Moim marzeniem jest:

Grecja - morze i zabytki

Monika, 17 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Łódź

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2006-08-14

 

Moją imienniczkę odwiedziliśmy w poniedziałkowy wieczór. Monika okazała się sympatyczną, wesołą nastolatką, łatwo nawiązującą kontakt. Całkowitemu przełamaniu lodów na pewno nie zaszkodził lodołamacz, w którym było i coś dla ducha (książka o tematyce historycznej, bo Monika uwielbia historię!), i coś dla ciała (błyszczyk i lakier do paznokci, bo jak każda z nas lubi ładnie wyglądać), oraz przygotowany przez mamę kandydatki na Marzycielkę sernik na zimno (swoją drogą musiał szybko się utleniać albo znikać w jakiś inny, tajemniczy sposób, bo niemożliwe, że zjedliśmy calutki...)

 

Długo rozmawialiśmy o marzeniach: naszych, Moniki, innych dzieci, spełnionych i niemożliwych do spełnienia; Monika pytała o pracę wolontariuszy, o to, jak spełniamy marzenia. Ale my tu gadu-gadu, a czas leci! W końcu trzeba było na coś się zdecydować, wybrać spośród wielu pragnień to najważniejsze.

 

Ostatecznie wygrały trzy marzenia. Komputer, rola w serialu "M jak miłość" albo "Na Wspólnej" i wycieczka nad ciepłe morze, na przykład do Grecji, połączona z oglądaniem obficie tam występujących historycznych miejsc. W takiej właśnie kolejności.

 

Jednak na drugi dzień, po nocy spędzonej na rozmyślaniach, jak sądzę, Monika poprosiła o wprowadzenie zmiany w hierarchii. Na pierwsze miejsce wskoczyła wycieczka - jeśli tylko pani doktor wyrazi na to zgodę.

 

Dobre wróżki, odkurzajcie swoje różdżki i do pracy!

 

inne

2009-04-15


Wreszcie sie udało! Po dłużących się miesiącach oczekiwania, szukania ofert i doczytywania informacji o Grecji z przewodników - udało nam się w pełni przygotować do spełnienia marzenia Moniki!

Nasza przygoda zaczęła się w poniedziałek, 4 czerwca, kiedy to pokonując trasę z Łodzi, przez Karsznice, dojechaliśmy na Okęcie. Sam widok wielkiego lotniska już sprawił, że nasza marzycielka było podekscytowana. Jasne było, że to Monika zajmie miejsce przy oknie, by przez całą podróż oglądać świat przysłonięty chmurami. Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku w Salonikach, nie przyszło nam do głowy, że uderzające ciepło morskiego powietrza zapowiada burzę, a nie piękną słoneczną pogodę, którą tak sobie wymarzyliśmy...

Niestety, taki też był pierwszy dzień naszego pobytu w nadmorskim miasteczku Nei Pori - pełen deszczu, szarości, psujący nam wszystkim humor. Aby go poprawić, na spotkaniu z rezydentem zaplanowaliśmy bardzo aktywnie swój czas - wspaniałe wycieczki, które w pełni pozwolą nam poznać Grecję, a leżenie na plaży zostawiliśmy na końcówkę naszego wyjazdu.

Na pierwszy ogień poszła wycieczka do Meteorów, pełnych uroku klasztorów zawieszonych na skałach tesalskiej niziny. Gdy tylko z daleka zobaczyliśmy, jakie widoki nas czekają tego dnia, nie mogliśmy oderwać oczy od tych niezwykłych widoków. Udało nam się wejść do dwóch spośród 6 czynnych klasztorów. Pierwszy z nich, żeński, na długo pozostanie w naszej pamięci z powodu dość nietypowego incydentu. Według reguł klasztoru, odwiedzające kobiety muszą mieć specjalne długie spódnice, których jednak dla nas zabrakło. Z tego też powodu byłyśmy ganiane przez obsługę zakonu prawie po całym terenie. Nie wiemy czy bardziej byłyśmy przestraszone konsekwencjami czy rozbawione całą dość śmieszną sytuacją :) Zmęczeni po pierwszym dniu wrażeń, wróciliśmy do hotelu by zebrać siły przed kolejnym, ekscytującym dniem.

