Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2007-10-16
Przywitała nas wysoka blondynka o ładnym uśmiechu, zaprosiła do środka i ugościła, (troszkę z pomocą Pani Mamy), ciastem pysznym i napojami. Najpierw pytaliśmy o zainteresowania, próbując w myślach troszkę odgadnąć marzenie. Potem opowiadaliśmy o fundacji, o marzeniach i o naszych możliwościach. A następnie zapytaliśmy o największe marzenie Justynki. Chwila namysłu i.
"Chciałabym zobaczyć Myszkę Mickey i Kaczora Donalda w Disneylandzie, a także Wieże Eiffla".
Siostra Marzycielki wprawdzie zaczytana, wraz z wolontariuszką Basią, w książeczce o krówkach, kurkach i kotkach, również uśmiechała się na myśl o rodzinnych wakacjach we Francji. Obiecaliśmy, że postaramy się jak najpiękniej spełnić Justunki marzenie, lecz dopiero na wiosnę, gdyż tak sobie zapragnęła Marzycielka.
spełnienie marzenia
2008-10-17
To był prawdziwy maraton zwiedzania - nie mogło być inaczej, skoro Justynka wyznała: "Od dziecka marzyłam, żeby zobaczyć Paryż". Po takim oświadczeniu nie pozostawało nic innego jak najwięcej jej tego Paryża pokazać. Już pierwszego dnia, porzucając bagaże w naszym urządzonym we francuskim stylu lokum, pognaliśmy na Pola Elizejskie pooddychać wielkim światem, a potem na Łuk Triumfalny, z którego chyba najlepiej widać, jak regularnie zbudowany, piękny i zielony jest Paryż. Justynkę oczywiście zachwyciła wieża Eiflla, dumnie wznosząca się nad paryskimi kamieniczkami. Mając całe miasto niemal na wyciągnięcie ręki, mogliśmy zaplanować, co zobaczymy. No więc pójdziemy tu, tu i jeszcze tu. No i koniecznie taaaam daleko... Plan zwiedzania mieliśmy gotowy...
I udało się: przespacerowaliśmy się Placem Inwalidów i Polami Marsowymi, wjechaliśmy na wieżę Eiffla i z głową w chmurach podziwialiśmy miasto, popłynęliśmy w rejs Sekwaną, wjechaliśmy małym wagonikiem na wzgórze, gdzie stoi katedra Sacre-Coeur, przechadzaliśmy się uroczymi zakamarkami Montmartru i Dzielnicy Żydowskiej, podziwialiśmy, jak niezmordowanie kręci się wiatrak na Moulin Rouge, wreszcie delektowaliśmy się sztuką w Luwrze i podziwialiśmy niezwykłe budowle na wyspie Cité - Katedrę Notre Dame i kaplicę Saint Chapelle, której witraże - szczególnie kiedy zaczynają przez nie przebijać promienie słońca - mienią się tęczowo.
Był też czas na zabawę w Disneylandzie. Atrakcji było co niemiara, więc biegaliśmy pomiędzy czterema krainami, na które podzielone jest to niesamowite miejsce. Przeżyliśmy wyprawę z Indianą Jonesem, daliśmy się wystrzelić w kosmos, byliśmy świadkami walk piratów z Karaibów, odwiedziliśmy statek kapitana Nemo, pływaliśmy po krainie bajek, "pędziliśmy" tamtejszą kolejką, szukaliśmy wyjścia z zielonego labiryntu. I choć pogoda nie była wymarzona, świetnie się bawiliśmy.
Wreszcie nadszedł dzień wyjątkowy, czyli urodziny Justynki. Dzięki Ewelinie - naszemu dobremu duchowi w Paryżu - wszystko było jak należy - pięknie przystrojony stół, balony, szampan bezalkoholowy i oczywiście tort ze świeczkami. Radośnie było i słodko.
A potem, no cóż, potem trzeba się było pakować i wracać. Pożegnaliśmy się jeszcze z rozświetloną nocą wieżą Eiffla. mając nadzieję, że kiedyś wrócimy do Paryża, bo przeciez atrakcji tu jeszcze na niejeden marzeniowy wyjazd.