Moim marzeniem jest:

wyjazd do Disneylandu

Bartosz, 6 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Łódź

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

pierwsze spotkanie

2013-02-02

Nasz nowy Marzyciel nie mógł się doczekać naszej wizyty, oczekiwał naszego przyjścia z niecierpliwością, więc gdy się tylko zjawiliśmy przywitał nas pięknym , szczerym uśmiechem. Chłopiec jest wspaniałym ,odważnym i radosnym dzieckiem. Zaraził nas swoją niesamowitą energią. Przywieźliśmy ze sobą dźwiękową zabawkę, która bardzo ucieszyła Bartka. Prezent okazał się jak najbardziej odpowiedni. Marzyciel wiedział po co przyjechaliśmy, więc zadając mu  pytanie o największe marzenie nie musieliśmy długo czekać by usłyszeć ,że jest to wyjazd do Disneylandu. Bartuś chce poznać, dotknąć postaci z jego ulubionych bajek. Wyjazd z pewnością będzie dla niego niesamowitym przeżyciem. Odkryliśmy ,że chłopczyk od roku jest zakochany w piosence Z. Wodeckiego ,,Pszczółka Maja’’! Potrafi  jej słuchać setny raz z takim samym zauroczeniem jakby to było po raz pierwszy! Nie odbyło się oczywiście bez tańców do oczywistego przeboju z udziałem Bartka i naszej Dorotki. Chłopiec wywarł na nas bardzo pozytywne wrażenie, moglibyśmy z nim siedzieć, rozmawiać ,śpiewać i tańczyć do późnych godzin lecz nasza dalsza magiczna misja odkrycia tak samo cudownych marzeń jak Bartka nam na to nie pozwalała. Pożegnaliśmy się w płaczu mocno zaciskając kciuki za realizację marzenia.

spełnienie marzenia

2014-06-02

Marzenie Bartosza – wyprawa do Disneylandu. Marzenie wspaniałe. Nie mogliśmy doczekać się wyjazdu.

Nasza podróż rozpoczęła się rankiem, 2 czerwca. Przesympatyczny Pan Romek odwiózł nas na lotnisko we Wrocławiu. Odprawa, oczekiwanie na samolot i lot minęły szybciutko i po niecałych trzech godzinach wylądowaliśmy w Paryżu. Zaraz po małych perturbacjach z bagażem, poznaliśmy czadowego Pawła – cudownego człowieka, który w Paryżu prowadzi interesy, głownie usługi transportowe, i jest jednocześnie naszym Fundacyjnym Aniołem – już w przeszłości miał okazję pomagać naszym Marzycielom odwiedzającym Paryż. Przyjechał po nas pod sam terminal i odwiózł do zlokalizowanego kilkadziesiąt kilometrów od lotniska hotelu. Podczas podróży tak nam się dobrze rozmawiało, że jak dojechaliśmy pod hotel – trudno było się rozstać! J A hotel – okazało się, że jest usytuowany 5 minut od Disneylandu!