Spotkanie z bogami na górze Olimp rozpoczęliśmy od wysłuchania serii najbardziej znanych greckich mitów. Potem podjechaliśmy do schroniska w górach, które znajduje się na wysokości prawie 1000 m. npm. i skąd podziwialiśmy wspaniały krajobraz całej Riwiery. Stamtąd udaliśmy się do uroczego miasteczka, skąd pieszo już wyruszyliśmy w góry, po drodze mijając tradycyjny grecki cmentarz. Ukoronowaniem tego wspaniałego spaceru w górskim wąwozie było spotkanie oko w oko z przepięknym wodospadem. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w urokliwej małej mieścinie, gdzie zjedliśmy tradycyjny grecki obiad. W ten smaczny sposób pożegnaliśmy się z Zeusem i jego ferajną.

Kolejny dzień spędziliśmy na plaży z mocnym postanowieniem opalania i odpoczynku przed wycieczką do Aten. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy po całodniowym leżeniu nad morzem przy całkowicie zachmurzonym niebie byliśmy opaleni! Obiecałam jednak Monice, że osobiście porozmawiam z Zeusem, by zapewnił nam bardziej słoneczną aurę :)

I wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień - sobota, a razem z nią: ATENY! Musieliśmy wyjechać już w nocy, żeby od samego rana (siódma...) móc zwiedzić wielki port tuż obok miasta. Stamtąd udaliśmy się już na Akropol. Najpierw krótka wspinaczka po kamiennych schodach w otoczeniu drzewek oliwnych, a potem już podziwianie bogactwa świata antycznego. Brak mi słów, by opisać piękny uśmiech, który towarzyszył naszej Marzycielce podczas całej tej wycieczki. Po krótkim obejściu monumentalnych świątyń przeszliśmy na Aeropag, skąd pełni zadumy patrzyliśmy na przepiękną panoramę Aten. Po zwiedzeniu Akropolu wyruszyliśmy historyczną trasą, którą pokonywali starożytni podczas większych świąt, by odwiedzić świątynie najważniejszych bogów. Jeszcze tylko wizyta na greckiej i rzymskiej agorze i już powoli wracamy do współczesnych Aten. Zwiedzając pełne ruchu, przepychu i niezwykłego pośpiechu centrum stolicy Grecji, udało nam się zdążyć na arcyciekawą zmianę warty przed greckim Parlamentem. Monika nie mogła sobie odmówić krótkiej sesji zdjęciowej z przystojnymi strażnikami w komicznych strojach i podkolanówkach :) Niestety, dysponując ograniczonym czasem, musieliśmy już powoli opuszczać Ateny. W drodze powrotnej udało nam się zobaczyć jeszcze stadion, na którym odbyły się pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie oraz miejsce, w którym odbyła się historyczna bitwa pod Termopilami.

Po tak aktywnych wycieczkach, nie sposób opisać naszego szczęścia, kiedy mogliśmy spędzić dwa piękne, słoneczne i upalne dni na plaży. Kąpiel w morzu, gorący piasek, mrożona kawa pod leżakiem - z pewnością o tym właśnie marzyła Monika :) Na szczęście, mimo tak krótkiego pobytu naszej Marzycielce udało się przywieść do polski piękną, brązową opaleniznę. Ostatni wieczór na Riwierze Olimpijskiej uczciliśmy uroczystą kolacją w tradycyjnej tawernie i pucharkiem wielkich lodów. Bogowie z Olimpu czuwali nad spokojnym wyjazdem i szybkim powrotem do Polski. Ciężko było nam się rozstawać z tym istnym rajem na ziemi, ale kto powiedział, że Monika nie może marzyć o kolejnym wyjeździe do Grecji i odwiedzić Zeusa ponownie? :)

Serdecznie podziękowania dla biura podróży



za współsponsorowanie wyjazdu Moniki.