Moim marzeniem jest:
inne
2014-04-29
Z naszym Marzycielem Konradem spotkałyśmy się w szpitalu. Zarówno on, jak i jego mama przywitali nas ciepłym uśmiechem. Chłopak opowiadał nam o swojej pasji, jaką są, jak przystało na nastoletniego chłopaka, komputery i gry komputerowe. Musi bardzo często szukać nowych gier, ponieważ przechodzi je w błyskawicznym tempie. Ostatnio przeszedł całą grę Need for Speed w zaledwie dwie godziny! Lodołamacz w postaci pen drive’a bardzo przypadł mu do gustu. Konrad wspominał nam także o swoim zamiłowaniu do sportów ekstremalnych. Lubi jeździć na quadach, a na swoje piętnaste urodziny dostał w prezencie możliwość skoku na bungee. Pomimo swojego wieku jest bardzo odważną osobą, ponieważ, jak wspomniał, przed skokiem ani na moment się nie zawahał.
Długo rozmawialiśmy o marzeniach Konrada. Przedstawiłyśmy mu kategorie marzeń możliwych do spełnienia, aby ułatwić chłopakowi wybór. Chłopak zdecydowanie stawia na wyjazd, chciałby zobaczyć coś nowego i odpocząć w jakiejś niecodziennej scenerii. Myśli o wyjeździe do ciepłego kraju, w którym mógłby odwiedzić jakiś park rozrywki. Wspólnie przez dłuższy czas studiowaliśmy mapę Europy w poszukiwaniu najodpowiedniejszego miejsca. Doszliśmy jednak do wniosku, że wybór marzenia jest bardzo poważną decyzją, której nie da się podjąć na gorąco. Nasz Marzyciel ma się zastanowić na spokojnie i podzielić się z nami swoją decyzją przy kolejnym spotkaniu. Wizyta przebiegła w bardzo miłej atmosferze, dlatego już nie możemy doczekać się następnej, podczas której być może poznamy marzenie Konrada. Kto wie, czym zaskoczy nas nasz miłośnik sportów ekstremalnych? :)
spotkanie - poznanie marzenia
2014-07-30
Kilka tygodni po naszym pierwszym spotkaniu, ponownie odwiedziłam Konrada. Nasze spotkanie było krótkie, ponieważ chłopak nie najlepiej się czuł, jednak mimo to udało nam się porozmawiać o marzeniach. Konrad ze stuprocentową pewnością w głosie powiedział, że chciałby wyjechać na Teneryfę i zobaczyć Loro Park. Oglądał wiele zdjęć w Internecie i wraz z mamą stwierdził, że warto zobaczyć to miejsce na własne oczy. Za najlepszy czas na swoją wymarzoną podróż uznał przyszłe wakacje. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko szukać sponsora, który zechce urzeczywistnić marzenie Konrada!
Kochany Konradzie, mamy nadzieję, że myśl o wymarzonym wyjeździe będzie pomagać Ci w trudnych chwilach!
spełnienie marzenia
2015-03-16
Naszą przygodę rozpoczęliśmy w pewien marcowy poniedziałek wczesnym rankiem na lotnisku w Warszawie, gdzie spotkałam się z Konradem i jego mamą. Podekscytowani (dla Konrada to był pierwszy w życiu lot samolotem) udaliśmy się do odprawy bagażowej, a następnie do bramek bezpieczeństwa. Czas zleciał nam bardzo szybko i nim się spostrzegliśmy, siedzieliśmy już wygodnie w samolocie gotowi na podbój Teneryfy. Lot trwał prawie 6 godzin, ale czas umilały nam piękne widoki, które cały czas zmieniały się za oknami samolotu. Mogliśmy dokładnie śledzić, gdzie akurat się znajdujemy dzięki mapie wyświetlanej na monitorach. Gdy za oknem zobaczyliśmy szczyt wulkanu, wiedzieliśmy, że już niedaleko do naszego celu. Gdy tylko opuściliśmy samolot gorące słońce utwierdziło nas w przekonaniu, że trafiliśmy we właściwe miejsce. Jeszcze tylko odbiór bagaży, transfer do hotelu, szybkie zakwaterowanie i już mogliśmy delektować się pięknem Teneryfy, której uroki zadziwiały nas na każdym kroku.
