Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2006-02-25
Ma 13 lat. Roziskrzone, brązowe oczy, zawadiacki uśmiech i wesoły sposób bycia. A na imię mu Hubert...
Już po przestąpieniu progu szpitalnej sali oddziału kardiologicznego byliśmy przekonani, że czeka nas poznanie Kogoś bardzo wyjątkowego...
Chłopiec, ba! wysoki, przystojny już młodzieniec, serdecznie nas przywitał i przez całe spotkanie chętnie o sobie opowiadał.
Okazało się, że mamy do czynienia z piłkarzem, pasjonatem motorów (ach, ten Piaggio), sportowcem... Hubert ma rozliczne zainteresowania i żądny jest wiedzy o świecie... Ponadto uwielbia układać puzzle (zwłaszcza teraz, gdy tak wiele czasu musi spędzać w szpitalnym łóżku). Toteż przyniesiona przez nas bardzowieloelementowa układanka niezmiernie Huberta ucieszyła... A jeszcze więcej radości sprawił chłopcu zestaw wszystkich wariacji smakowych batonika Prince Polo, które uwielbia, a których nie mógł ostatnio jadać ze względu na ścisła dietę... Zdradzony przez mamę (w pierwszej, telefonicznej rozmowie) sekret wykorzystaliśmy, by Huberta zaskoczyć i sprawić mu radość. Jakże wielkie było nasze szczęście, gdy dotrzymawszy batoniki Hubert rozpromieniony wyszeptał, że właśnie spełnia się Jego marzenie...
Więc od marzeń, przeszliśmy do marzeń... Było z tym troszkę perypetii... Bo albo marzenie niemożliwe do spełnianie (ach, ten Piaggio - po raz wtóry), albo rower (ale, Pan Doktor nie pozwolił), a to komórka (ale przecie zdrowieć przeszkadza, więc nie można), aż w końcu przekornie Hubert rzekł, że teraz to już jest taki zmęczony, że nie ma siły marzyć...
Spotkaliśmy się wiec, po kilku dniach.... I wtedy okazało się, że największym marzeniem chłopca jest srebrny aparat cyfrowy... Zresztą nie tylko Jego... Ale to już odrębna historia, historia Marzycielki Kasi - przemiłej Hubertowej sąsiadki....
spełnienie marzenia
2006-03-17
Na spełnienie Hubertowego marzenia obraliśmy czwartkowe, wczesne popołudnie - wszak każda pora dobra jest na marzeń spełnianie.
Wesołą grupą dość prędko dotarliśmy do malowniczej, rodzinnej miejscowości Marzyciela. I wtedy zaczęły się kłopoty... Jak znajdziemy Hubertowy dom? Pierwszy telefon do Pani Mamy - i wskazówki: zakręt, koniec lasu, autobusowy przystanek, w prawo, prosto, minąć zielona kapliczkę przydrożną i już... Zastosowaliśmy się więc do wskazówek - był zakręt i las był, i przystanek, i skręt , i kapliczka nawet... Ale rzeczonego domu nadal nie było... Więc kolejny telefon z prośbą o wsparcie. Hubertowa Mama cierpliwie nam wyjaśniała... Znów za daleko. Trzeci telefon - o jest dom! Niestety ostatnia rozmowa zdradziła nasze plany! Hubert już wiedział, co stanie się za kilka chwil...
Wkroczyliśmy do domu z naręczem zielonych pudełek pełnych marzeń. Chłopiec już czekał - odrobinę zniecierpliwiony. Za to szczęśliwy i uśmiechnięty...
Zrazu po serdecznym przywitaniu przystąpił do odpakowywania prezentów. Jeden za drugim. Powolutku, acz z nieskrywanym przejęciem. Wpierw aparat, potem aparatowe gadżety, poradnik fotografowania oraz piękny album National Geographic z najpiękniejszymi fotografiami świata. Dla inspiracji oczywiście. Wnet marzenie zadziałało i Hubert mógł zabrać się do działania.
Nastąpiła pierwsza sesja zdjęciowa. Było fotografowanie Mamy, Taty, wolontariuszy, siostrzeńca i jeszcze wielu wdzięcznych obiektów...
A potem nastąpiły wesołe i pasjonujące dyskusje, raczenie się przepysznym ciastem oraz z małym Kacperkiem radosna zabawa.
Niestety czas mijał nieubłaganie szybko, a nas czekały dalsze czwartkowe zobowiązania. Pożegnaliśmy się więc serdecznie, życząc Hubertowi szybkiego powrotu do zdrowia, wielu spełnionych marzeń oraz pięknych fotografii...
Serdecznie dziękujemy Friends of Mam Marzenie, szczególne podziękowania dla Ilonki Zakrzewskiej, za spełnienie marzenia Huberta!