Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2008-07-16
16 lipca 2008 po raz pierwszy złożyliśmy wizytę naszej nowej Marzycielce - Justynce. Z drobnymi trudnościami odnaleźliśmy dom ukryty za porastającymi płot roślinami. Powitała nas Justynka z mamą i bratem Michałem. Dzieci były bardzo zadowolone z przekazanych lodołamaczów i po chwili rozmawialiśmy z Marzycielką i jej rodziną jak ze starymi znajomymi;-),. Justynka po namyśle podała nam trzy swoje marzenia:
1. Zobaczyć Rzym i jego zabytki, spotkać się z Papieżem i odwiedzić grób Jana Pawła II.
2. Aparat fotograficzny
3. Spędzić kilka dni w stadninie koni w Jedliczach.
Pozostała tylko kwestia ustalenia z kim Justynka chciałaby odkrywać zakamarki Rzymu. Czekamy więc dopóki nie wybierze tych szczęśliwców i zabieramy się do pracy;-D
spełnienie marzenia
2008-07-16
Kiedy wszyscy smacznie śpią, dając odpocząć brzuchom po wielkanocnych obżarstwach, my ruszamy spod domu marzycielki na lotnisko w Warszawie, skąd już tylko dwie godziny lotu dzielą nas od zobaczenia wymarzonego Rzymu. Jesteśmy trochę senni, ale podekscytowanie lotem i czekającą nas przygodą nie daje nam zasnąć. Wypijamy kawę i już jesteśmy gotowi do podróży. W słonecznym Rzymie jesteśmy po 9. Z lotniska odbiera nas przemiły Pan z ambasady i dowozi do miejsca zakwaterowania. Nie ma chwili do stracenia! Zostawiamy bagaże, witamy się z Włochem, który ugościł nas śniadaniem – iście kontynentalnym i ruszamy w drogę. Początkowo planowaliśmy spacer po okolicy, ale szybko okazało się, że rodzina nie ma zamiaru dawać mi forów w zwiedzaniuJ Krążymy urokliwymi ulicami Rzymu, aż docieramy na Piazza del Popolo. Przez lata plac ten był miejscem publicznych egzekucji - ostatnią wykonano w 1826 roku. Zrobiliśmy kilka zdjęć i ruszyliśmy dalej w stronę Villa Borghese – zielonego parku na wschodnim zboczu wzgórza Pincio. Niestety nie udało nam się zwiedzić znajdującego się tam muzeum ze słynnymi rzeźbami Berniniego i arcydziełami Caravaggia. Zrekompensowaliśmy to sobie miłym, popołudniowym spacerem, między innymi ulicą Adama Mickiewicza. Przystanęliśmy na chwilę żeby podziwiać widoki i zjeść coś słodkiego i udaliśmy się w stronę jednego z ważniejszych rzymskich placów – Piazza di Spagna. Są tu Schody Hiszpańskie - najpiękniejsze w mieście, niezwykle eleganckie, projektu Francesca de Sanctis. Na placu znajduje się także fontanna w kształcie tonącego okrętu. I tu nie obyło się bez zdjęć – najwięcej robiła mama, która przed wylotem zarzekała się, że nie weźmie aparatu do rękiJ Z racji tego, że kondycję nasza Marzycielka miała nienaganną – zresztą cała załoga nie pozostawała w tyle – ruszyliśmy w stronę Piazza di San Silvestro, ruchliwej Via del Corso i dalej do Fontany di Trevi – najpopularniejszej i najbardziej charakterystycznej spośród rzymskich fontann – dzieła Nicoli Salviego. Rzeczywiście robi wrażenie! Odchodząc nie omieszkaliśmy dopełnić ważnego rytuału i wrzucić do fontanny przez ramię monety, co według tradycji zapewnia powrót do Rzymu w przyszłości i spełnienie marzeń. Nadszedł czas na obiad, dosłownie wrzuciliśmy coś na ząb – z natłoku wrażeń nikt nie był nawet za bardzo głodny, no może poza mną:) i udaliśmy się w stronę Piazza Venezia (Placu Weneckiego) z imponującym pomnikiem z białego kamienia, przedstawiającym Wiktora Emanuela II. I to już był ostatni punkt naszej całodniowej wycieczki. A przed nami jeszcze długa droga powrotna - o jakże byliśmy zmęczeni.
