Moim marzeniem jest:
Państwo Izabela i Robert Bugała
pierwsze spotkanie
2006-10-25
Jak to zwykle bywa, po trudach poszukiwań, których opisu Wam oszczędzę, dotarłyśmy do domu Marty. Oprócz Marty czekała na nas jej mama i zaprzyjaźniona wolontariuszka, ba! - członek rodziny - opiekuje się Martą od 10 lat. Mignął nam przez moment brat, a za chwilę przyjechała pani nauczycielka. Dzięki niej nauczyłyśmy się jak z Martą się porozumieć. Nie każdego dopuszcza Martusia do swojego świata, a tego dnia była wybitnie nie w humorze - bo i pogoda senna, i mama wcześniej bardzo ją zdenerwowała. Marta ma gęste, kręcone włosy, czesanie sprawia wiele kłopotu i bólu, a mama właśnie niedawno skończyła czesanie, Marta zawodzeniem i buzią w podkówkę dobitnie pokazała mamie i nam, że nie lubi tej czynności. Wyżaliła się nam dosadnie i wreszcie mogłyśmy odkryć świat tajnego systemu porozumiewania się i przejść do sedna.
Marta nie mówi, ale patrzy na obrazki, pokazuje wzrokiem to, o co jej chodzi, poza tym mruga na tak, kręci głową i gałkami ocznymi na nie. Po krótkim szkoleniu zaczęłyśmy rozmawiać z Martą. Ustaliłyśmy z pewnością, że marzenie Marty jest związane z wyjściem z domu. Większość czasu spędza w domu i koniecznie chce bywać poza nim. Przeżyła już wyprawę do ZOO, na plac zabaw. Bardzo się z tego cieszyła. Ale chce czegoś więcej. Rozmawiamy dalej. Kilka kolejnych rysunków i Marta wyraźnie pokazuje góry. Chce jechać w góry, nad morzem już była. Góry dla niej to tylko płaski rysunek szczytów, postaramy się pokazać Marcie jak piękne są w rzeczywistości. Znajdziemy takie miejsce, gdzie mimo wózka dotrzemy na jakiś szczyt, odetchniemy głęboko - ostrym górskim powietrzem i popatrzymy w dół.
Może Marta się uśmiechnie i zobaczymy dołeczki w jej policzkach?
inne
2009-04-15
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, 17 czerwca w sobotę, o godzinie 5:00 spotkałam się z Martą, jej mamą Iwoną, bratem Tomkiem i Gosią - aby spełnić marzenie Martusi: ZOBACZYĆ GORY.
Kiedy zobaczyłam bagaże, przygotowane na wyjazd, z wrażenia zapomniałam je sfotografować. Pan kierowca "naszego" samochodu sprawnie wszystko poukładał, tak że zostało jeszcze bardzo dużo miejsca. Mama ułożyła śpiącą jeszcze córkę i o 5:10 wyruszyliśmy w drogę. Niewiele po godz. 11 byliśmy już na miejscu: w Zakopanem, na ul. Heleny Modrzejewskiej, w pensjonacie Sośnica - położonym wśród zieleni, z widokiem na Giewont, a jednocześnie bardzo blisko Krupówek. Po obiedzie udaliśmy się spacerem do kolejki na Gubałówkę. Martusia bardzo przeżywała jazdę i widoki z góry. Od razu ustaliliśmy z panią Iwoną, że musimy powtórzyć tę wycieczkę, zwłaszcza ze kolejka na Kasprowy w remoncie, a kolejki krzesełkowe nie są dla nas przystosowane.
Martusi największą przyjemność sprawiały doznania związane z szybkim przemieszczaniem się, obserwacja zmieniających się widoków, jazda bryczką - byliśmy w Dolinie Strążyska. Oglądaliśmy skoki narciarzy na igelicie na Dużej i Wielkiej Krokwi. Byliśmy przy Schronisku nad Białym Potokiem. Trasę ta pokonaliśmy częściowo leśnymi dróżkami, częściowo jadąc korytem potoku. Dwukrotnie deszcz przeszkodził nam w przejściu szlakiem Pod Krokwiami. Byliśmy na Jaszczurówce. Dojechaliśmy (po uzyskaniu od TPN pozwolenia, za które serdecznie dziękujemy) nad Morskim Okiem. Martusia po raz pierwszy opaliła się, zmokła, słuchała szumu strumyka, stukotu kopyt konia, poczuła powiew wiatru (podczas jazdy dorożką), trzymała na kolanach żywą owieczkę.
Na pamiątkę pobytu, przy pożegnaniu w hotelu Martusia dostała śliczna, białą owieczkę.