Moim marzeniem jest:
Danuta Nizińska i Tadeusz Wójtowicz
pierwsze spotkanie
2006-07-27
Za siedmioma górami, za siedmioma zamkami mieszka pewna mała księżniczka o pięknych niebieskich oczętach i anielskim uśmiechu....
Takie trzyletnie Szczęście, słodka Wanessa, która oczarowała nas od pierwszego spojrzenia. Najpierw była zabawa w zgadywanie imion zwierzątek z bajecznie kolorowych książeczek. A potem były piękne opowieści Pani mamy o miłości Wanessy do zwierząt. O tym, jak lubi żabki, ćmy i jednego królika, o hodowli świerszczy na balkonie, o ślimakach w papuziej klatce. I chyba najpiękniejsza historia... O tym, jak na każdy spacer Wanessa zabiera nie lalkę i wózek (tych nie lubi - już jest na nie zbyt duża), a .... siatkę. Siatkę na motyle. I biega po łące, i łapie wszystko, co skrzydlate i kolorowe.. A potem z nimi rozmawia, nadaje imiona , troszczy się i karmi... Gdy wydawało się, że już poznaliśmy wszystkie dziewczynkowe pasje zajęliśmy się nową - Kubusiem Puchatkiem. Och! Wzbudził on zachwyt niekłamany! A niewinne pytanie "co jest największym przysmakiem Kubusia" sprawiło, że Marzycielka przepadła nam na dobrych kilka chwil. Oddaliła się do kuchni, by miodek znaleźć i udowodnić, że nad miód nie ma nic lepszego na świecie. Minęło trochę czasu... miodku nie było, ale pojawił się nowy pomysł...Niespodziewanie dziewczynka skoczyła na podłogę i poczęła wędrować po całym pokoju . A wnet usłyszeliśmy donośne hau-hau. Ale pieska nigdzie nie było. A tu znowu hau- hau. I chichot dziecięcy. I ciągle i na nowo. Na nic zdały się nasze prośby, zachęcania i nawoływania. Aż w końcu postanowiliśmy zadziałać podstępem. Hau, hau, hauuuuu dobyło się z kanapy, na której siedzieliśmy... Hau, hau hau, hau, hau.. teraz riposta była po stronie dziewczynki. Wrrrrrrrrrr... zawarczał Wojtek.... Wrrrrrrrrrrr.... odpowiedziała Wanesska. Hauuuuuuuuuuuuuuuuu - wolontariusze. Hauuuuuuuuuuuuu - Marzycielka. A gdy ta nietypowa wymiana dźwięków została zakończona i przełamano wszelakie językowe bariery przyszedł czas na marzenia. A że marzenie najskrytsze już od dawna sprecyzowane obyło się bez zbędnych pytań i wyjaśnień. York, ma być. Piękny, mały Yorkuś. A na imię będzie mu Clifford...
spełnienie marzenia
2006-09-18
Godz.10.30 W piękny słoneczny dzień wyjeżdżamy do Wanessy do Stalowej Woli, żeby spełnić jej marzenie.
Wyprawka, karma i ONA - sunia york (jeszcze bez imienia) w koszyczku ze ściereczką z zapachem mamy.
Piesek czuł się nie najgorzej w podróży. Siedział za kierownicą lub u Marty na kolanach. Był pierwszy spacer, oczywiście na smyczy. Większość podróży spędził w koszyczku, gdzie po prostu spał. W Stalowej Woli zastaliśmy Wanessę śpiącą (drzemka poobiednia), ale hałas jaki uczyniliśmy swoim przyjazdem obudził ją. Radość dziewczynki była olbrzymia, a piesek znosił cierpliwie pieszczoty, przytulanie i całuski.
York chętnie wchodził pod kanapę i na niskie półki. I był pierwszy zeskok. Mleczka pić nie chciał.
Były zdjęcia i radości nie było końca. Ale musieliśmy wracać. Wanessa, urocza i radosna, pięknie dziękowała za pieska, którego od dzisiaj będzie nazywać "Mella".
Zostawiliśmy zalecenia co do dalszego postępowania z Mellą, pożegnaliśmy się. Niestety musieliśmy wracać do Krakowa.