Moim marzeniem jest:

Zabawki edukacyjne

Gabriel, 3 lata

Kategoria: dostać

Oddział: Bydgoszcz

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2011-11-22

Od samego początku czuliśmy, że to nie będzie zwykła podróż. Przed wyjazdem zaczęliśmy zastanawiać się jaki prezent można by wybrać jako lodołamacz dla naszego Smyka i po dłuższych poszukiwaniach wybór padł na zabawkę - biedroneczkę.

Z nasza biedronką zapakowaliśmy się dzielnie do samochodu i wyruszyliśmy w drogę do Marzyciela. Mimo zwyczajowych już kłopotów z GPS-em udało nam się trafić na miejsce dzięki Babci Marzyciela, która czekając długo pod bramą, upewniła nas że jesteśmy pod dobrym adresem. Powitało nas ciepło z piecyka oraz nasz Marzyciel mówiący
- Dzień Dobry nazywam się Gabryś a Wy ?


Patrząc na Gabrysia uśmiech nie chciał zejść nam z twarzy, kiedy dostał Biedronkę i stwierdził że już ją kocha i strasznie mu się podoba. Podczas rozmowy z Mamą, Tatą oraz Babcią Gabryś nie przestawał bawić się nią oraz zadawał mnóstwo pytań. Czas mijał nam bardzo szybko na rozmowie przy herbacie i staraliśmy się dopytać Gabrysia jakie jest jego największe marzenie. Uwielbia on bajki na DVD oraz zabawki co nieodzownie pokazywała nam nasza biedronka. Chłopczyk mimo swojej choroby jest niezwykle pogodny i radosny. Jego ciekawość świata jest niesamowita! Opowieści o wędrówkach z Dziadkiem i jego pasjach wciągnęły nas do tego stopnia,że prawie zapomnieliśmy po co przyjechaliśmy.

Gabryś długo nie mógł się zdecydować co chciałby dostać, po kilku chwilach jednak uznał, że chciałby zabawki, takie jakimi bawi się w centrum rehabilitacji. I dzięki temu już wiemy! Marzeniem Gabrysia jest góra zabawek edukacyjnychJ

spełnienie marzenia

2012-01-05

Miałam przyjemność w ostatnich kilku latach spełnić wiele pięknych, dziecięcych marzeń, ale wizyta w podwłocławskich Osięcinach na szczególnie długo zapadnie w mojej pamięci i… sercu. Posłuchajcie sami:
Miesiąc przed spełnieniem marzenia…
… dostaję maila od Agi: „Słuchaj, jest w naszej Fundacji taki fajny Maluszek, 3-letni Gabryś. Marzy o zabawkach edukacyjnych, pamiętasz, jak rok temu, też w okresie świątecznym, spełniałyśmy podobne marzenie małej Marysi z Włocławka, jak było cudnie? To co, jak wtedy wciągamy w to Justynę, nasze rodziny, przyjaciół, znajomych i… działamy??!”
Pewnie! Czas Bożego Narodzenia to przecież czas magii i spełniania dużych i małych marzeń. Każdy pochłonięty jest przygotowaniami do tych niezwykłych dni, ale i nasze serca są bardziej otwarte na potrzeby innych. Dlatego też razem z dwójką wolontariuszek: Agnieszką i Justyną postanawiamy zająć się spełnieniem marzenia Gabrysia – choć On jeszcze nic o tym nie wie, i nawet się nie domyśla, jaką niespodziankę dla Niego szykujemy…
Trzy tygodnie przed spełnieniem marzenia…
…kończymy rozsyłanie maili do bliskich nam osób, w którym proponujemy dołożenie do koszyka ze świątecznymi zakupami choć jednej zabawki dla pewnego sympatycznego Marzyciela. Odzew początkowo nieduży, wiadomo, jakie są czasy, każdy próbuje jakoś związać koniec z końcem; niektórzy z naszych znajomych już wcześniej zaangażowali się w inne dobroczynne projekty (za co im chwała, bo akurat w tej dziedzinie nie ważne „z kim”, ważne „jak” i że w ogóle się pomaga!).Inni proszą o trochę czasu, wiadomo, wydatki… Tak więc uzbrajamy się w cierpliwość i – czekamy.
Tydzień przed spełnieniem marzenia…
…mamy już cały karton prześlicznych zabawek dla Gabrysia! I ciągle spływają nowe! Tak, jak rok temu, nie zawiedli nasi najbliżsi: siostry Agi i Justyny oraz mój brat – wszyscy z rodzinami - ufundowali edukacyjne cuda. Jak zawsze pomogli przyjaciele: Justyna, Luiza (która do pomocy zachęciła też swoich rodziców!), Marta, Beata, Rafał, Kasia… Wiedziałyśmy, że można na Was polegać!!!
Wieczór przed spełnieniem marzenia:
Moje córeczki już śpią, mogę więc zabrać się do pakowania zabawek. Początkowo planowałam trochę pójść na łatwiznę i ułożyć je wszystkie w dużym kartonie, ten opakować i tak wręczyć Marzycielowi, ale… kto nie ma frajdy z rozpakowywania tysiąca papierków, radości z szeleszczenia bibułkami, rozplątywania kokardek?! No kto?!:) Mimo późnej pory mobilizuję się więc do działania i pieczołowicie zawijam zabawkę po zabawce w zielony ozdobny papier…

