Moim marzeniem jest:

Chciałabym zwiedzić Paryż

Oleńka, 12 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Kraków

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2006-11-07

Olę odwiedziłyśmy na oddziale transplantologii Szpitala w Prokocimiu. Nasza Marzycielka przywitała nas promiennym uśmiechem, który -jak zgodnie powiedziały Mama i Babcia - nigdy nie znika z jej buzi. 12 - letnia Ola jest niezwykle rozmowną dziewczynką i dzięki temu bardzo szybko dowiedziałyśmy się o jej wielu zainteresowaniach: informatyka, podróże i literatura (książki stały się właśnie naszym lodołamaczem). Gawędząc sobie bardzo miło zadałyśmy Oli to bardzo ważne pytanie: " Jakie jest twoje największe marzenie?" Po chwili namysłu Ola powiedziała, że bardzo chciałaby wybrać się w podróż i tu nastąpiła wręcz lawina miejsc, które ją bardzo interesują. Po wstępnej selekcji jednak pozostały dwa Paryż i Londyn. Przez chwilę jeszcze trwało dokonywanie wyboru aż ostatecznie Ola zdecydowała: "Chcę zobaczyć Paryż". Jak się okazało to możliwość zobaczenia Dysneylandu przeważyła w tym niełatwym wyborze. Niestety - jak zwykle bywa w trakcie tak miłych spotkań - czas szybko płynie i musiałyśmy się pożegnać. Teraz pozostaje nam zrobić wszystko aby marzenie Oli mogło się spełnić.

inne

2007-06-25

Pod koniec czerwca miało się spełnić moje marzenie. Wycieczka do Paryża. Dwudziestego ósmego czerwca byłam bardzo przejęta. Pierwszy raz miałam lecieć samolotem. Nigdy nie byłam też za granicą, poza Słowacją i Czechami. Wszystko było dla mnie nowością: odprawa, przyglądanie się odlatującym samolotom, czekanie na nasz samolot... Marta i Iwona, bardzo miłe panie z fundacji, odpowiadały na różne zadane przeze mnie pytania. Sam lot był świetny. Prawie cały czas przyglądałam się chmurom i maleńkim, prawie niewidocznym domkom, tysiące metrów pod nami. Wyglądały wspaniale. Gdy dolecieliśmy, musieliśmy jeszcze dojechać do samego Paryża autobusem. Przyjechaliśmy do samego centrum. Zadziwił mnie ogrom tego miasta. Przez dosyć długi czas szukaliśmy stacji metra. Nie znaleźliśmy jej jednak, więc wsiedliśmy do taksówki, która podwiozła nas pod sam hotel "Ideal". Rozpakowaliśmy się i wypoczęliśmy po podróży. Wieczorem poszliśmy pod Wieżę Eiffla. Była piękniejsza i większa niż sobie to wyobrażałam. Co godzinę migotała żółtymi światełkami. Posiedzieliśmy około pół godziny na murku przed wieżą i podziwialiśmy jej ogrom. Straaasznie zmęczeni wróciliśmy po północy do hotelu i od razu poszliśmy spać.

