Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2011-04-18
W piękną słoneczną niedzielę palmową wraz z Elą udaliśmy się do naszej nowej Marzycielki, Kasi.
Wraz z Nią z wielkim uśmiechem przywitały nas jeszcze mama i siostra. Po krótkiej wstępnej rozmowie, w której okazało się, że Ela wychowała się w tej samej placówce do której uczęszcza teraz Kasia, jaki ten świat mały , przeszliśmy do swoich obowiązków. Ela rozmawiała z mamą oraz siostrą Marzycielki a ja uciąłem sobie pogawędkę z Kasią.
Przeszliśmy więc do marzeń, a tych jak się okazało Kasia ma mnóstwo, a do tego o każdym z nich opowiada z niesamowitą pasją. Jednak trzeba było wybrać to jedno jedyne najbardziej wymarzone, po dokładnym zastanowieniu, w końcu padło, dziewczyna wybrała- pobyt w SPA.
Później opowiadała o swojej rodzinie, obowiązkach, zainteresowaniach, czyli o swoim życiu.
Niesamowicie się otworzyła na moją obecność i po prostu mówiła, o wszystkim. Jest to wspaniała dziewczyna, która zdaje sobie sprawę ze swojej choroby i potrzebuje innych ludzi.
Zrobimy wszystko, aby marzenie Kasi zostało zrealizowane.
Jeśli chcesz zobaczyć Jej uśmiech imożesz nam pomóc, skontaktuj się:
Krzysztof Ząbkowski
tel: 663-776-783
e-mail: krzysiu_zab@wp.pl
spełnienie marzenia
2012-07-02
Ponieważ „marzenie” przygotowywała inna wolontariuszka: Ela; a samą realizacją miała zająć się Lidka, czyli ja, kilka dni wcześniej zadzwoniłam do mamy Marzycielki, żeby umówić się na dzień wyjazdu.
W poniedziałek 2 lipca po wypożyczeniu nieco większego samochodu niż moja Corsa, pojechałam na drugi koniec miasta po Kasię i towarzyszące jej osoby. Wszyscy byli dobrze przygotowani, tzn. bagaże nieprzeogromniaste, mogliśmy więc od razu wyruszyć. Jako kierowca byłam zaopatrzona w mapę, wydruk przebiegu podróży z internetu i dobry humor całej załogi. Kasia czuła się dość dobrze, nie było potrzeby zatrzymywania się. Przy pomocy Wioletty dawałam sobie radę z jazdą, w zasadzie do Puszczykowa. Nie było zbyt dużego tłoku, częściowo jechaliśmy trasą szybkiego ruchu i kawałkiem autostrady ( jeszcze niepłatnej), było fajnie. Niestety Puszczykowo okazało się być położone po dwóch stronach szosy i trochę pojeździliśmy w tą i z powrotem dopóki nie dojechaliśmy do SPA. To też nie była meta, bo trzeba było dojechać przed Hotel. Po paru dodatkowych informacjach już trochę zmęczeni znaleźliśmy się w zasadzie wśród pól i lasów przed pięknym obiektem.
Po wejściu do holu Hotelu z naszymi niewielkimi bagażami, poprosiłam Kasię, rodziców i Wiolę o chwilkę, ponieważ recepcjonistka była zajęta przez innych gości. Po chwili, mimo, że jeszcze nie zaanonsowałam Marzycielki zjawiła się Pani Ania – przedstawiciel sponsora i ponieważ była pora obiadu, po krótkim powitaniu zaprosiła nas do restauracji po uprzednim umieszczeniu bagaży w przechowalni. W restauracji przeżyliśmy wszyscy niesamowite wrażenia.
