Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2010-08-14
Pokój Michała wyróżnia się nie tylko tym, że znajduje się na jego, Michałka ulicy. Królestwo chłopca wiele o nim mówi. Gdy wchodzimy do środka czujemy, jakbyśmy czytali książkę o chłopcu, który ma wiele pasji. Jest więc w nim cała szafka z mnóstwem gier na półkach oraz inna, z książkami. Nad łóżkiem chłopca latają samoloty, przywieszone na sznureczkach. Są więc helikoptery i „dwuskrzydłowce”, są wojskowe odrzutowce i pasażerskie śmigłowce. A na jednej z szafek wiszą szaliki. Biało czerwone szaliki kibiców piłkarskich. Jeden, fana Manchesteru i drugi, kibica reprezentacji Polski. A na innej szafce siedzi pluszowy słoń, z czapką kibica naszej reprezentacji na głowie.
Michał lubi historię, przyrodę i geografię, zna flagi wszystkich państw świata, i choć do matematyki nie pała wielkim uczuciem, nie przeszkadza mu to mieć bardzo dobrych ocen z tego przedmiotu. Lubi też samoloty. Wszystkie. Ale największy uśmiech na jego twarzy budzi sport. Siatkówka, Koszykówka, Lekkoatletyka, chyba żadna dyscyplina nie jest mu obca. Jednak nic nie rozpala go tak bardzo, jak piłka nożna. Codziennie rozgrywa mecze na ekranie swojego komputera. Zna wyniki i gwiazdy tych prawdziwych piłkarskich boisk i o piłce mógłby długo, długo rozmawiać. Czym jest jednak mecz rozgrywany w wirtualnym świecie, lub ten, toczący się za szybą telewizora, w porównaniu do tego rozgrywanego na dużym piłkarskim stadionie, na którym wraz z innymi kibicami można krzyczeć, czuć zapach trawy i słyszeć krzyki trenera kierującego piłkarzami?
Michał ma takie marzenie. Największe marzenie. Żeby uczestniczyć w meczu piłki nożnej swojej ulubionej drużyny. Legii Warszawa. I zwiedzić Warszawę. Bo w Warszawie jest tyle rzeczy do zobaczenia, a Michał jest tak bardzo ciekawy świata. Pomożecie nam spełnić to największe marzenie Chłopca?
spełnienie marzenia
2010-08-27
Zanim wyjechaliśmy z Brzozowa baliśmy się, że mokrą, zalaną deszczem Warszawę będziemy oglądać z okien samochodu, stojąc w korkach. W tym przekonaniu zdawała się nas utwierdzać pogoda towarzysząca nam w drodze - chmury rozwiały się dopiero kilka kilometrów przed stolicą. Michał, choć zmęczony poprosił mamę, żeby go posadziła, bo chce zobaczyć Warszawę. Kilka chwil później, w Centrum ojców Barnabitów, niezwykle ciepło przyjął nas pan recepcjonista. Dojechaliśmy.
W piątek chmury aż do późnych godzin wieczornych przesuwały się po niebie, ale tylko chwilę przed meczem oglądaliśmy fajerwerki kropel oświetlonych potężnymi reflektorami, spadające na ziemię. Chwilę później już było sucho. Jednak zanim weszliśmy na trybuny, Michał kilka razy promiennie się uśmiechnął. Pierwszy raz wtedy, gdy kapitan Legii Warszawa - Ivica Vrdoljak wręczył mu koszulkę klubową i karty ze zdjęciami i z podpisami piłkarzy Legi. Później śmiał się prawie na całego, gdy cała drużyna podeszła do niego by mieć z nim zdjęcie, oraz wtedy gdy z płyty boiska podziwiał ogromny stadion. A gdy wychodziliśmy po przegranym niestety spotkaniu ze stadionu, popatrzyłem na twarz Michała. Choć był bardzo zmęczony, wciąż się uśmiechał.
