Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2012-01-07
Za oknem deszcz ze śniegiem, silny wiatr. W domu Szymona - naszego 5-cioletniego Marzyciela - ogromne ciepło. Przekonałyśmy się o tym, wybierając się do niego w styczniowe, sobotnie popołudnie.
Już od progu dało się odczuć niezwykłą atmosferę panującą w tej rodzinie. Szymon, nieco zabiegany, znalazł dla nas trochę czasu. Okazało się, że jest rezolutnym i sympatycznym dzieckiem. Lodołamacz, który od nas otrzymał, zrobił taką furorę, że nawet na co dzień niechętny do rysowania, chwycił blok i kredki bez cienia grymasu na twarzy. Był to specjalny dziecięcy telefon, przez który Szymon planował rozmawiać z mamą i babcią podczas jego pobytu w szkole. Rozmowy dotyczyłyby oczywiście dinozaurów, bo te są jego największą pasją. Swoją imponującą wiedzą zaskoczyłby niejednego dorosłego (byłyśmy wręcz onieśmielone). Bez zająknięcia wymieniał kolejne nazwy. Wiedział nawet czym żywiły się poszczególne osobniki, jak wyglądały i w jakim środowisku żyły. A wszystkiego dowiedziałyśmy się, gdy chłopczyk przelewał na papier swoje marzenia, nie wiedząc nawet, w jakim celu wykonuje dotąd niechciane rysunki. Szymon wraz z rodzicami odwiedził już Parki Jurajskie w Polsce, więc chciałby zobaczyć dział poświęcony dinozaurom w londyńskim Muzeum Historii Naturalnej. To okazuje się być jego największym marzeniem. Reszta jego dziecięcych pragnień także kręci się wokół tych prehistorycznych stworzeń. Chciałby bowiem spotkać się również z paleontologiem, a nawet nim zostać. Ostatnie, pozornie proste marzenie - dostać dinozaura - może jednak przysporzyć całkiem sporo trudności, ponieważ Szymon w swojej kolekcji ma już ponad sto figurek.
Dla nas był to bardzo udany wieczór, dlatego mamy ogromną nadzieję, że znajdą się ludzie z otwartymi sercami, którzy pomogą nam spełnić niezwykłe marzenie Szymona - w takim przypadku proszę o kontakt: ola.flisikowska@interia.pl lub weronika.wojtalewicz@o2.pl
spełnienie marzenia
2012-08-24
„Kiedy się czegoś pragnie, cały wszechświat sprzysięga się, byśmy mogli spełnić nasze marzenie” – ten cytat doskonale obrazuje spełnienie marzenia Szymka. Organizacja wyjazdu zaczęła się miesiąc po pierwszym spotkaniu, kiedy napisała do mnie pani Beata Skawińska, która chciała urzeczywistnić marzenie naszego podopiecznego. Przed spełnieniem marzenia na naszą prośbę odpowiedzieli też pracownicy Ambasady RP w Londynie, którzy zorganizowali nam pobyt tam na miejscu.
Ten najważniejszy dzień – dzień wylotu – zaczął się dla nas bardzo wcześnie, ale moment kulminacyjny nastąpił około godziny 14. Wtedy podjechaliśmy pod dom Szymona, który do samego końca nic nie wiedział o planowanym przedsięwzięciu. Zorientował się dopiero, gdy się z nim spotkaliśmy. Przez całą drogę na lotnisko był w takim szoku, że w ogóle się nie odzywał. W samolocie już się ożywił i bardzo zachwycił się lotem, a kiedy już wylądowaliśmy non stop dopytywał, czy już jedziemy do Muzeum. Z wrażenia zasnął już w samochodzie w drodze do miejsca zamieszkania. Następnego dnia wyruszyliśmy do miejsca, o którym bez przerwy mówił Szymon. Aby tam się dostać, najpierw pojechaliśmy piętrowym autobusem, następnie metrem. Oba środki lokomocji były dla dzieciaków niesamowitą frajdą. Gdy dotarliśmy do muzeum, zajął się nami Pan Witold, któremu Szymon od razu oznajmił, gdzie chce pójść. Tak więc naszą przygodę zaczęliśmy od działu paleontologicznego, gdzie nasz Marzyciel mógł obejrzeć różne szkielety dinozaurów, mi dotąd nieznane. Tak był oszołomiony, że mógł zobaczyć swoje ukochane „Dinusie”, że biegał (dosłownie) od jednego do drugiego. Najbardziej cieszył się z tych okazów, które mógł dotknąć, na co oczywiście Nasz Pan Przewodnik często pozwalał (właściwie wszędzie). Szymek przyglądał się wszystkiemu – od skamieniałości, przez czaszki dinozaurów, po ich całe szkielety. Muszę podkreślić, że tempa, jakie nadał Szymon, mógłby pozazdrościć nam niejeden sportowiec. Kroku dotrzymywał mu na koniec tylko Pan Witold Cała reszta (łącznie ze mną) ledwo nadążała. Ale w związku z tym, że było to marzenie Szymona i to on był tu bohaterem, staraliśmy się do niego dostosować, ale nie było to łatwe. Ogromne wrażenie zrobił na chłopcu T-rex, ogromny dinozaur, który nie tylko wydawał odgłosy, ale także cały się ruszał. Przy nim nawet udało mi się namówić Szymona do zdjęcia, co wcale nie było łatwe w innych miejscach.