Następnego dnia wstaliśmy baaaardzo wcześnie - około ósmej ;-D. Pod piekarnią byliśmy umówieni z Alą i jej synem, Pawłem. Ala jest Polką, ale od wielu lat mieszka w Paryżu. Poszliśmy razem pod wieżę Eiffla, a potem pojechaliśmy metrem pod łuk triumfalny. Tu znowu byłam bardzo mile zaskoczona. Nie wyobrażałam sobie, że ten posąg jest taaaaaaaaaaki ogromny! Oglądnęliśmy łuk ze wszystkich stron, posiedzieliśmy chwilkę i porobiliśmy zdjęcia. Duuuuuużo zdjęć :-). Później przeszliśmy się najdroższą ulicą Paryża: Champs-Elysees. Następnie pojechaliśmy przed taką śliczną fontannę – fontannę zakochanych. Niedaleko niej była Brasserie. Wypoczęliśmy tam przy kawie, gorącej czekoladzie i lemoniadzie, a Ala opowiedziała nam, jak poruszać się metrem. Nie wiedziałam, że to jest takie proste! Gdy odpoczęliśmy i wypiliśmy, udaliśmy się do katedry Notre-Dame. Na placu przed katedrą karmiłyśmy z Asią wróbelki. Ptaszki siadały nam na rękach i dziobały croissanty. Wróbelki były taaaaaakie słodkie… Sama katedra była piękna. Najbardziej podobały mi się wielkie, okrągłe, kolorowe witraże na ścianach. Na początku chciałam wejść na balkon, ale gdy zobaczyłam kolejkę jaka tam stała, odechciało mi się :-P. Spod katedry wsiedliśmy do metra i pojechaliśmy do dzielnicy malarzy. Tam nabyliśmy pamiątki i kartki, a potem poszliśmy zobaczyć Bazylikę Świętego Serca. Znajdowała się ona na najwyższym wzgórzu w Paryżu. Widok był wspaniały. Było widać prawie cały Paryż. Bazylika również była piękna. Miała cudowne rzeźby i dach-kopułę. Po czterech stronach kopuły, byli czterej aniołowie. Bardzo się zmęczyliśmy tym chodzeniem, więc pojechaliśmy do hotelu odpocząć. Gdy trochę wypoczęliśmy, poszliśmy nad Sekwanę. Płynęliśmy statkiem oglądając różne zabytki. Niestety nie pamiętam już, co wtedy widzieliśmy J. W słuchawkach, które były przy każdym miejscu po angielsku mówili, co jest co, ale nie za bardzo rozumiałam. Pomimo to, było bardzo ciekawie. Gdy prom przybił do brzegu, poszyliśmy pod wieżę Eiffla. Mieliśmy wyjechać na górę, ale niestety trzecie piętro było zamknięte. Nie przejmując się tym zbyt, wróciliśmy do hotelu i poszliśmy spać.

Kolejnego dnia w Paryżu również wstaliśmy o świcie (czyt. o ósmej :-P). Zjedliśmy pyszne śniadanie (croissanty z dżemem) i poszliśmy zwiedzić Luwr. Wspaniałe muzeum! Strasznie się cieszyłam, że zobaczę tak słynne dzieła sztuki jak Mona Lisę, Wenus z Milo, czy Nike z Samotraki. Ale nie tylko te najsławniejsze eksponaty mi się podobały. Było też wiele innych wspaniałych rzeźb i obrazów. Było ich tak dużo, że nie zapamiętałam ich nazw. Gdy wyszliśmy z Luwru byliśmy bardzo zmęczeni. Przeszliśmy więc takimi pięknymi ogrodami do stacji metra i pojechaliśmy do Muzeum Magii. Było tam wiele "narzędzi" do "tworzenia iluzji". Jeden iluzjonista pokazał kilka sztuczek, a drugi opowiedział coś dzieciom. Oczywiście po Francusku ;-). Po muzeum pojechaliśmy zobaczyć ogrody Luxemburskie. Rosły tam różne dziwne rośliny i wszytko było bardzo zadbane. Bardzo mi się tam podobało. Niestety musieliśmy się wcześnie zbierać, bo byliśmy wieczorem zaproszeni do Ali na kolację. Zawsze chciałam spróbować francuskich „przysmaków”. Ala przygotowała ślimaki i owoce morza - krewetki, ślimaki, małże. Na wszelki wypadek, w pogotowiu był także kurczak i frytki dla każdego ;-). Jednak plan awaryjny nie musiał być wprowadzany w życie, bo wszystko było pyszne.

Pierwszego sierpnia pojechaliśmy razem z Pawłem, jego bratem i tatą nad ocean do Etrety. Posiedzieliśmy chwilę na kamienistej plaży. Był przypływ, więc bawiliśmy się uciekając przed falami. Szybko jednak musiałam z tej zabawy zrezygnować, bo bolały mnie nogi od biegania na boso po kamykach :-). Potem weszliśmy na wspaniałe klify unoszące się nad oceanem. Podziwialiśmy cudowne widoki. Niestety trzeba się było zbierać, bo lada chwila mógł lunąć deszcz. Pojechaliśmy więc do miasteczka portowego. Zwiedziliśmy je i zjedliśmy lody :). Podobno z tego miasteczka wypłynął statek, którego załoga założyła Ottawę. Ponieważ znów byliśmy zaproszeni na kolację do Ali, zebraliśmy się i wróciliśmy do Paryża. Po kolacji, Ala podała sery francuskie. Spróbowałam jeden z nich. Był tak niedobry, że nie skusiłam się na więcej :).