W sobotę od razu po śniadaniu pojechaliśmy do zoo. Gdy tylko Michał wjechał na swoim wózku za bramę ogrodu, sęp rozwinął przed nim swoje skrzydła, czwórka słoni pozowała przed Chłopcem w równym rzędzie i tylko do zdjęcia odwróciła się od obiektywu. Dalej, mrówkojad wyszedł ze swej jamy a tygrys z błyskiem w oku zaczął maszerować raz w jedną, raz drugą stronę po swoim wybiegu. Nawet pluszowy duży słonik podszedł by zrobić sobie zdjęcie z Michałem, a osiołki dawały się głaskać po nosach. Chłopiec zauważył, że nie ma tam bardziej dumnego zwierzęcia niż lew i widać, że to on tutaj rządzi. Wszystkiemu temu dziwili się znajomi Michała, którzy spędzili z nami cały ten dzień. Gdy oni chodzili do zoo, zwierzęta nie chciały tak chętnie pokazywać się ludziom...
Z zoo wycieczka skierowała się pod Zamek Królewski. Pod kolumną Zygmunta Michał mógł podziwiać chłopaków tańczących breakdance a w rynku czekała Syrenka. Jednak to nie warszawska starówka wzbudziła największy entuzjazm u Chłopca. Po obiedzie czekała nas wycieczka w trójwymiarową opowieść o Gru, światowej sławy przestępcy, który ukradł już Wieżę Eiffla (tę małą, z Las Vegas) i szykuje się do kradzieży księżyca. To był strzał w dziesiątkę. Od taty Michała, który co chwilę śmiał się z zabawnych sytuacji, w które niechybnie wplątywał się Gru, aż po samego Chłopca, wszyscy rozbawieni wyszli z kina. Przedtem jednak państwo z obsługi zaprosili nas do projektorni, gdzie podglądaliśmy jak pracuje serce każdego kina.
Po wizycie w zoo i na warszawskiej starówce, oraz filmie, ciągle było nam mało Warszawy. A skąd można zobaczyć więcej stolicy niż z ostatniego piętra hotelu Mariot?
W niedzielę miało się już nic nie wydarzyć. I od rana nic szczególnego się nie działo. Śniadanie. Pakowanie. I: „Do zobaczenia Warszawo!!!". Jednakże w drodze postanowiliśmy się zatrzymać na parkingu, żeby odpocząć. Dziwny był to parking. Dużo samochodów, ludzi, sprzedawcy sprzedają balony a przy drodze... stoi dinozaur! Zupełnie przez przypadek weszliśmy do Parku pełnego tych prehistorycznych gadów. Michał nie pozwalał nam przejść obojętnie obok żadnego z nich. Wcześniej, gdy jechaliśmy do Warszawy zapytał z nadzieją w głosie: Mamo kiedy pojedziemy zobaczyć dinozaury?
To był taki weekend, którego nikt z nas nie zapomni. Michał pytany przeze mnie, co mu się najbardziej podobało? Odpowiadał "Wszystko!". A ja nigdy nie zapomnę, jak uśmiechał się wtedy, gdy po skończonym meczu szliśmy do samochodu i tego, gdy wzruszony żegnał się ze mną w Rzeszowie.
Pamiętaj Michale: Nigdy nie przestawaj marzyć!!!
Marzenia Michała nie spełnilibyśmy bez pomocy:
Klubu Piłkarskiego Legia Warszawa S.S.A. a szczególnie bez pomocy pana Wojciecha Hadaja - dzięki któremu Michał spotkał się z piłkarzami, zobaczył stadion i mecz Legii z Bełchatowem.
Centrum Kulturalnego Ojców Barnabitów, które zupełnie za darmo gościło nas u siebie, racząc pysznymi również nieodpłatnymi posiłkami.
Miejskiemu Ogrodowi Zoologicznemu w Warszawie, który bezpłatnie wprowadził nas w swoje podwoje.