Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2014-01-10
Piątkowym popołuniem wybrałyśmy się by poznać marzenie kolejnego cudownego dziecka. Tym razem okazał się nim sympatyczny Danielek, którego zastałyśmy podczas oglądania jedenej z jego ulubionych bajek: „Auta”. Zaraz rozpoczeliśmy rozmowę na temat Zigzaga Mcqueena i dowiedziałyśmy, się że chłopiec ma w domu samochód- zabawkę wyglądający tak samo jak bahater kreskówki. Niebawem Ola wspomniała, że przecież Danielek ma jeszcze jedną ulubioną bajkę. A jest nią „Tomek i przyjaciele”.
I wtedy też wręczyłyśmy mu prezent, który dla niego kupiłyśmy. Danielek z zapałem wyciągnął z torebki pudełko pełne puzzli. A co one przedstawiały? Oczywiście Tomka, czyli zawsze pomocną lokomotywę, którą jest. Nasz Marzyciel od razu postanowił je ułożyć. Pomogłyśmy malcowi otworzyć pudełko i przekręcić puzzle na prawą stronę, by wszystkim nam było łatwiej odnajdywać pasujące elementy. Bo przecież tworzenie obrazka było pracą zespołową, z której nikt nie miał prawa się wymigać! Jak nie trudno się domyślić to Daniel ułożył największy fragment puzzli. Nie obyło się też bez opowiadania o postaciach z bajki. Możemy z pełną odpowiedzialnoiścią powiedzieć, że nie znamy nikogo kto by tak dobrze znał i potrafił opisać tylu bohaterów bajki „Tomek i przyjaciele”.
Po ułożeniu puzzli Danielek po raz drugi włożył rękę do magicznej torebki, by wyciągnąć jeszcze jeden prezent- karty do gry w „Piotrusia”. Zaraz na prośbę malca rozpakowałyśmy paczuszkę i rozpoczęła się gra. Co prawda nie do końca trzymaliśmy się zasad, lecz zabawa nie była przez to choć ciut gorsza. Jak widać wyobraźnia to potężna rzecz.
Wspominając o wyobraźni nie można nie wspomnieć o marzeniach, które spełnia nasza fundacja. Dlatego też przeszłyśmy do rozmowy na ich temat. Pokazałyśmy Danielkowi wcześniej przygotowane zdjęcia przykładowych marzeń, by chłopiec dowiedział się spośród jakich kategorii może wybierać. I choć Marzyciel intensywnie się nad nimi zastanawiał to doszedł do wniosku, że potrzebuje jeszcze trochę czasu, aby upewnić się o czym naprawdę marzy, bo teraz jest pora na wspólną zabawę. Tylko jaką? Ola wpadła na pomysł zabawy w chowanego z Misiem Danielka w roli głównej. W związku z tym Agnieszka kryła się w różnych częściach pokoju, a Mały Miś w ręku Oli szukał jej po wszystkich zakamarkach. Śmiechu było przy tym nie małoJ
Jednak każda zabawa musi kiedyś dobiec do końca. Smutne, że opuszczamy naszego przemiłego Marzyciela wyruszyłyśmy w drogę do domu obiecując, że spotkamy się z nim za jakiś czas, by może wówczas poznać jego największe marzenie.
spotkanie - poznanie marzenia
2014-01-31
Po trzech tygodniach od ostatniego spotkania z Danielem postanowiłyśmy odwiedzić go ponownie. Od Mamy chłopca dostałyśmy informację, że chłopiec przemyślał tak poważną kwestię, jaką są marzenia i wie już czego najbardziej pragnie! Marzyciel czekał na nas oglądając bajkę, jednak kiedy przyszłyśmy, od razu ją wyłączył i nie czekając na nasze pytania spytał, czy zabierzemy go do Disneylandu. Po nieśmiałym i nieco przestraszonym chłopcu z pierwszego spotkania nie pozostało ani śladu! Daniel był bardzo pogodny i radosny, z ogromnym przejęciem opowiadał nam, że chciałby spotkać bohaterów bajki „Auta”, z ZygZakiem McQuineem na czele. W swojej torbie bez dna miałam zupełnym przypadkiem naklejki z bohaterami z tej właśnie bajki, które oczywiście okazały się strzałem w dziesiątkę! Od razu wspólnie ozdobiliśmy nimi książeczkę do kolorowania Daniela, a śmiechu Marzyciela było przy tym co nie miara ;).
Gdy już formalności zostały dopełnione, a marzenie zapisane, nadszedł czas na zabawę. Pamiętając, jak dobrze bawiliśmy w chowanego się na poprzednim spotkaniu, postanowiliśmy to powtórzyć. Daniel był bardzo zadowolony ze wspólnej zabawy, do której zaprosił swoje maskotki – ogromnego Kubusia Puchatka i malutką owieczkę, dla kontrastu. Trzeba przyznać, że w zabawie w chowanego chłopiec nie ma sobie równych, a jego ulubioną kryjówką było zawinięcie się od stóp do głów w kołdrę ;). Mimo, że Daniel ma dopiero trzy latka, potrafi już liczyć, dlatego bardzo pomagał mi w odliczaniu czasu, kiedy chowała się Paulina. Po zabawie w chowanego fantazja naszego Marzyciela zaskoczyła nas po raz kolejny. Wymyślił, że naszą następną zabawą będzie budowanie namiotu – kryjówki z kołdry. Po tak wyśmienitej zabawie Daniel był troszkę zmęczony i chciał odpocząć oglądając ulubione bajki. Dlatego życzyłyśmy chłopcu i jego Mamie, która przez cały czas dzielnie pomagała nam w nawiązaniu lepszego kontaktu z Danielkiem, dużo sił i pożegnałyśmy się, obiecując, ze niedługo spotkamy się ponownie i pobawimy w nasze ulubione zabawy.