Pierwszy wieczór upłynął nam na rozpakowywaniu i snuciu planów na następny dzień. Bartek był niezwykle podekscytowany, że zaczyna się nasza paryska przygoda. Zresztą nie tylko on. J A we wtorek mieliśmy oddać się w ręce Małgosi i Honoraty, które, jak się okazało – zaplanowały nam każdą wtorkową minutę. Z samego rana, z Naszym Pawłem, dojechaliśmy całą paczką pod Luwr, po drodze zatrzymując się przy przepięknej XIV-wiecznej Katedrze Notre-Dame. Pod Luwrem czekała na nas Małgosia, którą znaliśmy dotąd tylko telefonicznie. Bardzo zwariowana na punkcie Paryża – nie mogliśmy trafić lepiej! J Małgosia zna każdy szczegół miasta, jest zakochana w jego każdym aspekcie kulturalnym i architektonicznym. A że czasu było mało, bo środa przeznaczona była już na Disneyland – zwiedzanie niektórych atrakcji miasta zakochanych odbywało się w tempie ekspresowym. Nasz Marzyciel po drodze miał okazję spędzić trochę czasu na wspaniałej karuzeli, z której obserwował chmury (co uwielbia), potem na fajowej trampolinie, przy Polach Elizejskich, także kilka atrakcji było specjalnie dla niego. J W drodze na obiad, gdzie byliśmy umówieni z Honoratą – naszym kolejnym Paryskim Aniołem – widzieliśmy mnóstwo wspaniałych zabytków, spacerowaliśmy Aleją Pól Elizejskich, witał nas Łuk Triumfalny, Grand Palais i Petit Palais i wiele, wiele innych, których nazw nie pamiętamy. J Małgosia zarezerwowała stolik w restauracji na Polach Elizejskich, więc mieliśmy okazję jeść obiad w centrum wszechświata. J Sobie tylko znanymi sposobami załatwiła mega-zniżkę na obiad. A ten był znakomity! Nie jesteśmy w stanie opowiedzieć jakie fajne rzeczy jedliśmy! Same francuskie pyszności! Bartek jest niezwykłym dzieciakiem – najchętniej jadłby same sałatki – tak lubi warzywa! Po obiedzie poznaliśmy Honoratę – przemiłą dziewczynę, która specjalnie wzięła dzień wolny w pracy, żeby pokazać nam Paryż. Trudno nam było rozstać się z Małgosią, ale dziewczyna musiała wracać do swoich obowiązków. Honorata miała dla Bartka kilka niespodzianek. Dzieci jej koleżanki z pracy, Marie-Lucia, kiedy dowiedziały się, że Marzyciel z Polski przylatuje do Paryża, wyjęły oszczędności ze swoich skarbonek i poprosiły Honoratę o przekazanie kwoty dla niego i mamy na bilet na wjazd na Wieżę Eiffla. To było niezwykle wzruszające... Bartuś bardzo się cieszył na zobaczenie z bliska symbolu Paryża, tego najbardziej znanego obiektu chyba w całej Francji. Poszliśmy tam spacerkiem, my kupiliśmy dla siebie bilety, i dzięki Honoracie – weszliśmy od drugiej strony i nie musieliśmy czekać w przeogromnej kolejce. Widok z wieży zapiera dech w piersiach! Pogoda była śliczna, widoczność bardzo dobra, miasto po horyzont! Gigantyczne! Wrażenia super! Bartkowi bardzo się podobało! A kiedy zjechaliśmy już na dół, okazało się, że jest jeszcze jedna niespodzianka – rejs statkiem po Sekwanie – kolejny prezent od Honoraty i jej współpracowników! Otrzymaliśmy również w prezencie od nich kilka biletów do Disneylandu! No po prostu słów brak! Czuliśmy, że trafiliśmy na prawdziwe Anioły. Cudowni ludzie, dzięki którym mogliśmy tam czuć się tacy zaopiekowani, spokojni… i wyjątkowi…

Rejs Sekwaną był bardzo ciekawy i niesamowicie przyjemny, chociaż Bartuś, przepełniony wrażeniami, w pewnym momencie po prostu zasnął.

Rozstanie z Honoratą było wzruszające. Znaliśmy się zaledwie kilka godzin, a czuliśmy, że zarówno z Małgosią, jak i z Honoratą, powstała jakaś niezwykła więź. To się nie skończy wraz z powrotem do domu! Już to wiemy!

 Na środę czekaliśmy jak na szpilkach. Niestety prognoza pogody nie była optymistyczna – zapowiadano deszcz. I rzeczywiście – od samego rana lało. Nie był to deszczyk, kapuśniaczek, ale po prostu ULEWA. Momentami ściana deszczu. Nie nastrajało nas to optymistycznie, ale przecież nie mogliśmy całego dnia przesiedzieć w hotelu. W końcu ubraliśmy się odpowiednio i wyruszyliśmy do Disneylandu. Przecież po to tam pojechaliśmy – jakiś głupi deszcz nie mógł nam przeszkodzić w naszej misji! J