Dzień drugi: kierunek Koloseum. Wstajemy 7:00, jemy śniadanko przyrządzone przez Roberta i Michała – my kobiety miałyśmy większe przywileje, mężczyźni codziennie przygotowywali śniadanie. Ruszamy ,,w miasto’’. Najpierw docieramy do Panteonu – jednej z najlepiej zachowanych rzymskich budowli na świecie, miejsca wiecznego spoczynku Rafaela. Niesamowite wrażenie robi kopuła symbolizująca niebo i ,,oculus’’ – niezasłonięty niczym otwór, który udaje słońce i jest jedynym źródłem światła dziennego w świątyni. Kolejnym przystankiem na naszej rzymskiej trasie jest Piazza Navona – ciekawy fragment barokowej części miasta. Tu zatrzymujemy się na lody, aby zjeść je na tle trzech wspaniałych fontann. Po chwili odpoczynku udajemy się na zwiedzanie zabytku robiącego ,,kolosalne’’ wrażenie – największego amfiteatru Imperium Rzymskiego, leżącego na zachodnim krańcu Forum Romanum. Koloseum liczy niemal 2000 lat i zostało zbudowane specjalnie do najbardziej widowiskowych walk gladiatorów. Ta budowla niewątpliwie budzi respekt i zachwyt zwiedzających. I tak minął kolejny wypełniony po brzegi dzień, pozostaje nam zregenerować siły, by rano zacząć kolejny, niemniej intensywny.
A trzeciego dnia z samego rana udajemy się na audiencję generalną do najmniejszego pod względem powierzchni państwa świata – Watykanu. Jest to dzień pełen wrażeń i wzruszeń. Justynko teraz śmiało można powiedzieć, że spełniło się Twoje marzenie – gratulacje! Obecność na Placu św. Piotra, blisko papieża i możliwość modlitwy przy grobie Jana Pawła II – tego najbardziej pragnęła nasza Marzycielka. I dokonało się. Zwiedziliśmy także wnętrze bazyliki – wejście na kopułę zostawiliśmy sobie na następny dzień. Obiad zjedliśmy na Piazza Campo dei Fiori – jednym z najbardziej malowniczych i klimatycznych placów Rzymu. Oczywiście skosztowaliśmy specjałów włoskiej kuchni. Tego dnia udało nam się także zwiedzić Zamek św. Anioła – doskonałe muzeum, będące wcześniej mauzoleum i fortecą. Odbyliśmy jeszcze krótki spacer i zegar wybił 22:00 – najwyższy czas żeby posumować dzień i położyć się spać.
Dzień czwarty. Zgodnie z planem ruszamy do Watykanu i wspinamy się po ponad 500 schodach na kopułę bazyliki – widoki zapierają dech w piersiach, robimy zdjęcia i kupujemy pamiątki. Po czym udajemy się w długą, bo z przeszkodami komunikacyjnymi, podróż do Katakumb św. Kaliksta, po których oprowadza nas ksiądz. To już ostatni dzień, więc nim się obejrzeliśmy zapadł wieczór, a my bez obiadu.. Pojechaliśmy w okolice di Trevi, by tam coś zjeść. Był jeszcze czas na ostatnie zdjęcia i trzeba było wracać – o 8:00 rano będzie czekał na nas pan z ambasady, który zawiezie nas na lotnisko.
To były bardzo intensywne cztery dni. Przeszliśmy niezliczone ilości kilometrów, zrobiliśmy mnóstwo zdjęć, ale przede wszystkim mogliśmy uczestniczyć w spełnieniu marzenia Justynki i udało się!
Po powrocie do Warszawy dostałam zaproszenie na obiad do cioci Justynki, która cały czas nam dopingowała. Mniam, mniam. Po obiedzie zasiedliśmy do deseru, Justynka zasnęła mamie na kolanach, a ja się pożegnałam.