Sprawmy, by chłopiec jak najszybciej mógł przenieść się do bajkowego świata ZygZaka McQuina i uwierzył w siłę i moc marzeń! Jeśli chcesz, niczym dobra wróżka z bajki, nam w tym pomóc, skontaktują się z nami: Aleksandra Janczak, tel. 696 545 340, aleksandra.janczak@mammarzenie.org lub Agnieszka Pytlarczyk, tel. 798 748 237, pytlarczyk.agnieszka@gmail.com
spełnienie marzenia
2016-09-18
Ilekroć jesteśmy świadkami reakcji dziecka na spełnienie marzenia, pojawiają się w nas wielkie emocje, wzruszenie, niesamowita radość i uczucie szczęścia. Tym razem odczułyśmy to po wielokroć, bowiem w jednym czasie przyszło nam spełnić marzenia trzynaściorga dzieci.
15 sierpnia spotkałyśmy się z nimi po raz pierwszy na warszawskim lotnisku Okęcie. Początkowe nieśmiałe spojrzenia i delikatne uśmiechy szybko przerodziły się w bardziej odważne relacje. Dla niektórych dzieci było to spotkanie z dawno niewidzialnymi kolegami i koleżankami, których poznały w szpitalu, dla innych szansa na nowe znajomości, które z czasem być może przerodzą się w przyjaźnie. Bo choć nasi podopieczni przyjechali z różnych stron kraju, łączył je wspólny cel – dotrzeć do EuroDisneylandu.
Kiedy dzień później w godzinach przedpołudniowych naszym oczom ukazała się brama do raju z napisem „Disneyland Paris welcome”, nasi Marzyciele dosłownie wyskoczyli z siedzeń, które zajmowali podczas jazdy autobusem. Nagle w stosunkowo cichym pojeździe zapanował niesamowity gwar, słychać było śmiechy i okrzyki „Hurra Disneyland!”, „Jesteśmy w Disneylandzie!”, „O rety, Disneyland!”.
Dwa dni, które tam spędziliśmy, były przepełnione radością, uśmiechem, fascynacją, okrzykami zachwytu, ale też wzruszeniem, którego głównie dostarczały nam mamy naszych Marzycieli, szczęśliwe, że oto urzeczywistniają się sny ich ukochanych pociech. Obserwując je, podziwiałyśmy, że mimo trudów życia same nie straciły dziecięcej spontaniczności i razem ze swoimi latoroślami korzystały ze wszystkich atrakcji, jakie na tacy podawał im podparyski park rozrywki. A było z czego wybierać. Jednych fascynowały te strefy, w których poziom adrenaliny znacznie wzrastał, spieszyli więc czym prędzej na rollercoastery i do miejsc, które kryją w sobie mroczne tajemnice i w których straszy niejeden duch. Inni woleli atrakcje, które aż tak bardzo nie przyspieszały bicia serca, beztrosko zasiadali więc na kierownicą samochodzików, albo wyruszali w szaloną podróż latającym dywanem czy kręcącą się filiżanką. Grupa młodszych dziewczynek odliczała minuty do spotkania z Anną i Elsą, czyli bohaterkami „Krainy lodu”, kilkuletni chłopcy czym prędzej chcieli spotkać się z Chudym z „Toy Story” u bohaterami bajki „Auta”. Wszyscy cierpliwie czekali w kolejkach, aby móc uściskać swoich ulubionych bajkowych bohaterów i zrobić sobie z nimi pamiątkowe zdjęcia – wśród tych najpopularniejszych były oczywiście Myszko Miki i Minnie. Niesamowitych wrażeń dostarczyła wszystkim wieczorna parada z udziałem najpopularniejszych bajkowych bohaterów, a także nocny pokaz multimedialny na fasadzie zamku, którego kulminacją był pokaz sztucznych ogni. Co zabawne, niektórzy wracali z niego, smacznie śpiąc w ramionach ukochanych mam.
Tak oto minęły nam dwa cudowne dni w Disneylandzie. Gdyby zliczyć, ile w sumie pokonaliśmy kilometrów, zrobiłby się z tego niezły maraton. Grunt, że wszyscy ukończyli go z uśmiechem na ustach i radością w sercu. My do dziś słyszymy zaś chóralne „tak”, wykrzyczane przez naszą wesołą grupkęw odpowiedzi na pytanie: „czy spełniło się wasze marzenie?”. Dziękujemy wszystkim, dzięki którym było to możliwe.