Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2005-12-15
Do grupy wolontariuszy spełniających marzenie Anity dołączyłem jako ostatni. Jedna z osób nie mogła przyjść na pierwsze spotkanie i ja ją zastąpiłem. Bardzo się z tego faktu cieszę, a to za sprawą Anity, która jest osobą ciepłą i miłą, a przy tym bardzo inteligentną. Spotkanie z Anitą przyniosło mi wiele radości. Oto relacja.
W czwartkowe popołudnie 15 grudnia odwiedziliśmy (wolontariusze Monika i Maciek) Anitę w szpitalu w Prokocimiu. W spotkaniu uczestniczyła też niezmiernie miła mama Anity. Niestety zdarzyło się tak, iż przerwaliśmy Anicie krótką drzemkę. Myślę, że Anita nie miała nam tego za złe, ponieważ bardzo ucieszyła się z prezentu, który od nas otrzymała. Na początku rozmawialiśmy o zainteresowaniach. Nasza marzycielka bardzo lubi tańczyć. Z zaciekawieniem słuchaliśmy jej opowiadań. Anita jest również bardzo religijną osobą. W tym roku po raz pierwszy nie mogła uczestniczyć w roratach przez co była bardzo smutna. W końcu padło pytanie o marzenie. Anita bardzo chciała pojechać z rodzicami na wakacje nad ciepłe morze, w takie miejsce, gdzie jest delfinarium. Niestety nikt z osób obecnych na spotkaniu nie był w stanie określić dokładnie, gdzie w Europie znajduje się delfinarium. Po krótkich poszukiwaniach w Internecie dowiedziałem się iż największe oceanarium znajduje się w Walencji. Na spełnienie marzenie należy jednak poczekać do marca, a to ze względu na kuracje Anity. Awaryjnym marzeniem Anity są wielkie zakupy. Anita tak jak każda dziewczyna chciałaby kupić wiele ubrań. Na koniec spotkania zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie oraz krótką sesje fotograficzną Anity. Zapraszam do oglądnięcia fotoreportażu.
Marzenie Anity jest sporym wyzwaniem, ale jestem pewien, że przyniesie wiele radości naszej marzycielce.
spełnienie marzenia
2006-05-14
14 maja to dla większości niedziela jakich wiele, a 3.00 rano to oczywiście środek nocy; bywa jednak tak, że daty i godziny nabierają szczególnego znaczenia. Tego dnia mała grupka ludzi wyjeżdżała do Barcelony, aby spełnić marzenie Anitki. Dziewczynce towarzyszyli rodzice, a ja - Jagoda pojechałam z nimi jako przedstawiciel Fundacji Mam Marzenie i aby czytelnicy mogli uczestniczyć choć trochę w naszej radości, postaram się opowiedzieć o tym, co działo się w słonecznej i pięknej o tej porze roku Hiszpanii.
Wylatywaliśmy z krakowskiego lotniska w Balicach o 6.00, co oznaczało pobudkę o 3.00, ale kto by chciał spać, gdy miała rozpocząć się taka wspaniała przygoda. Lot przebiegł bez przeszkód i po ponad 2 godzinach znaleźliśmy się na lotnisku w Barcelonie. Pierwszą czynnością, jaką zrobiliśmy było nadmuchanie fundacyjnych baloników, które były znakiem rozpoznawczym dla naszego hiszpańskiego opiekuna. Jak łatwo się domyślić odnaleźliśmy się bez trudu. Pan Krzysztof Płaszczyca, który powitał nas w Barcelonie, jest Polakiem, od wielu lat mieszkającym w Hiszpanii i mimo iż jest bardzo zajętym przedsiębiorcą, poświęcił nam wiele czasu, będąc naszym gospodarzem i przewodnikiem.
Nasz pobyt rozpoczęliśmy od przywitania się z morzem Śródziemnym, które mimo, że nie było jeszcze zbyt ciepłe, zachwyciło Anitkę i zachęciło do zamoczenia stóp. Nie wszyscy jednak byliśmy na tyle odważni. Później oglądaliśmy wspaniałą panoramę miasta i jedliśmy obiad w ekskluzywnym lokalu. Po posiłku przyszedł czas na zakwaterowanie i odpoczynek w luksusowym czterogwiazdkowym hotelu. Czekało nas bowiem jeszcze wiele wrażeń. Wieczorem oglądaliśmy zachwycający pokaz pt. "Światło i Dźwięk", czyli fontanny zmieniające swój kolor i kształt w rytm muzyki. Radość życia jaką emanował Pan Krzysztof, jego pomysłowość i energia udzieliła się także nam. Anitka zapomniała o ograniczeniach, jakie nakłada na nią choroba i bawiła się do późnych godzin nocnych.
Kolejnym punktem na trasie przygotowanej przez naszego gospodarza był Pub, w którym króluje muzyka i śpiew, a wszyscy goście nucą pieśni. Tam otrzymaliśmy puszki napełnione ryżem, którymi potrząsaliśmy w rytm muzyki, udając, że gramy. W końcu jednak poczuliśmy się znużeni i postanowiliśmy wrócić do hotelu.
