Moim marzeniem jest:

Tablet

Dominika, 10 lat

Kategoria: dostać

Oddział: Szczecin

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie - poznanie marzenia

2014-02-26

Nasze pierwsze spotkanie z Dominiką – długo wyczekiwane i pełne entuzjazmu.

Krótka wiadomość o przyjeździe marzycielki do Szczecina postawiła wolontariuszy na równe nogi. Błyskawiczna mobilizacja  i w trzy osobowym składzie ruszyliśmy do celu – czyli szpitala przy Unii Lubelskiej. Standardowo mieliśmy ze sobą drobny upominek  na przełamanie pierwszych „lodów” i mówiąc krótko – „wkupne”.  Ale cała reszta nie była już taka standardowa. Nasza marzycielka okazała się niezwykle pogodną i uśmiechniętą dziewczynką, która bardziej…ośmielała nas, niż my ją. Nasz „lodołamacz” w postaci kredek  okazał się strzałem w dziesiątkę, bo Dominika uwielbia malować. Jednak nie był to dobry trop w rozpoznawaniu marzenia, które dziewczynka ma od dawna. I wbrew pozorom nie jest to sztaluga z barwną paletą, ale tablet. Cóż nam pozostało jak delikatnie „przetestować” fascynację nowymi technologiami. Ale i to przyszło nam łatwo, bo akurat prywatny tablet mieliśmy w plecaku. Na jego widok Dominika ucieszyła się jednak bardziej, niż z kredek i mazaków. I wszystko inne nagle przestało istnieć, ale na szczęście dla nas – i bateria w tablecie się czasem kończy. Dało nam to szansę, na dokończenie wizyty. Jedno jest pewne – marzeniem 10-letniej Dominiki jest właśnie tablet, a moim – jeszcze raz zobaczyć tę radość w oczach.

spełnienie marzenia

2014-04-08

Krótka historia spełnienia marzenia Dominiki Rudnickiej. Krótka, bo niestety stan zdrowia naszej marzycielki uniemożliwił nam widowiskową oprawę. Choć sądząc po wielkim entuzjazmie i reakcji na długo oczekiwany tablet –  reszta  i tak  zeszłaby na drugi plan.
Już kilka sekund po wręczeniu Dominice tableta, cała jej uwaga skupiła się wyłącznie na nim. A to utwierdziło nas w przekonaniu, że marzenie zostało rozpoznane prawidłowo. Gdy dotarłyśmy na miejsce, marzycielka miała bardzo wysoką temperaturę (prawie 39 stopni), która już pół godziny po naszej wizycie zdecydowanie się zmniejszyła i słupek rtęci wrócił na „swoje miejsce”. I tak ku naszemu zdziwieniu i wielkiej uciesze miałyśmy szansę na własne oczy zaobserwować sprawczą moc marzeń.  Bo któż miałby czas na chorobę, gdy marzenia się spełniają….