Pani Kamila (kelnerka) była prawdziwym objawieniem. Śliczna, uśmiechnięta, przemiła zasypała nas takimi propozycjami, że od razu zrobiło się bajkowo. Obiad trwał i trwał, było pysznie, smacznie i jeszcze deser i kawa i zdjęcia- super. Wreszcie ociężali wróciliśmy do recepcji, gdzie sprawnie przekazano nam klucze i pokazano pokoje. Po zorientowaniu się, że Kasia potrzebuje kabiny prysznicowej a nie wanny, jaka była w jej pokoju, natychmiast nastąpiło przekwaterowanie i dziewczyny tzn. Kasia z siostrą zajęły mój pokój, rodzice pozostali w poprzednim, a ja dostałam kolejny, osobny pokój. Wszędzie było komfortowe wyposażenie, klimatyzacja itd. W recepcji poinformowano nas także, że Kasia ma zaplanowany pakiet zabiegów dopiero we wtorek po południu. Oczywiście, po krótkim odpoczynku wszyscy poszliśmy do SPA, żeby zapoznać się z obiektem. Tu znowu niesamowita niespodzianka. Hotel połączony jest ze SPA podziemnym przejściem, które stanowi bajkowy tunel wyłożony marmurową posadzką obsypaną po obu stronach kryształami soli naturalnej podświetlonej na niebiesko. Wygląda to trochę jak śnieg. Oświetlenie włącza się sekwencyjnie w miarę pokonywania odległości (116,5m). W załączeniu oczywiście zdjęcia tych cudów. Dziewczyny poszły na basen, ja pobiegłam z powrotem po aparat żeby im zrobić zdjęcia, rodzice na spacer i tak nam zeszło do kolacji. Kolacja sama w sobie była kolejnym kulinarnym przeżyciem. Widziałam, ze Kasia jest szczęśliwa. Atmosfera cudowna, kompletna cisza, spokój i obok do dyspozycji basen do 23-ej, jaccuzi i sauna dla wszystkich gości hotelu, to robi wrażenie.
Następnego dnia pojechaliśmy do muzeum Arkadego Fiedlera, które mieści się w jego rodzinnym domu i jest prowadzone przez syna i wnuka Fiedlerów. Bardzo wiele zbiorów z podróży tego słynnego podróżnika. Na zewnątrz w ogrodzie replika słynnej „Santa Marii” Kolumba w proporcji 1:1, nieprawdopodobne, prawdziwy wigwam , pomniejszony posąg buddy (1;9), zniszczony bezpowrotnie przez islamskich terrorystów, i zdjęcia, zdjęcia, dziesiątki zdjęć. Ponieważ Kasia była trochę zmęczona, wróciliśmy do hotelu. Po odpoczynku znowu boski obiad, tym razem na kamiennym dziedzińcu na dworze. Po leniwym posiłku i kawie , sokach, owocach itd. Zostało trochę czasu do zabiegów Kasi, więc poszłyśmy na basen. Wkrótce zeszli rodzice Kasi do jacuzi. Gdzieś tam po drodze na dole w SPA Kasia piła malinowy koktajl, my różnie, woda, kawa. Wioletta weszła z Kasią do gabinetu kosmetycznego, a my czekaliśmy na zewnątrz w atmosferze zapachów, spokoju i relaksu. Już wtedy wiedziałam, że tak naprawdę to spełniamy dwa marzenia Kasi. Ona bardzo interesuje się kosmetologią i chciała zobaczyć prawdziwe SPA, porozmawiać z kosmetyczkami, poznać jakieś sekrety zabiegów, trochę na sobie. Mam wrażenie, że to wszystko zostało jej dane w cudownym, komfortowym miejscu.
Na następny dzień zaplanowałam wycieczkę do Rogalina i pałacu w Kurniku. Przy śniadaniu Kasia była przygaszona i mama zaczęła się denerwować. Niestety okazało się, że ma gorączkę ( około 38 stopni). Po podaniu leku, Kasia sama zdecydowała, że jedziemy. Odzyskana forma była jednak złudna. Na szczęście Rogalin jest bardzo blisko Puszczykowa (kilkanaście km). Na miejscu jednak Kasia nie miała siły chodzić po pałacu. Została z siostrą w parku. Prosiła, żeby zrobić zdjęcia słynnych Dębów, poszłam więc z rodzicami w głąb parku i zdjęcia Lecha, Rusa i Czecha są zrobione. Kasia była tak słaba, że szybko wróciliśmy do Hotelu. W międzyczasie, mama porozumiała się z panią doktor prowadzącą Kasię i wszyscy zdecydowaliśmy, że wracamy wcześniej do Bydgoszczy.
Dopiero wtedy mama Kasi spotkała sponsora, pana Koniecznego i osobiście podziękowała za tak cudowny dla Kasi pobyt. Wcześniej ja przekazałam oficjalne podziękowania na ręce pani Ani, która była motorem wszystkich działań. Wszystkim było przykro, ze musimy skrócić pobyt, ale zdrowie Marzyciela jest zawsze najważniejsze. Powrót był szybki, Kasia drzemała i bez przeszkód przed 19-tą byliśmy pod jej domem. Na koniec uściski, podziękowania na moje ręce dla Fundacji i mimo takiego zakończenia myślę, że szczęśliwa Kasia weszła do domu.