Oprócz dinozaurów, w Muzeum Szymon (po konsultacjach z Panem Przewodnikiem) zaprowadził nas również w miejsca gdzie mogliśmy podziwiać m.in. delfiny, walenie, zwierzęta z różnych stron świata. Byliśmy również w galeriach dotyczących geologii, gdzie mogliśmy oglądać wulkany, czy przeżyć trzęsienie ziemi. Widzieliśmy ogromną Sekwoję i dział poświęcony ludzkiemu organizmowi. Po długich godzinach zwiedzania opuściliśmy muzeum, a Szymon otrzymał jeszcze od Pana Witolda książki o dinozaurach. Zrobiły one ogromną furorę, gdyż zaczął je oglądać na pierwszej stacji metra a skończył tuż przed snem.
Kolejny dzień zaczęliśmy od spaceru przez Green Park. Dalej dotarliśmy do Pałacu Buckingham, by tam podziwiać posiadłość angielskiej królowej. Widok był imponujący – piękne bramy, pomnik królowej Wiktorii i charakterystyczna dla Wielkiej Brytanii gwardia królewska. Spod pałacu udaliśmy się przez kolejny park w stronę Big Bena, ponieważ Szymon niejednokrotnie o nim wspominał. Po drodze minęliśmy wiewiórki, które podchodziły na tyle blisko, że dzieciaki były zachwycone. Na Parliament Square Big Ben był na wyciągnięcie ręki, a ponadto mieliśmy wspaniały widok na London Eye. Dalej nad Tamizą udaliśmy się w kierunku londyńskiego akwarium, które również okazało się „strzałem w dziesiątkę” tego dnia. Szymon był zachwycony. Co chwilę dało się słyszeć „ciocia a zobacz te rekiny, ciocia a tutaj są płaszczki” Ani przez chwilę nie bał się rekinów, ogromnych płaszczek, krokodyli czy pingwinów, o czym może świadczyć chyba to, że wszędzie prowadził mnie za rękę. Przeżyliśmy nawet wspólnie z Szymonem stymulowany huragan – wrażenia także dla mnie niesamowite. Marzyciel bardzo się też ucieszył, kiedy mógł dotknąć żywej rozgwiazdy. Podobnie jak poprzedniego dnia cały rozemocjonowany, nie mógł pogodzić się z tym, że trzeba zakończyć przygodę w London Aquarium. Po tym fascynującym popołudniu przyszedł czas na kupowanie pamiątek, ostatni spacer w tej okolicy i powrót do domu. Szymon tak był zmęczony, że zasnął w połowie drogi do domu. Siły odzyskał dopiero, gdy przesiedliśmy się po raz kolejny do piętrowego autobusu.