Droga do parku trwała dosłownie kilka minut. I choć pogoda była naprawdę niesprzyjająca – humory nam dopisywały. Wiedzieliśmy, że oto zaczyna spełniać się marzenie Bartosza. Park nr 2 – Walt Disney Studios, którego zwiedzanie zaplanowaliśmy na pierwszy z dwóch dni w Disneylandzie, miał więcej możliwości skrycia się przed ulewą – kina, pokazy pod dachem, poznawanie kulis przygotowywania filmów animowanych itp… Wiele radości sprawiły Bartkowi też karuzele z bohaterami filmu „Auta” i „Toy Story”. Staraliśmy się nie zwracać uwagi na mokre siedzenia i krople lecące z nieba. Nie tylko Bartek cieszył się jak dziecko – mama i tato oraz 12-letni Kuba, brat Bartka – też mieli z tych przejażdżek mnóstwo radości. Rzeczywiście – może nie było ciepło, może nie było bezdeszczowo, ale były i plusy tej sytuacji – było o wiele mniej ludzi niż podczas ładnej, słonecznej pogody. W taką pogodę tylko twardziele bawią się w Disneylandzie!!! J Obiad zjedliśmy w fajowej knajpce, gdzie szalał niesamowity kucharz ze szczurkiem Ratatouille. Schowaliśmy się tam przed mega-ulewą, i było bardzo fajnie. Wygłupialiśmy się, Bartosz uciął sobie małą drzemkę, i najedzeni, wypoczęci wyszliśmy na dwór, gdzie już TYLKO MŻYŁO. J

 Czwartkowy poranek przywitał nas już słonkiem, więc wszyscy szybko zjedliśmy śniadanie i w drogę! Tym bardziej, że tego dnia w Disneylandzie mieliśmy spotkać niezwykłego człowieka – znajomego koleżanki Honoraty (tej, której dzieci uszczupliły swoje oszczędności, żeby uszczęśliwić Marzyciela) – Alaina. Jest on pracownikiem parku, który ponoć ma możliwość wprowadzać raz na jakiś czas kilka osób do Disneylandu. Dziewczyny poruszyły niebo i ziemię, żeby jak najmniejszym kosztem, ale też angażując jak najwięcej osób, udało się spełnić marzenie Bartosza! Tak sobie myśleliśmy z Eweliną – mamą Bartka i z Mariuszem – jego tatą, że ludzie na świecie chyba generalnie są dobrzy, lubią pomagać. Lubią i chcą. Tylko nie wiedzą jak. Trzeba im tylko te możliwości stworzyć, szepnąć słówko, poprosić, wtedy wszyscy – współpracownicy, szefowie – robią co mogą, żeby uszczęśliwić małego człowieka. To jest takie wzruszające…

Alain okazał się przesympatycznym, ciemnoskórym facetem, który poszedł z nami również do City Hall, gdzie dostaje się specjalną kartę (Carte d’Acces Facilité), upoważniającą do korzystania z atrakcji parku bez stania w kolejkach. To była bardzo pomocna rzecz, zwłaszcza, że pogoda była już piękna, więc i ludzi było jakieś 200 tysięcy więcej J. Pierwszego dnia ta karta również nam się przydała, nie ma co mówić, ale w środę nie było tak wielu ludzi jak w czwartek… Ucałowaliśmy Alaina na do widzenia! Był niezwykle zaskoczony, a my baaardzo szczęśliwi!

Wrażeń tego dnia nie da się zliczyć – zaczęliśmy od spaceru Główną Ulicą, z jej cukierkowymi, pastelowymi budyneczkami. Ilość ludzi nieco przerażała, ale nie naszego Bartka! J On był przygotowany na wszystko! My byliśmy też przeszczęśliwi, że PO PROSTU NIE PADA!

Prawie natychmiast mieliśmy okazję spotkać się oko w oko z Minnie! Nie stojąc w 100-osobowej kolejce (karta się przydaje!), zrobiliśmy sobie zdjęcia z narzeczoną Myszki Miki, która przyjęła nas przy schodkach swojego cudnego, ukwieconego domku. Bartek bardzo się do niej przytulił, a ona odwzajemniła uścisk –okazała się niezwykle miłą myszką. J Radość z tego spotkania nie opuszczała Bartka, ale raz w raz spotykały nas niezwykłe atrakcje. Zaraz potem weszliśmy do domu Myszki Miki i (omijając kolejkę!) nastąpiło spotkanie z najsłynniejsza postacią Disneya! Myszka Miki przyjęła nas w swoim zaciszu domowym i na tle słynnej czerwonej kotary przeszczęśliwy Bartek pozował do zdjęć ze swoim bohaterem! Po przekroczeniu bram magicznego pałacu, wsiedliśmy na karuzelę – Bartosz siedział na niesamowitym rumaku i bardzo mu się to podobało. Był prawdziwym rycerzem. Zaraz po tym udaliśmy się do Adventureland – do krainy przygód i podróżników – zakątka Piratów z Karaibów. Niesamowite miejsce, wyjątkowo podobało się tacie Bartka. J Trzeba przyznać, że nie ma tandety, wszystko jest dopracowane w najmniejszych szczegółach, wszystkie detale realistyczne, wykończone, a obrazu całości dopełniają pracownicy Disneylandu – pomocni na każdym kroku, zawsze na miejscu, przesympatyczni.

