Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2005-10-07
Ach, ach" - wzdychałyśmy wracając ze spotkania z nowopoznaną Sylwią. Nasza Marzycielka już od pierwszego momentu zdawała się czarować nas spojrzeniem swoich ślicznych sześcioletnich oczu. Na oddziale naprędce wygospodarowaliśmy przytulne miejsce do rozmowy o tym, co w życiu przedszkolaka naprawdę ważne. Mała bohaterka z gracją zasiadła na czerwonym maleńkim krzesełku, by czynić honory postaci najważniejszej w zebranym towarzystwie. Przyniesiony przez nas pies pluszowy o ujmującym spojrzeniu i niespodziewanie dużym nosie zrazu wzbudził u Sylwuni serdecznie uczucia. Powędrował w małe ramionka i tam trwał otoczony życzliwą opieką. Opowieściom o największej pasji dziewczynki nie było końca. Bo wiedzieć Wam trzeba, że największą miłością dziewczynki są zwierzęta małe i duże. Na tę okoliczność w swoim domu Sylwia zgromadziła cały różnorodny zwierzyniec. Jest piesek (jamnik dość szczupły) i kociak, i miniaturowy królik bardzo puchaty, i morska świnka, i chomiczek, i ptak, i rybki, co w akwarium mieszkają.
Zapytana o swe najskrytsze pragnienie Sylwia z całym przekonaniem odpowiedziała - "Konik ma być". Prawdziwy konik!
Szybka i zdecydowana odpowiedź troszkę nas zaskoczyła, toteż postanowiłyśmy wpierw skonsultować się z Kimś Bardzo Ważnym. A Sylwunię poprosiłyśmy o marzenie awaryjne. Troszkę zasmucona powiedziała, że jeśli nie konik to oczko wodne. Przydomowy stawek z prawdziwymi rybkami, żabkami, pływająca kaczką o kolorowych lśniący skrzydłach (żywą) i pięknymi wodnymi kwiatami. A nad stawkiem miał być pomost drewniany i sarenka (ta już sztuczna).
Ważne rozmowy doprowadziły do bardzo Ważnego ustalenia. Konik może być, jeśli Rodzice zgodę wyrażą. Ale Państwa Rodziców wcale nie trzeba było przekonywać. Wszak to Sylwii marzenie. A na dodatek najskrytsze... A sama Marzycielka, gdy dowiedziała się, że konik jednak będzie... Ach! Pięknie było cieszyć się wespół z nią...
spełnienie marzenia
2005-10-22
Ledwie Sylwia wypowiedziała swe najskrytsze życzenie, a już znalazł się Ktoś, kto postanowił je spełnić. Najpierw zapadły ustalenia, potem poszukiwania i wnet pojawił się właściwy konik. W piątek nastąpiła przemiła wizyta u Sylwunii wraz z kucykiem (póki co, jeszcze w wersji zdjęciowej), aż wreszcie nadeszła sobota... Dzień zapowiadał się wspaniale. Krystalicznie czyste niebo, cudowne ciepłe słońce, delikatny październikowy wietrzyk, a wszystko otoczone piękną jesienną scenerią.
Do rzeczonych Cikowic docieraliśmy z różnych stron świata - Pan Jacek z Rodziną z Bytomia, państwo Skorupscy i konik spod Warszawy, a my, wolontariuszki cztery (a nawet wolontariuszek pięć) z naszego Krakowa. Nieustanny kontakt telefoniczny miał zagwarantować przybycie wszystkich zaangażowanych na czas oraz dochowanie Wielkiej Marzeniowej Tajemnicy... Wczesnym sobotnim popołudniem w uroczystej kawalkadzie (złożonej z trzech samochodów i konika) dotarliśmy do domu marzycielki.
A tam w ogrodzie czekał już rozbawiony tłum gości. A na jego czele niczego niespodziewająca się Sylwia...Więc wjeżdżamy do ogrodu, wysiadamy, wymieniamy z Panią mamą porozumiewawcze spojrzenie (jedno, drugie, trzecie...). Sylwia, jak zaczarowana, spogląda to na nas, to na przyczepkę... Spogląda z niedowierzaniem...
A po chwili pytająco szepcze: "Konik? Dla mnie konik?". I prześlicznie się uśmiechając czeka odpowiedzi... Ale słowa już niepotrzebne... Jest Marzenie... Marzenie ma 9 wiosen, 130 cm wzrostu, siwą maść, zawadiacką grzywę i przepiękne brązowe oczy...
Następuje powitanie Sylwii z konikiem, potem zmiana konikowego imienia. Od dziś będzie nazywał się Mustang. Sylwia tożsamość mu zmieniła, bo taki kaprys miała. A co tam - małe księżniczki przecież mogą mieć kaprysy... Jak już konik się przywitał, począł zaspakajać swój głód i nastąpiło pierwsze skubanie trawki. A potem było nieustanne pozowanie do zdjęć różnych - śmiesznych, poważnych, rodzinnych, fundacyjnych, gazetowych... Potem pierwsza konna przejażdżka Marzycielki.
Głaskanie, przytulanie, poznawanie - w końcu wpierw trzeba się oswoić z własnym Marzeniem. Było też uroczyste oglądanie Mustangowego mieszkania - ach, jakież śliczne mieszkanie - zachwycano się co chwilkę, bo na drzwiach stajenki zawisł obrazek (oczywiście z wizerunkiem konika) własnoręcznie przez Sylwię uczyniony, a w okienku kolorowa (znowu konikowa) naklejka.
Nastąpiło jeszcze uroczyste przekazanie miłej lektury o konikach i uprzęży dla Mustanga - Pan Jacek Dobrodziej - zadbał o wszystko...
Potem Sylwia wraz z siostrzyczką Izą zabrały swoich gości na wycieczkę po całym domostwie (i ogród i domek), gdzie wszystkie Ich zwierzątka mieszkają... Ach, kogóż tam nie ma... Zaprawdę, imponujący to zwierzyniec...
A potem po części oficjalnej, rozpoczęły się przyjemności w cudownym jesiennym ogrodzie. Pyszne pyszności, radosne rozmowy, dziecięce krzyki i nieustanny głośny śmiech...
Aż w końcu niechciany, ale obowiązkowy powrót do domu...
Dziękujemy:
- Panu Jackowi Kocotowi za spełnienie marzenia Sylwii,
- Panom Kazimierzowi Mańkowskiemu, Adamowi Kocotowi, Mariuszowi Góralczykowi i Pawłowi Czernickiemu za ufundowanie uprzęży dla Mustanga,
- Państwu Skorupskim z Warszawy za bezpłatne przywiezienie kucyka,
- Pani red. Elżbiecie Borek z Dziennika Polskiego za "patronat medialny" nad marzeniem oraz wspólną podróż.