Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2007-01-13
Dzień, w którym wyruszyliśmy był ponury i szary. Jak się jednak potem okazało, był to jeden z najmilszych dni dla nowych wolontariuszek(dla Grzesia i Ewy na pewno też).
Marcin mieszka w miejscowości Czarna pod Dębicą, dlatego musieliśmy wyjechać z Krakowa o godz.9.00 i dotarliśmy na miejsce po 3 godzinach. Podróż minęła bardzo szybko i wesoło, szczególnie wesołe było integrowanie się z Grzesiem i Ewą.
Gdy dojechaliśmy na miejsce oczywiście nie mogliśmy trafić pod wskazany adres, ale w końcu udało się. W progu powitała nas mama Marcina. Gdy tylko weszliśmy, pierwsze co rzuciło się w oczy to ciepła i rodzinna atmosfera, panująca w tym domu. Marcin ma pięcioletniego braciszka Filipa, który opowiadał nam o swojej świeżo poślubionej żonie, oraz starszego Damiana.Nie możemy nie wspomnieć o ślicznej labradorce Korze, która przychodziła do nas i chciała się bawić, szczególnie z Grzesiem:D. Rodzice Marcina to bardzo sympatyczni i mili ludzie, dlatego spotkanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze.
Nasz 16-letni marzyciel był chyba troszkę stremowany(podobnie jak my),ale potem wszystko się rozkręciło. Marzeniem Marcina jest wycieczka do Rzymu. Chłopiec dowiedział się od innego marzyciela, jak pięknym miastem jest Rzym i że warto go zobaczyć.
Jeżeli tylko lekarz prowadzący wyrazi zgodę na wyjazd, jesteśmy przekonani, że marzenie Marcina bardzo szybko spełni się.
inne
2007-03-21
Nasze RZYMSKIE WAKACJE nie zaczęły się najlepiej przez całą podróż z Krakowa do Katowic (skąd mieliśmy ruszyć prosto do Rzymu) towarzyszył nam śnieg. Mieliśmy nawet obawy, czy nasz lot nie zostanie odwołany. Na szczęście nic takiego się nie stało. Po wylądowaniu w Rzymie kłopoty pogodowe przestały nas obchodzić.
Prosto z lotniska pojechaliśmy na plac św. Piotra, gdzie odbyła się audiencja generalna. Choć nie udało nam się znaleć miejsc blisko alejki, którą przejeżdżał Ojciec święty Benedykt XVI, i tak mieliśmy poczucie, że uczestniczymy w czymś wyjątkowym.
Najważniejsze wydarzenie miało jednak miejsce następnego dnia. Wstaliśmy bardzo wcześnie rano, ponieważ o godzinie 7 musieliśmy już być w Bazylice św. Piotra, gdzie w podziemiach, tuż obok grobu Jana Pawła II, odbywa się msza święta dla Polaków. Niewielkie pomieszczenie wypełnione po brzegi i niesamowita atmosfera wyjątkowości. Po mszy udaliśmy się do grobu Ojca świętego każdy z nas mógł tam przez chwilę oddać się skupieniu i modlitwie.
Kiedy więc spełniło się to najważniejsze marzenie Marcina, mogliśmy rozpocząć zwiedzanie Rzymu. Zaczęliśmy oczywiście od Bazyliki św. Piotra. Opowieści pana Michała zaprzyjanionego z fundacją przewodnika (któremu niezmiennie dziękujemy za czas poświęcony naszym Marzycielom) były niezwykle barwne i bardzo pobudzały wyobranię. Niemal widzieliśmy, jak Michał Anioł skrada się, podsłuchując, co na temat jego cudownej Piety mówią zwiedzający bazylikę; jak gladiatorzy walczą o życie w miejscu sąsiadującym z kolumnadą otaczającą plac św. Piotra; jak budowniczy wznoszą ołtarz z brązu.
Skwapliwie też skorzystaliśmy z Jego rady, żeby dotknąć stopy rzeby św. Piotra ma to być podobno gwarancją powrotu do Rzymu.
W kolejnych dniach przyszedł czas na pozostałe, absolutnie kultowe miejsca stolicy Włoch, a więc Fontanna di Trevi (gdzie oczywiście, jak nakazuje zwyczaj, wrzuciliśmy drobne monety, aby zapewnić sobie kolejną wizytę w Rzymie), Schody Hiszpańskie, Panteon oraz bazyliki św. Pawła za Murami i Santa Maria Maggiore. Pod Koloseum na chwilę zaaresztowali nas prawdziwi rzymscy żołnierze, ale kiedy zgodziliśmy się pozować do zdjęć, zwrócili nam wolność.
Dzięki uprzejmości przybyłej do Rzymu z Częstochowy siostry Marii Goretti wybraliśmy się również do Nettuno. To niewielka miejscowość niedaleko Rzymu, gdzie znajduje się kościół Matki Bożej Łaskawej, w którym umieszczono doczesne szczątki Marii Goretti, świętej Kościoła katolickiego, patronki naszej gościnnej siostry z Częstochowy. Droga z Rzymu do Nettuno wiedzie wzdłuż wybrzeża Morza Tyrreńskiego. Oczywiście zatrzymaliśmy się i spędziliśmy kilka przyjemnych chwil nad jego brzegiem, zbierając wyjątkowo piękne muszle.
Te kilka dni minęło niemal niezauważalnie. Było jeszcze tyle miejsc, które chcieliśmy zobaczyć. Pocieszaliśmy się jednak tym, że skoro wrzuciliśmy pieniążki do Fontany di Trevi i dotknęliśmy stopy św. Piotra jeszcze nie raz zagościmy w Rzymie.