Przejazd tratwą w zakątku Piratów z Karaibów był dla Bartka niesamowitym przeżyciem, w ciemności, pośród piratów i pryskającej wody, czuł się wspaniale! Zwieńczeniem przygody w krainie Piratów z Karaibów było spotkanie z Jackiem Sparrowem, z którym udało nam się zrobić zdjęcie.

Zwiedzanie kolejnych krain, oglądanie cudnych kwiatów, zadbanych krajobrazów, jazda niesamowitymi pojazdami, samochodami („Autopia”), rakietami (kosmiczny rollercoaster ”Space Mountain”) – to wszystko pozostanie w naszej pamięci na zawsze. Były jazdy popularnymi filiżankami w zakątku Alicji w Krainie Czarów, podróż łodziami po niesamowitym świecie „It’s a Small World” w Krainie Fantazji. W końcu Gwiezdne Wojny w „Discoveryland” – jazda symulatorem – to było coś dla chłopaków – zarówno Bartek, jak i Kuba, ale też i tata, Mariusz – byli pod ogromnym wrażeniem!

 Widzieliśmy bardzo wiele, a zwieńczeniem całych dwóch dni w Disneylandzie było zobaczenie parady najsłynniejszych postaci znanych z bajek Disneya! W rytm wspaniałej bajkowej muzyki, wszystkie księżniczki przeszły z gracją przed nami, Śpiąca Królewna i Kopciuszek przejechały karetami, Królowa Śniegu na swojej platformie, bohaterowie Alicji w Krainie Czarów – Zwariowany Kapelusznik, i Biały Królik, i Królowa Kier, potem przejeżdżał rydwan z bohaterami Pinokia, następnie przyszedł czas na załogę Chudego z „Toy Story” – cały oddział zielonych żołnierzyków, Buzz Astral, Cienki, i Pan Bulwa, i Rex machali do nas! Pochodom wspaniałych postaci nie było końca – potem nastąpił przemarsz bohaterów Kubusia Puchatka, machał do nas sam Kubuś Puchatek, a Tygrysek z Prosiaczkiem i Kłapouchym tańczyli z pszczółkami. Zaraz po nich przyjechała platforma z przeogromnym drzewem i bohaterami Króla Lwa – na przodzie stał dumny Simba, obok niego zwariowani Timon i Pumba, a nad nimi mądry mandryl – Rafiki. Zaraz za nimi załoga Piotrusia Pana, Kapitan Hak i przerażający piraci. Paradę zamykała gigantyczna, bajecznie kolorowa platforma z Kaczorem Donaldem, były i wiewiórki Chip i Dale, Goofy, Pluto i najważniejsza postać – MIKI MOUSE!!!

A wszystko w baśniowych kolorach, w takt bajkowej muzyki – odczucia były niebywałe!

 Trudno tak wszystko zebrać w głowie, tyle emocji, tyle wrażeń, cała ta podróż była wspaniałym przeżyciem dla wszystkich nas. I z pewnością początkiem przyjaźń, tego jesteśmy pewni!A najważniejsze jest to, że Bartek był najszczęśliwszym dzieciakiem na świecie! To wspaniały chłopiec, zasłużył na to! Mamy nadzieję, że wspomnienia z naszej paryskiej przygody zostaną z nim na zawsze! I dziękujemy wszystkim, dzięki którym udało się to marzenie spełnić i dzięki którym nasza podróż była taka szczęśliwa i radosna! J