Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2011-02-27
W mroźne walentynkowe popołudnie wybrałyśmy się na spotkanie z naszym nowym Marzycielem -Frankiem. Po wejściu na salę od razu wiedziałyśmy, że mamy do czynienia z fanem FC Barcelona, to teżmarzenie, które bardzo szybko padło z ust Franka nie było żadnym zaskoczeniem, a mianowicie Franekmarzy o wyjeździe do Madrytu na mecz swojej ukochanej Barcy z Realem Madryt.Franek interesuje się różnymi sportami gra w piłkę nożną, w koszykówkę, tenis stołowy a jegoulubionym przedmiotem w szkole (jak pewnie nie trudno zgadnąć) jest wychowanie fizyczne. Od razu dałosię zauważyć, że jego największą pasją jest sport.Spotkanie było krótkie i bardzo konkretne, nic więc nam nie pozostaje jak dołożenie wszelkich starańby to marzenie spełnić, zatem bierzemy się do pracy.Wszystkie osoby chętne do pomocy w spełnieniu tego marzenia bardzo prosimy o kontakt:tel. 609 576 482 lub e-mail k.bzdzion@gmail.com
spełnienie marzenia
2012-04-23
„Més que un club"
Piątek
Z Franiem, Marysią, Asią, Karolem i Tomkiem potkaliśmy się na lotnisku w Katowicach. Wszyscy byliśmy podekscytowani - przecież przed nami Wielka Przygoda! Bez problemów i opóźnień wystartowaliśmy, natomiast sam lot trochę się dłużył... Ale po wylądowaniu czekała nas niespodzianka - mogliśmy zobaczyć kabinę pilotów i porozmawiać z załogą. Mnogość przycisków i przełączników jak zwykle mnie oszołomiła, ale dla Karola - miłośnika i znawcy samolotów - to wszystko nie stanowiło tajemnicy.
Na lotnisku czekała na nas Eli - ciocia hiszpańsko-polska, która opiekowała się nami przez cały pobyt. Część ekipy zabrała do swojego samochodu, część pojechała pociągiem do centrum. Spotkaliśmy się u niej w domu na obiedzie. Pogaduchy, odpoczynek - i ruszyliśmy w miasto, znów podzieleni na zmotoryzowanych i „metrowych". Cel - Park Guell. Spacer w tym magicznym miejscu pomógł nam do końca wypocząć a równocześnie chłonęliśmy atmosferę magicznego miasta, które rozpościerało się pod nami.
Wieczorem - zakupy, kolacja i zakwaterowanie w naszym mieszkaniu. Padliśmy do łóżek po wyczerpującym dniu. A tyle jeszcze przed nami!
Sobota
Po śniadaniu kolejny cel - Sagrada Familia. O tej porze roku w Barcelonie nie ma jeszcze tak wielkich tłumów jak latem więc udało nam się bez problemów dostać do środka. Budowla zrobiła na wszystkich ogromne wrażenie, zwiedzaliśmy wszystkie możliwe zakątki.
Stamtąd poszliśmy na Les Rambles czyli po prostu na Ramblę J - obowiązkowy punkt programu w Barcelonie. Zakupy pamiątek, obiad, wizyta w sklepie Barcy - i czas było wracać, żeby odebrać bilety i Pojechać Na Mecz. Wszyscy oczywiście odpowiednio ubrani w barcelońskie koszulki i w szalikach, które dostaliśmy od Eli.
Już w drodze przekonaliśmy się o znaczeniu zdania „més que un club": kibice ubrani w kolory klubowe szli na stadion całą szerokością ulic, śpiewali, bawili się. Kelnerki w kawiarniach ubrane były w koszulko Barcy, sprzedawcy w sklepach nosili szaliki, starsze panie na ulicach miały wpięte w ubrania klubowe plakietki. Wszyscy żyli Tym Meczem!!
Na stadionie czas płynie zupełnie inaczej. Oczekiwanie na mecz wcale się nie dłużyło, robiliśmy zdjęcia, oglądaliśmy rozgrzewkę piłkarzy i sędziów. I wreszcie się zaczęło! Hymn odśpiewany przez 98 tysięcy wiernych kibiców (pozostałe 772 miejsca zajmowali zwolennicy Realu :P) i kolorowa kartonada sprawiła, że i my poczuliśmy się integralną częścią tego Wydarzenia.
Tot el camp
és un clam
som la gent blaugrana
Tant se val d'on venim
si del sud o del nord
ara estem d'acord, ara estem d'acord
una bandera ens agermana
Blaugrana al vent
un crit valent
tenim un nom
el sap tothom
Barça, Barça, Baaarça!
Pierwszy gwizdek!! Widziałam, jak bardzo przejmuje się Franek, jak Marysia, Karol i rodzice bardzo się denerwują. Wszyscy na co dzień są kibicami Barcy więc dla wszystkich ten mecz był bardzo ważnym i wyjątkowym przeżyciem. Niestety, już w 17 minucie Real strzelił bramkę a pod koniec pierwszej połowy lunął deszcz L.
Na drugą połowę wyszliśmy posileni hot dogami, trochę przeschnięci i zagrzani. Na szczęście wkrótce przestało padać a na stadionie cały czas trwała fantastyczna atmosfera. I w końcu doczekaliśmy się: Duma Katalonii wyrównała w 70 minucie. Ależ cieszył się Franek! Niestety... Trzy minuty później Ronaldo strzela bramkę dla Królewskich... Kolejne minuty meczu to wielkie oczekiwanie i wielkie nadzieje. Niestety... L.
Smutni wracaliśmy do mieszkania, oj smutni... Ale:
Jugadors, seguidors
tots units fem força
Son molt anys plens d'afanys
son molts gols que hem cridat
i s'ha demostrat, i s'ha demostrat
que mai ningu no ens podrà torcer
Blau-grana al vent
un crit valent
tenim un nom
el sap tothom
Barça, Barça, Baaarça!
Niedziela
Dzień wstał pochmurny ale mimo to pojechaliśmy na plażę. Było zupełnie tak samo jak nad Bałtykiem w sierpniu :P - zimna woda i wiatr. Ale co tam! Spędziliśmy tam prawie cały dzień . Po obiedzie panowie grali na plaży w piłkę a panie udały się spacerkiem centrum i na lody i zakupy pamiątek.
Wieczorem powoli się pakowaliśmy.
Poniedziałek
Rano nie było wiele wolnego czasu - Franiu z Rodziną pojechali na Camp Nou, ja wymeldowałam się z mieszkania. Spotkaliśmy się na lotnisku. W samolocie miłe powitanie przez znajomą już stewardessę Panią Karolinę. Spokojny lot, pożegnanie w Pyrzowicach...
Franiu, Asiu, Marysiu, Tomku, Karolu - dziękuję za miłe chwile spędzone z Wami. I dla mnie to była wspaniała przygoda!
Serdecznie podziękowania składamy dla:
- Firmy Software Mind, dzięki której spełniliśmy kolejne wspaniałe marzenie
- Panu Matejek, który kupił bilety na mecz
- Eli, Michałowi i Janowi Zawisza Alvarez za ciepłe przyjęcie, opiekę i pomoc