Opalanie, kąpiele w basenie, spacery po plaży oraz oczywiście wycieczki - tak przyjemnie upływał nam czas. We wtorek, dzień po przylocie, zachęceni przez rezydenta biura podróży, udaliśmy się na długi spacer wzdłuż wybrzeża. Z naszej miejscowości (Costa Adeje) przeszliśmy aż do kolejnej - Playa De Las Americas. Widoki po drodze - nie do opisania. Chociaż w drodze powrotnej bardzo bolały nas nogi i robiliśmy częste przystanki, spacer ten oraz fakt, że doszliśmy aż tak daleko wspominaliśmy do końca naszego pobytu na Teneryfie. Kolejny dzień spędziliśmy opalając się przy basenie, zrobiliśmy sobie też mały spacer po sklepach, żeby zaplanować, jakie pamiątki kupimy. Tego dnia poszliśmy wcześnie spać, gdyż z samego rana zaplanowaliśmy wycieczkę - rejs katamaranem. Wrażenia - niesamowite. Podczas trzygodzinnego pływania po oceanie udało nam się zobaczyć aż trzy gatunki delfinów oraz najprawdziwszą orkę! Konrad był zachwycony, cały czas robił zdjęcia i na bieżąco wysyłał do znajomych. Widzieliśmy także jeden z 270 wulkanów Teneryfy, najwyższy - Pico del Teide, który majestatycznie wznosił się nad wyspą. Z oceanu był doskonale widoczny, zrobiliśmy więc mnóstwo zdjęć, utrwalając na nich także sąsiednią wyspę - La Gomerę, którą także udało nam się dostrzec na horyzoncie. W piątek także czekała na nas atrakcja. Tym razem była to wyprawa do Siam Parku - największego parku wodnego na wyspie. Odwiedziliśmy prawie każdą atrakcję. Konradowi najbardziej podobała się zjeżdżalnia Vulcano oraz spływ rzeką - Mai Thai River. Przepływaliśmy tunelem, w którym pływały prawdziwe rekiny! Muszę przyznać, że nie starczyło mi odwagi, żeby skorzystać z największej atrakcji - zjeżdżalni The Power of Tower. Ale dla Marzyciela nie był to żaden wyczyn - bez mrugnięcia okiem zjechał na prawie pionowej zjeżdżalni i już do końca wyjazdu wypominał mi, że nie odważyłam się pójść razem z nim.
W sobotę postanowiliśmy nie robić żadnych większych wycieczek i wyrównać naszą opaleniznę przy hotelowym basenie. Wybraliśmy się też nad ocean, gdzie na plaży wręczyłam Konradowi Dyplom Spełnionego Marzenia. Zrobiliśmy sobie kilka pamiątkowych zdjęć, a w drodze powrotnej zbieraliśmy muszelki. Konrad miał do tego najlepsze oko, zebrał najwięcej muszelek, również dla mamy oraz dla mnie.