Spełnienia marzenia:
Biorę urlop, aby spokojnie odbyć tę wyjątkową podróż. W niecałe 2 godziny udaje się nam z Agą pokonać drogę z Bydgoszczy do Osięcin. Trafiamy bez pudła: mały domek na jednej z bocznych uliczek. W bramie wita nas tata Gabrysia, to on pomoże nam wnieść ciężkie pudło z marzeniem w środku
Przekraczamy próg domu, a tam wita nas radosny okrzyk: „Kim jesteście”? „Przyjechałyście do mnie, naprawdę?” Gabryś wydawał się prawdziwie i szczerze zdumiony, a jednocześnie był tak przepięknie uśmiechnięty, że obydwie z Agą od razu się w nim zakochałyśmy!
Usłyszawszy zapewnienie, że jesteśmy tylko elfami, które przybyły spełnić Jego największe marzenie, chłopiec usadowił się spokojnie na kolanach swojej mamy. Tam Gabryś czuje się najbezpieczniej. Teraz mogłyśmy spokojnie sobie z Nim porozmawiać – a rozmowie tej nie byłoby końca! Gabryś zachwycił nas swoją elokwencją, która jak na 3-latka robi naprawdę wrażenie. No, ale czas się wziąć do roboty, mamy duuuużo paczek do rozpakowywania... Szczególnie duży uśmiech na twarzy Malca zrobiła wędka z rybą z zestawu klocków – oj, zabawie nią nie było prawie końca! A kiedy już niemal cały pokój pokrył się kolorowym sprzętem, a my, po dwóch przesympatycznie spędzonych godzinach zbierałyśmy się pomału do wyjazdu, Gabryś przytulił do siebie nowego, mięciutkiego, białego misia i zapytał: „Ale on ze mną zostanie, prawda?”…
***
Dlaczego spotkanie z Gabrysiem było dla mnie tak wyjątkowe?
Może dlatego, że sam Malec zrobił na mnie olbrzymie wrażenie? Mimo swej poważnej choroby i świadomości tego, że różni się od swych rówieśników, pozostaje nadal uśmiechniętym, radosnym, skorym do odkrywania świata chłopcem…
Może dlatego, że mimo bardzo skromnego życia, jakie przyszło wieść rodzinie Marzyciela, naprawdę widziałam, jak dużą miłością i troską jest On otoczony, zarówno ze strony rodziców, jak i dziadków? O tych ostatnich Gabryś mówił zresztą niezwykle czule: "mój dziaduńcio", "moja babusia Basiunia", i nie mogłyśmy wyjechać bez zrobienia Mu zdjęcia z każdym z nich!
Może dlatego, że słuchając opowieści mamy chłopca (rozmawiałyśmy długo, już same, kiedy pani Sylwia odprowadziła nas do auta) o Jego narodzinach, diagnozie i przeżyciach, jakie temu towarzyszyły, nawet nie mogłam sobie wyobrazić, jak ciężko musiało być – i jest nadal – tej kochającej się rodzinie?
A może dlatego, że jest we mnie duża niezgoda na świat, w jakim muszą żyć rodzice Gabrysia – a więc i On sam; świat, w którym ciężko o legalną pracę, a nawet o jakąkolwiek pracę, w którym za 900zł zasiłku miesięcznie trzeba związać koniec z końcem, mając niepełnosprawne dziecko, które wymaga przecież specjalnego traktowania!, w którym dowozi się synka na rehabilitację tylko raz w tygodniu (choć potrzebna byłaby dużo dużo częstsza!), bo rodziców nie stać na kupno samochodu, rzeczywistość, w której jest się praktycznie wykluczonym społecznie z powodu braku jakiegokolwiek, nawet starego, komputera z internetem (i nie można np. czytać informacji o chorobie Gabrysia czy szukać mailowo jakiegokolwiek wsparcia)?
I właśnie z powodu tej niezgody na zastaną rzeczywistość razem z Agą powzięłyśmy dalsze kroki w celu pomocy Gabrysiowi, ale to już zupełnie inna opowieść
P.S. Jeszcze raz gorąco dziękujemy wszystkim Darczyńcom - jesteście WIELCY!