Moim marzeniem jest:

Zoo - safari

Gabryś, 8 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Poznań

Status marzenia: spełnione

Marzenie zostało spełnione dzięki pomocy

  • FORUMOWICZE PORTALU "MOJA WYSPA", MSM Events.

pierwsze spotkanie

2010-05-17



W dniu, w którym postanowiłyśmy odwiedzić Gabrysia lało jak z cebra, zupełnie jakby ktoś tam na górze bardzo się zezłościł. Padało na całej trasie. Po długiej podróży dotarłyśmy w okolice Kalisza. W domu czekał na nas Gabryś wraz z mamą oraz… całą kolekcją zwierzaków. Wszystkie były wykonane z gumy, ponieważ chłopiec ze względu na swoją chorobę nie mógł do szpitala zabierać pluszaków i maskotek.


Rozmowa od początku dotyczyła zwierząt. Ulubionym okazał się koń mustang, a także lew i bardzo groźny na pierwszy rzut oka krokodyl. Wręczyłyśmy Gabrysiowi lodołamacze (wszystkie związane oczywiście z tematem zwierząt). Wspólnie wykonaliśmy odlew gipsowych figurek, a następnie pomalowaliśmy słonia i lwa farbkami.


Później padło to najważniejsze pytanie o marzenie chłopca. Poprosiłyśmy, by je narysował. Na kartce papieru pojawił się las, w nim żyrafa z długą szyją oraz polujący na nią myśliwy. Pojawił się także chłopiec, Gabryś, który chciał uratować żyrafę. Wtedy dowiedziałyśmy się, że jego największym marzeniem jest, by wszystkie zwierzęta były bezpiecznie i nikt nie robił im krzywdy. Strasznie trudne to marzenie do spełnienia… Dlatego pytałyśmy nadal i okazało się, że Gabryś jeszcze nigdy nie widział dzikich zwierząt przechadzających się w terenie.


Gdy poznałyśmy odpowiedź na nasze pytanie, śmiechom nie było końca. Odbyła się balonowa walka, w której ćwiczyłyśmy pokonywanie złych myśliwych, zrobiłyśmy zdjęcia i niestety musiałyśmy wracać. Na zewnątrz nadal padał deszcz, ale spotkanie z Gabrysiem dało nam tyle radości, że nie miało to żadnego znaczenia.


Gabryś - za Twoją wielką miłość do wszystkich zwierząt, chcemy się odwdzięczyć spełniając Twoje marzenie. Dziękujemy za wspólne, radosne popołudnie. Do zobaczenia wśród zwierząt, które są bezpieczne, zdrowe i szczęśliwe!!


Relacja: Karolina C.

spełnienie marzenia

2012-06-19

 

I w końcu stało się! Wyruszamy na wielką wyprawę, aby stanąć oko w oko z dzikimi zwierzętami. Lecimy do Anglii na zaproszenie grupy forumowiczów z portalu „Moja Wyspa”, aby odwiedzić safari park. Niecałe 2 godziny i lądujemy w Doncaster Sheffield na lotnisku... Robin Hooda! Trafiamy pod opiekę Arka, który wiezie nas do odległego o ok. 1,5 godziny jazdy domu.Tam czeka z niecierpliwością Ewa. Tego wieczoru (a raczej nocy) Ewa i Arek zostają mianowani Ciocią i Wujkiem. Do końca naszej wyprawy w zadziwiającym tempie, każdego dnia przybywało w rodzinie Gabrysia nowych „cioć” i „wujków”.

 

Pierwszy dzień to pełen relaks, aby zebrać siły przed wielką przygodą w Safari Parku. Jedziemy do Coventry, do muzeum transportu, gdzie oglądamy przeróżne środki transportu od śmiesznych, wielkich rowerów, po współczesne auta. Z krótką wizytą (głównie z uwagi na pogodę) wpadamy do Nottingham, królestwa Robin Hooda. Pod wieczór Gabryś nalega, aby jechać wypróbować prezent (pierwszy z wielu), jaki dostał od cioci Ewy i wujka Arka – wspaniałą lornetkę, przez którą będzie mógł wypatrywać zwierzęta! Zatem jedziemy do okazałego parku, gdzie ponoć żyją jelenie. Podekscytowany Gabryś wylicza wszystkie napotkane po drodze zwierzęta, ma kłopot, bo trochę ich jest. Największą atrakcją są widziane z daleka, głównie przez lornetkę, jelenie. Gabryś jest przeszczęśliwy!

 

Nowy dzień, nowe emocje – czeka nas wyprawa do West Midland Safari Park! Przy samym wjeździe dostajemy specjalny pakiet, w tym mapę oraz karmę dla zwierząt. Tak, w niektórych sektorach można bowiem karmić dzikie zwierzęta, podsuwając im pod nos smakołyki, coś a’la chrupki! Wjeżdżamy naszym super autem na teren parku. Obowiązuje tam podstawowa zasada – jedzie się powoli wyznaczonymi ścieżkami, przez cały czas nie wolno opuszczać samochodu, a w pewnych sektorach (głównie tych z wielkimi kotami), obowiązuje zakaz otwierania okien. Gabryś jest bardzo podekscytowany, a jego emocje udzielają się wszystkim. Szkoda tylko, że pogoda (w tym padający co chwilę deszcz) powoduje, że niektóre zwierzęta najzwyczajniej się chowają przed deszczem.