Kolejny dzień przeszedł pod znakiem zwiedzania miasta. Barcelona jest miejscem bardzo ładnym, pełnym turystów i atrakcji dla zwiedzających. Piękne, stare miasto, wywarło na nas duże wrażenie. Mimo iż nasz dobry duch, Pan Krzysztof, nie mógł być z nami tego dnia, przysłał nam Anię, swoją pracownicę, aby towarzyszyła nam i umilała pobyt. Tego dnia odwiedziliśmy niezwykłe akwarium, które skonstruowane jest w taki sposób, że zwiedzający idą specjalnym tunelem, a woda jest ze wszystkich stron. Dzięki temu Anitka zobaczyła znajdujące się tuż za szybą niezwykłe morskie stworzenia, ryby i rekiny. Było to niezwykłe przeżycie. Ale najważniejsze czekało na dziewczynkę dopiero trzeciego dnia, w którym, kolejna pracownica Pana Krzysztofa, Słowaczka Tania, zawiozła nas do Delfinarium.
Jest to piękne miejsce, w którym te przemiłe zwierzęta pokazują turystom niezwykłe sztuczki. Delfiny to ssaki, które zostały obdarzone dużą inteligencją, dlatego ludzie mają z nimi bardzo dobry kontakt. My nie byliśmy traktowani jak zwykli turyści, bo Konsulat Generalny Polski w Barcelonie w osobie Pana Piotra Lorocha zorganizował nam zwiedzanie indywidualne.
Anitka obserwowała zwierzęta, karmiła je i cieszyła się, że właśnie spełnia się jej marzenie. Zabawa z Delfinami skłoniła dziewczynkę do przedłużenia przygody ze zwierzętami i zaprowadziła nas do zoo. A tam zachwyciły nas lwy i bardzo bujna roślinność, która swoim cieniem przynosiła ulgę zwiedzającym.
Kolejny dzień pobytu w Hiszpanii upłynął pod znakiem wycieczki po mieście. Nie była to jednak zwyczajna wyprawa. Czterogodzinna przejażdżka odbywa się specjalnym autokarem z odkrytym dachem, co umożliwia uczestnikom podziwianie widoków. Ważnym punktem zwiedzania jest wizyta w Parku Guell, zaprojektowanym przez Gaudiego, pełnym niezwykłych kształtów i kolorowych mozaik. Tego dnia czekało nas także inne wydarzenie - pożegnanie z człowiekiem , który tak wspaniale zorganizował nam pobyt w Barcelonie, pokrył nasze wydatki i bezinteresownie poświęcił swój czas i energię z Panem Krzysztofem Płaszczycą.
Również tą drogą chcemy przekazać szczególne podziękowania za troskę i wielkie serce. Należy on bowiem do tych wspaniałych ludzi, którym bliskie są potrzeby innych.
Z Barcelony i Hiszpanii wylecieliśmy w czwartek rano, zabierając ze sobą wspomnienia i spełnione marzenie Anitki, mając nadzieję, że nasza wyprawa przyczyni się do jej szybkiego powrotu do zdrowia.
Spisała wolontariuszka Jagoda
Składamy serdeczne podziękowania wszystkim, którzy przyczynili się do spełnienia marzenia Anitki:
Panu Krzysztofowi Płaszczycy za gościnę i opiekę
Konsulatowi Generalnemu RP w Barcelonie za organizację zwiedzania Delfinarium w Palafolls
Liniom Sky Europe za przekazanie biletów lotniczych
Uczniom i nauczycielom Zespołu Szkół Ogólnokształcących Integracyjnych nr 2 w Krakowie oraz Szkoły Podstawowej nr 52 w Krakowie za przeprowadzenie akcji "Marzenie za grosik"
spełnienie marzenia
2009-03-07
HEJ KOCHANI !!!
Jak już zapewne wiecie mam na imię Anita i chodzę do II klasy gimnazjum. W tym krótkim liście pragnę Wam z całego serca podziękować. Na pewno wolontariusze z Fundacji "Mam marzenie" opowiedzieli Wam już kawałek mojej historii.
Trafiłam na oddział neurochirurgii do szpitala w Prokocimiu ze strasznym bólem głowy. Wtedy nawet nie przypuszczałam, że to może być akurat guz mózgu i to na dodatek złośliwy. Długie miesiące spędziłam na oddziale w szpitalu. Nie było wcale łatwo. Wiadomość o operacji także nie była łatwym kawałkiem do zgryzienia. Strach, ból i smutek nawiedzały mnie bardzo często, ale właśnie wtedy zobaczyłam ilu oddanych ludzi jest wokół mnie. Wspierali mnie przez cały ten czas i dodawali mi sił. Byli przy mnie podczas chemii, kiedy straciłam wszystkie włosy. Byli kiedy było mi ciężko, smutno, kiedy łzy same cisnęły się do oczu i kolejny wenflon przebijał rękę. Nie było łatwo, ale myślę, że w naszym życiu ma to jakiś ukryty sens. Dla mnie światełkiem w tym ciemnym tunelu, była wiara, modlitwa, a później okazała się także Fundacja, która dodawała mi sił do walki z chorobą. Dlaczego? Bo mobilizowała mnie spełnieniem mojego marzenia o wyjeździe. Pragnę Wam podziękować, bo pewnie bez Was wcale nie byłoby tak łatwo. Włączyliście się sercem do spełnienia marzenia zupełnie nieznanej Wam osoby. Nadzieja i wiara powoli pchały mnie do zdrowia. Bliscy dodawali sił i otuchy tak samo jak i myśl o marzeniu.
Na koniec napiszę tylko, że czuję się super. Nadrabiam zaległości, a dzięki Wam i Fundacji czekam na spełnienia marzeń...