Drugiego lipca wstałam z najlepszym na świecie humorem, bo wreszcie mieliśmy spędzić dzień w Disneyland. Najpierw metrem dojechaliśmy do stacji pociągu, który miał nas zawieść na miejsce. Byłam pod wrażeniem, jak wielki jest ten park rozrywki.
Na początku udaliśmy się do Disney Studio. Tam pokazywali, jak tworzone są animacje Disneya. Potem poszliśmy na przedstawienie, z Kaczorem Donaldem w roli głównej ;-). Było baaaardzo fajne :). Z tej części Disneylandu, najbardziej podobała mi się Rock'n'Roller Coaster. Była bardzo szybka, iiiiiiii ta pętla!!!! Tą kolejką jechałam dwa razy!!!!!!! :)). W Disney Studio bardzo podobała mi się też jeszcze jednak rzecz. Wsiedliśmy do hm... Nie wiem jak to nazwać. Takiej spokojnej kolejki. Oglądaliśmy tam rekwizyty z filmów Disneya. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się. Niedaleko stała ciężarówka, a obok nas spływał wodospad. Nagle lunął straszny deszcz (zrobiony sztucznie). Potem, ciężarówka stanęła w płomieniach, a na koniec wezbrał wodospad. Z tej kolejki wyszliśmy cali mokrzy :).
Po wyjściu z Disney Studio, poszliśmy do "właściwej" części Disneylandu. Do Disneyland Parc. Wejście do parku stanowił wielki, różowy zamek. Można było wejść do niego, ale my poszliśmy od razu dalej. Zaskoczyło mnie to, że wszystko było tam (prawie) naturalnych rozmiarów!
Najpierw poszliśmy do Fantasylandu. Widzieliśmy tam świat lalek, świat baśni i wiele innych ciekawych rzeczy. Ja jednak najbardziej chciałam zobaczyć Adventureland.
Udaliśmy się więc do Krainy Przygód. Płynęliśmy tam łódką, przez świat Piratów z Karaibów, jechaliśmy szybką kolejką, widzieliśmy domek Tarzana i wiele innych. Było świetnie i klimatycznie. Wszędzie rosły bambusy i palmy.
Potem był Discoveryland. Tam jechaliśmy kolejną szybką kolejką (według mnie najlepszą), „lecieliśmy” symulatorem lotu w kosmos, rodem z Gwiezdnych Wojen i poszliśmy do kina 3D z super efektami specjalnymi. Byliśmy widownią, kiedy Szalinsky z filmu „Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki”, prezentował swoją maszynę pomniejszającą. Oczywiście coś nie wyszło i byliśmy pomniejszani, powiększani i atakowani przez ogromnego węża J.  
Niestety, nie zdążyliśmy zobaczyć Fortlandu, przypominającego dziki zachód. Musieliśmy już wracać, bo powoli zamykali ten wspaniały park rozrywki.
   
Ostatniego dnia naszego pobytu w Paryżu, zdążyliśmy jeszcze pójść do Parku Andree-Citroen. Niestety padało i nie mogliśmy zobaczyć tego miejsca w całej okazałości. Pomimo to, strasznie mi się ten park podobał. Rosło tam mnóstwo roślin. Czuć było wspaniałe zapachy ogrodu z ziołami. Co prawda wróciliśmy do hotelu przemoczeni do suchej nitki, ale warto było odwiedzić to wspaniałe miejsce.
Niestety było to ostatnie miejsce, które zwiedziliśmy w Paryżu. W hotelu spakowaliśmy się i pojechaliśmy na lotnisko. Stamtąd samolotem wróciliśmy do Polski.

Cała ta wycieczka była wspaniała i cieszę się, że miałam okazję zwiedzić Paryż.
Wiem, że nigdy nie zapomnę tego niesamowitego tygodnia i za to – najmocniej jak tylko potrafię – DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM, KTÓRZY SPRAWILI, że tak wspaniałe marzenie mogło się spełnić