Ostatni dzień naszego pobytu w Londynie zaczął się dla nas w momencie, kiedy przyjechał po nas pan Zbyszek Jusiński. Tego dnia wybraliśmy się najpierw do Legolandu, o czym Szymon – tradycyjnie już- nie wiedział. Było to dla niego ogromną niespodzianką. Gdy tylko tam weszliśmy Marzyciel ujrzał swoje ukochane „Dinusie” zbudowane z tysięcy małych klocków. Następnie skierowaliśmy się do części poświęconej Gwiezdnym Wojnom, co stało się obowiązkowym punktem wycieczki. To, co ujrzeliśmy w środku, przerosło nasze najśmielsze oczekiwania – tysiące elementów składało się na świat popularnych Star Warsów. Większość z tych elementów poruszało się, a dodatkowo specjalne iluminacje oraz specyficzna muzyka sprawiły, że Szymek był zachwycony, stał jak wryty, przyglądając się wszystkiemu bardzo uważnie. Ze świata Gwiezdnych Wojen, przeszliśmy do sekcji straży pożarnej, gdzie przyglądaliśmy się, jak całe rodziny gaszą pożar. Widzieliśmy także wioskę Wikingów, oraz przedstawienie w części dla piratów. I tak nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, bo żeby „zwiedzić” cały Legoland ze wszystkimi jego atrakcjami potrzebowalibyśmy chyba ze dwa dni. Z Legolandu udaliśmy się z Panem Zbyszkiem do Polskiego Ośrodka Społeczno – Kulturalnego w Londynie, gdzie zostaliśmy zaproszeni na obiad z Konsulem Generalnym Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie – Panem Ireneuszem Truszkowskim. Zanim przeszliśmy do restauracji, Szymon został przywitany jako specjalny gość, obdarowany polską flagą oraz specjalnymi odznaczeniami. Dodatkowo Pan Jacek oprowadził go po POSK-u, wszystko dokładnie tłumacząc. Następnie zjedliśmy obiad i spędziliśmy popołudnie w sympatycznej atmosferze z Panem Ireneuszem Truszkowskim oraz Panem Zbyszkiem Jusińskim. Poruszaliśmy naprawdę mnóstwo tematów – od Paraolimpiady, która właśnie zaczynała się w Londynie, przez chorobę Szymka, nasze wrażenia z pobytu w Londynie, po sprawy fundacyjne.
Po obiedzie odbyliśmy jeszcze z Panem Zbyszkiem całkiem spontanicznie „tour of London” z perspektywy samochodu pokazał nam główne atrakcje Londynu, opowiadając przy tym ciekawe anegdoty. Widzieliśmy z samochodu Katedrę Westminsterską, słynny zegar – Big Ben, London Eye. Przejeżdżaliśmy też przez London Bridge, na końcu mijaliśmy wioskę olimpijską. Minęliśmy wiele wiele więcej ciekawych miejsc, ale nie sposób tu wszystkiego wymienić. Kiedy dotarliśmy do domu było już późno, więc czasu starczyło nam tylko na spakowanie się. W związku z wczesnym porannym lotem, musieliśmy wstać w środku nocy, by dotrzeć na lotnisko, na które odwiózł nas Pan Jurek Cichocki.
Z tego miejsca serdecznie pragnę podziękować:
• Pani Beacie Skawińskiej – głównej sponsorce, która sprawiła, że spełnienie marzenia Szymona stało się możliwe. Dziękuję nie tylko za finansowe urzeczywistnienie tego przedsięwzięcia, ale również (a może przede wszystkim) za ogromne zaangażowanie, włożone serce, cierpliwość, wsparcie w trudniejszych chwilach oraz ogromne ciepło, którym obdarzała nas Pani, od kiedy tylko postanowiła spełnić marzenie Szymona
• pracownikom Ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w Londynie – za pomoc w organizacji naszego pobytu w Londynie oraz zorganizowanie zbiórki na rzecz spełnienia marzenia Szymona; szczególne podziękowania kieruję do:
- Pani Marii Kato – za błyskawiczną odpowiedź po naszym apelu oraz zorganizowanie naszego pobytu w Londynie,
- Pana Ireneusza Truszkowskiego – Konsula Generalnego Ambasady RP w Londynie za zaproszenie na spotkanie i obiad w Polskim Ośrodku Społeczno – Kulturalnym w Londynie,
- Pana Witolda Kostyło – przewodnika po Muzeum Historii Naturalnej, dzięki któremu zarówno Szymon jak i my poczuliśmy się jak wyjątkowi goście, dziękuję również za przekazane książeczki, które jak już wspominałam zrobiły furorę
- Pana Zbyszka Jusińskiego – za transport po Londynie w niesamowitej atmosferze, dzięki Panu zobaczyliśmy przeróżne zakątki w Londynie a przy tym naśmialiśmy się do łez :)
- Pana Jurka Cichockiego – za bezpieczne przywiezienie nas do miejsca zamieszkania i odwiezienie z powrotem na lotnisko w równie miłej atmosferze
- Pana Jacka z POSK-u – za przywitanie Szymona jak najważniejszego gościa i oprowadzenie nas po ośrodku
• Szymonowi i jego rodzinie za obdarzanie nas każdego dnia ciepłym uśmiechem i dobrym słowem; dzięki Szymkowi po raz kolejny przekonaliśmy się, że siła dziecięcych marzeń jest ogromna
• Panu Grzegorzowi – za bezpieczne przywiezienie i odwiezienie na lotnisko w Bydgoszczy
• Dziękuję wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób włączyli się w pomoc przy spełnieniu tego marzenia
Jak widać warto mieć marzenia i dążyć do ich spełnienia :)