniem jest:

Tropical Islands

Gracjan, 17 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Bydgoszcz

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2014-07-04

W upalny piątek 4 lipca udałyśmy się z Beatą do Szpitala Uniwersyteckiego im. Jurasza na kolejne spotkania z naszymi podopiecznymi. Na spotkania te umówiłyśmy się wcześniej z rodzicami marzycieli, którzy w tym czasie przebywali we współpracującej z naszą fundacją placówce szpitalnej na kolejnym leczeniu.
Jednym z tych marzycieli jest 16,5 letni Gracjan z Piechcina. Już pierwszy kontakt z chłopcem sporo nam o nim powiedział - stał na korytarzu podłączony do kroplówki z „chemią” w otoczeniu znacznie od siebie młodszych dzieci, które chciały go wciągnąć do wspólnej zabawy lub choćby do rozmowy. Nawet mama Gracjana ze wzruszeniem patrzyła na tę sytuację. Wyznała nam później, że taki jest właśnie jej syn - jest opiekuńczy, wrażliwy, otwarty na innych, cierpliwy.
Aura i podejmowane leczenie sprawiły, że tego dnia Gracjan nie czuł się najlepiej, więc zależało nam, żeby spotkanie przebiegło sprawnie. Na „przełamanie lodów” chłopiec otrzymał wydaną w jednym tomie Trylogię „Władca Pierścieni”. Widać było, że wcześniejsza sugestia mamy była trafna, gdyż niespodzianka wprawiła Gracjana w lepszy nastrój.
Podczas gdy Beata przeprowadzała wywiad z mamą marzyciela, ja poznawałam jego marzenia.    Chłopiec szybko określił kim chciałby zostać. Jego marzeniem od dawna jest w przyszłości zostać lekarzem i pracować z małymi dziećmi. Po długim namyśle zdecydował, że chciałby dostać komputer stacjonarny, ale jak sam powiedział, na tym zależy mu najmniej. W brew temu, czego można się było spodziewać JEGO NAJWIĘKSZYM MARZENIEM („o ile mu na to pozwoli stan zdrowia”- to również słowa Gracjana) jest wyjazd do Tropical Islands – tropikalnego parku rozrywki i wypoczynku pod Berlinem. Marzyciel zrezygnował z określenia z kim chciałby się spotkać.
Po podsumowaniu spotkania już w obecności mamy, pożegnałyśmy się z Gracjanem i z jego mamą, życząc im wiele sił, dobrych myśli i determinacji w osiąganiu wszystkich celów.
I my mamy nadzieję, że nasz marzyciel szybko znajdzie sprzymierzeńców w spełnianiu swoich marzeń, wspierających go w walce i w dążeniu do wygranej.

spełnienie marzenia

2015-08-20

Chyba każdy z nas marzy o gorących tropikach, muzyce na plaży i drinkach z palemką. Cóż.. Trochę to daleko, jednak był ktoś, kto marzył o tym tak mocno, że przywiózł je w nasze polskie okolice. Tropical Islands to właśnie to miejsce, w którym byliśmy razem z naszym marzycielem - Gracjanem. Chłopak z rodzicami już myśleli, że o nich zapomnieliśmy.. ot ci niespodzianka! :) Szybkie pakowanie i w drogę!

Po drodze nasz marzyciel wyłączył się z rozmowy, lecz przy miłej pogawędce wraz z Jego Tatą podróż minęła bardzo szybko. Pogoda idealna na podróż, nastroje znakomite i tylko zniecierpliwienie, jak to wygląda od środka. Na kolanach kartka z wytłuszczonym na czerwono miejscem zjazdu z autostrady, bo przecież wszystko musi być jak należy! Człowiek chce dobrze, a wychodzi jak zwykle. Przejechany zjazd, troszkę drogi nadrobione, ale przecież doskonały humor najważniejszy! Brawo, brawo panie kierowco :)

Pierwsze wrażenie po szczęśliwym przyjeździe: wszystko po polsku! W każdym miejscu, oprócz angielskiego i oczywiście miejscowego języka, również nasz ojczysty, dzięki czemu nie ma problemów z odnalezieniem czegokolwiek. Szybkie zakwaterowanie w naszym pokoju i już pędzimy zwiedzać niemieckie tropiki. Zaczęliśmy od lunchu w azjatyckiej restauracji, co dawało nam się we znaki przez kolejne kilka godzin. Chyba nasze żołądki nie są przystosowane do makaronu w 35 smakach. Hm, a może to po prostu przez to, że najpierw zaczęliśmy jeść surowe, dopiero potem kelnerka zabrała nam talerze do usmażenia nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Podróże kształcą! Zaraz potem ruszyliśmy na podbój tropikalnej plaży, na której mieszanka ludzi z całego świata obstawiała całość leżaków i miejsca na piasku. Zdjęcia, zdjęcia i idziemy dalej. A co dalej? Strefa lasów tropikalnych: drzewa z liśćmi wielkości telewizora, odgłosy dzikich zwierząt, ptaków i ludów pierwotnych, ścieżki wśród bujnej flory i... stary Peugeot 203. No cóż, musiał sie nieźle rozpędzić. Ah no i oczywiście dumny paw, który chodzi sobie z wolna po całym Tropical i pręży piórka co jakiś czas. Po przechadzce udaliśmy się tam, gdzie Gracjan czuje się najlepiej: do wody!! Plusk! i w mgnieniu oka czas umknął, nie wiadomo kiedy. Zjeżdżalnie to było coś, co przez jeszcze długi czas po powrocie dawało o sobie poznać (niezliczone ilości siniaków i otarć, ale co tam, warto było!). Z basenu do basenu, wodne szaleństwo doprowadziło nas do nocy pierwszego dnia. Jeszcze w trakcie drogi Gracjan zarzekał, się że nie ma żadnego spania! Działamy całą dobę.. No tak, ledwo do pokoju w zmęczeniu i zaraz w łóżku. Dobranoc pływaku.

Kolejny dzień rozpoczęliśmy śniadaniowym szwedzkim bufetem w jednej z tamtejszych restauracji. Plan był prosty: sauny, sauny, sauny. Tak nam zleciał czas do południa. Ogromny kompleks saun i SPA. Tropikalne sauny w kilku rodzajach: m. in. sucha (do 100 stopni w chwili naparów), łaźnia parowa, ziołowa, kwiatowa, relaksacyjna itd. Ponadto jacuzzi z efektami świetlnymi, masaże i solaria i najwygodniejsze leżaki świata :) Popołudnie to znowu trochę zabawy w basenach, ping-pong, lunch i mały odpoczynek na plaży. Wieczór to znowu sauny (tego nigdy dość) i na zakończenie dnia leżaki z owocowymi koktajlami z dłoniach.

Jak szybko przyjechaliśmy, tak szybko trzeba było już wyjeżdżać. Ostatnia przechadzka po lesie tropikalnym, wymeldowanie i zwrot debetów za nasze zachcianki (ajć, najbardziej bolesne :)). Ku naszemu zaskoczeniu obsługiwała nas Polka, którą serdecznie pozdrawiamy. Podróż powrotna to błyskawiczny skok autostradą, przepakowanie i kawa pożegnalna. To był na prawdę wspaniały wyjazd :).