 

Gabryś wykazuje się niezwykłą wiedzą na temat spotykanych zwierząt, widać, że to jego prawdziwa pasja. Największą atrakcją okazuje się karmienie dzikich kóz, jeleni czy innych kopytnych, które wręcz domagają się swoich przysmaków i bez obawy podchodzą do zatrzymujących się samochodów. Gabryś ani przez chwilę nie boi się i śmiało wyciąga rękę przez okno, aby nakarmić zwierzaki.

 

Po zwiedzeniu parku, już pieszo, idziemy do wesołego miasteczka, gdzie czekają na nas liczne atrakcje. Jest ich tyle, że Gabryś w pierwszej chwili ma problem z decyzją co wybrać. W końcu angażuje wujka Arka i razem szaleją na karuzeli z armatkami wodnymi, a później wciągają ich automaty pożerające 2 pensówki! Na zasłużony obiad (a raczej obiadokolację) jedziemy do Birmingham. Tam poznajemy znajomych Ewy i Arka - Izę i Macieja, którzy także przyczynili się do spełnienia marzenia Gabrysia.

 

Podczas gdy my „dorośli” próbujemy w skupieniu obejrzeć mecz Polska-Czechy (no bo przecież w Polsce trwa Euro 2012), Gabryś ma o wiele ciekawsze zajęcie. Razem z dziewczynkami - Kamilą, Anastazją i Vanesą - wymyśla nowe gry. Gdy późnym wieczorem dojeżdżamy do domu, wszyscy jesteśmy wyczerpani. po tak emocjonującym dniu. Przygód w Safari Parku mamy kolejną porcję, bo nazajutrz wykorzystujemy darmowy bilet wstępu (tzw. free return ticket) i raz jeszcze udajemy się na spotkanie z dzikimi zwierzętami. Na szczęście pogoda tym razem nie kaprysi. Żyrafy beztrosko spacerują po parku i z ciekawością zaglądają przez przeszklony dach naszego auta.

 

Kolejny dzień to kolejne atrakcje. Wyruszamy w świat czekolady i zwiedzamy fabrykę Cadbury, a później w Birmingham zapoznajemy się z morskimi stworzeniami w Sea Life Park. Gabryś jak zwykle zaskakuje wiedzą. Kto wie na przykład jak przychodzą na świat koniki morskie? Hmmm.... A Gabryś zna odpowiedź! Wybieramy się jeszcze na krótki spacer po Birmingham (to drugie po Londynie największe miasto Anglii). Raz jeszcze spotykamy się z Vanesą i Anastazją oraz ich mamą Michaliną. Gabrysia bardzo chciała poznać też Angielka Samantha, która sprezentowała chłopcu niespodziankę – wielki biały kapelusz!

 

Nasz pobyt zbliża się nieubłaganie do końca. Zwiedzamy jeszcze miasteczko Derby oraz wpadamy na pożegnalny obiad do cioci Toli, która prowadzi w Doncaster restaurację z polską kuchnią! Tu czeka kolejna niespodzianka. Ciocia Tola oprócz pysznego obiadu ma dla Gabrysia prezent (chyba to autko wyścigowe sterowane pilotem). Po posiłku zostaje uroczyście wręczony dyplom spełnionego marzenia. Kiedy próbuję czytać treść dyplomu słyszę i widzę kątem oka szlochające ciocie, aż głos mi się łamie, bo to bardzo wzruszający i piękny moment. Gabryś oprócz dyplomu dostaje też tort w kształcie małpki! Jeszcze pamiątkowe zdjęcie i już prawie mamy wychodzić z restauracji, a tu wujek Piotr woła Gabrysia i daje mu jakiś magiczny prezent. Tak to już jest, że każdy kto pozna naszego marzyciela jest nim zauroczony i chce mu wręczyć coś od siebie. W ten sposób nasz niewielki bagaż nie jest już taki niewielki w drodze powrotnej.

 

To już koniec przygody w zielonej, pięknej Anglii. W imieniu swoim, Gabrysia i jego mamy pragnę serdecznie podziękować wszystkim cudownym osobom, które przyczyniły się do spełnienia marzenia – tym, których poznaliśmy osobiście (Izie i Maćkowi i ich córce Kamili, Michalinie i jej córkom Vanesie i Anastazji, cioci Toli i wujkowi Piotrowi) oraz sporej grupie anonimowych darczyńców z portalu Moja Wyspa. W szczególności dziękuję "Effce-Konewce" i Arkowi, za to jacy są wspaniali – słowa nie są w stanie wszystkiego wyrazić! Dziękuję firmie Dellner Couplers, za udostępnienie nam samochodu, którym przemierzyliśmy łącznie około 750 mil! Dziękuję hotelowi Sheraton w Poznaniu, za ugoszczenie Gabrysia i jego mamy po nocnym wylądowaniu w Poznaniu.

Gabrysiu, dziękuję za Twoje cudowne marzenie i niesamowite dni, które razem przeżyliśmy.