Niedzielę przeznaczyliśmy na główną atrakcję naszego pobytu na Teneryfie - wizytę w Loro Parku. W końcu to było głównym celem Konrada. Już o 10 byliśmy na miejscu i zaczęliśmy naszą przygodę w królestwie zwierząt. Najpierw postanowiliśmy "zaliczyć" wszystkie pokazy. Papugi, delfiny, orki, lwy morskie - Konrad nie nadążał z robieniem zdjęć i wysyłaniem ich do znajomych. Gdy już wszystkie główne punkty zostały odhaczone na naszej liście, odwiedziliśmy wybiegi tygrysów, flamingów, goryli, szympansów, pantery, a także klatki z papugami. Samych papug z gatunku "ara" było około dziesięciu. I wszystkie takie kolorowe! A w ptaszarni papugi latały nad naszymi głowami, były na wyciągnięcie ręki. Po drodze oczywiście robiliśmy zdjęcia wszystkiemu, co się rusza, aż nasze aparaty, a właściwie baterie, odmówiły współpracy. Po dłuższych poszukiwaniach dotarliśmy do Planety Pingwinów - największego pingwinarium na świecie. Marzyciel był oczarowany tym miejscem, ale nie ma się czemu dziwić - było naprawdę wyjątkowe. Snuliśmy nawet plany złapania jednego pingwina i wysłania go do Polski, a później hodowania w Warszawie :). Do hotelu wracaliśmy drugim wyspy - za oknem cały czas towarzyszyły nam piękne widoki. Jednak gdy wysiedliśmy z autobusu pod hotelem, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą - podróż po krętych drogach wśród gór dała się nam we znaki. Jednak po szybkiej regeneracji sił na kolacji postanowiliśmy z Konradem wybrać się na krótki spacer, żeby ostatni raz zobaczyć nasze miasteczko po zmroku. Po drodze zastanawialiśmy się, jak to możliwe, że 7 dni minęło tak szybko i że już jutro musimy wracać do Polski. A trzeba się przecież jeszcze spakować i zmieścić gdzieś wszystkie pamiątki. Konrad wybrał sobie piękną deskę surfingową - ozdobę do powieszenia na ścianie, oprócz tego kubek, breloczek, a także słodycze - przysmaki, których nie ma w Polsce. Wszystko to będzie Marzycielowi przypominać o letnich wakacjach w środku zimy przez bardzo długi czas.
Podczas całego wyjazdu wielką radość sprawiało Konradowi robienie zdjęć (także podczas posiłków ;)) i wysyłanie ich do znajomych, którzy zostali w Warszawie. Cały czas prześcigaliśmy się we wstawianiu zdjęć na Facebooka czy wysyłaniu ich Snap Chatem. Ale nie ma się co dziwić - wszystko aż prosiło się o uwiecznienie na zdjęciu. Zwłaszcza desery. Te zaskakiwały nas każdego dnia, a z racji że dań do wyboru podczas każdego posiłku mieliśmy pod dostatkiem i nie zawsze udawało się skosztować wszystkiego, zawsze wybieraliśmy stolik obok deserów, aby chociaż się na nie napatrzeć. Czekoladowa fontanna była imponująca!
Nim się spostrzegliśmy, wymarzony wyjazd Konrada dobiegł końca. W poniedziałek udaliśmy się na ostatnie zakupy i ruszyliśmy w drogę na lotnisko. W Polsce przywitała nas typowo przedwiosenna pogoda - tak bardzo różniąca się od tej, do której przyzwyczailiśmy się w minionym tygodniu. Ale nic nie szkodzi - Konrad ma wspaniałą pamiątkę w postali licznych zdjęć, delikatnej opalenizny, a także masę wspomnień, które pozostaną do końca życia.
Chciałabym bardzo podziękować wszystkim, dzięki którym wyjazd Konrada był taki udany. Gorące podziękowania dla:
- Firmy Recman - za przekazanie środków na wyjazd
- Biura Podróży Itaka - za udzielenie bardzo korzystnego rabatu
- Agnieszki Pytlarczyk - za wszystkie wskazówki przed wyjazdem, wsparcie i rozwiewanie moich wątpliwości w trakcie wyjazdu, o każdej porze dnia i nocy
Przede wszystkim dziękuję Konradowi - za wspaniałe marzenie i wszystkie wspólne chwile. Za wszystkie rozmowy i nasze przekomarzanie się, za podziwianie widoków z tarasu na dachu hotelu i uciekanie przed sprzedawcą świecących kulek oraz za żarty, które towarzyszyły nam przez cały wyjazd. Pamiętaj - nigdy nie przestawaj marzyć!