Moim marzeniem jest:

wyjazd do Disneylandu

Maciek, 16 lat

Kategoria: zobaczyć

Oddział: Olsztyn

Status marzenia: spełnione

pierwsze spotkanie

2009-06-17

W pochmurny czwartek wybrałyśmy się w odwiedziny do naszego nowego Marzyciela Maćka. Od progu przywitała nas Jego uśmiechnięta buzia! Maciek jest pogodnym piętnastolatkiem, któy bardzo lubi malować. Wiedziałyśmy o tym już wcześniej od Jego mamy, dlatego prezent jaki Mu przygotowałyśmy był tzw. "strzałem w dziesiątkę". Maciek dostał od nas sztalugi i farby. Radości nie było końca. Nasz Picasso uwielbia malować kwiaty - oczywiście z myślą o swojej mamie. Obiecał jednak, że i dla nas coś stworzy. Trzymamy za słowo!

Mama Małgosia i tata Piotr to naprawdę świetni i wspierający się ludzie. Lubią sport i aktywny wypoczynek. Maciek pokazywał nam swoje liczne nagrody zdobyte na różnych zawodach. Kiedy wraca zmęczony z kolejnym trofeum, w domu czeka na niego Jego ulubione danie, przygotowane specjalnie dla Niego przez brata Grzegorza. Co to takiego? To budyyyyyyń!! Prawda, że smacznie? Tylko pozazdrościć! Maciek ma zresztą wokół siebie samych dobrych ludzi. Pozdrawiamy szczególnie jego wychowawczynię.

Maciej to gaduła, i czas nam szybko upływał. Kiedy wreszcie doszłyśmy do momentu wybrania marzenia, nie było żadnych problemów. Maciej marzy, żeby wraz ze swoją rodziną poczuć magię i zaszaleć w parku Disneya! Uwaga Paryżanie, ta rodzina można naprawdę dać czadu! 

spełnienie marzenia

2010-06-01

Dnia 1 czerwca, po wielogodzinnych przygotowaniach do wytęsknionej wyprawy razem z całą rodziną siedzieliśmy jak na szpilkach i czekaliśmy na samochód, który miał zawieźć nas na lotnisko w Gdańsku. Gdy w końcu kilkanaście minut po dziewiątej zadzwonił domofon, zeszliśmy na dół. Ulokowawszy się wygodnie w zielonym, dziewięcioosobowym busie ruszyliśmy w trasę. Naszym pierwszym przystankiem było mieszkanie Anety, jednej z wolontariuszek, które z nami jechały. Następnie pojechaliśmy po Gosię, a stamtąd prostą drogą do Gdańska. Oczywiście nie obyło się bez małych przygód – po drodze, na około pół godziny zatrzymaliśmy się w korku. Nasz kierowca bardzo sprawnie jednak go uniknął, wybierając inną trasę. Od tego momentu aż do przystanku na stacji w benzynowej w Elblągu niewiele pamiętam, gdyż pozwoliłam sobie na małą drzemkę. Wypiwszy kawę pojechaliśmy dalej. Na lotnisku w Gdańsku, gdy tylko oddaliśmy nasze bagaże, pozwoliliśmy sobie na chwilę wytchnienia i dopiero po chwili, razem z rodziną Załęskich ruszyliśmy w stronę naszego samolotu.

Po wszystkich rutynowych działaniach pracowników lotniska, mających na celu uniemożliwienie nam ataku terrorystycznego, w końcu udało nam się wsiąść do niewielkiego samolotu. Niestety, odebrano nam możliwość podziwiania pięknych widoków Ziemi z lotu ptaka, nad Gdańskiem bowiem rozpościerała się nieprzenikniona warstwa deszczowych chmur. Mimo to, dla osób takich jak my, które po raz pierwszy leciały samolotem, widok ten i tak był fantastyczny.

Będąc już w Beauvais, odzyskaliśmy nasze bagaże, zjedliśmy mały posiłek i wsiedliśmy do czerwonego autokaru, który zawiózł nas prosto do Disneylandu. Podróż trwała około dwóch godzin i gdy w końcu byliśmy w Hotelu L’Elysee, mój zegarek wskazywał godzinę 2130. Zjedliśmy pospieszną kolację i ruszyliśmy do swoich pokoi, aby odpocząć po podróży.

Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, pojechaliśmy do Disneylandu. Jako pierwszy nasz cel obraliśmy sobie Disneyland Park, który Maciek – Marzyciel – wybrał. Pierwszą atrakcją były śmieszne dwuosobowe rakiety, które wirowały. Maciek był bardzo zadowolony, gdyż sam mógł ustalać wysokość na której leciała jego rakieta. Niestety mi nie udało się spróbować tej przyjemności, ponieważ zabrakło miejsca. Następnie po długim wyczekiwaniu w kolejce cała nasza piątka wsiadła do dwuosobowych samochodów aby przejechać po pełnym zakrętów torze. Macieja niestety bardziej interesowała okolica niż kierownica, co miało wpływ na szczególne doznania mamy, która jechała z nim na miejscu pasażera. Przejażdżkę jednak można spokojnie zaliczyć do udanych. Niepostrzeżenie nadszedł czas obiadu, udaliśmy się więc do restauracji gdzie cała nasza grupa miała zarezerwowany stolik. Korzystając z bogatego szwedzkiego stołu napełniliśmy swoje brzuszki. Nie obyło się jednak bez eksperymentów – ja i mama postanowiłyśmy spróbować ślimaków i muli, które dziwnym trafem nie przypadły nam do gustu.

Potem wyruszyliśmy na dalsze zwiedzanie. Będąc w parku tematycznym Adventureland pozwoliliśmy sobie na bardziej emocjonujące przeżycie – mianowicie zdecydowaliśmy się na przejażdżkę roller coasterem. Maciej wolał przyglądać nam się z „zewnątrz”. Potem poszliśmy na przystań z której wypłynęliśmy w krótki rejs statkiem „Marc Twain”. Następnie udaliśmy się do domu strachów, gdzie siedząc wygodnie w fotelach zwiedzaliśmy upiorną posiadłość. Ze wszystkich kątów patrzyły na nas strachy, duchy i inne zmory. Nieuchronnie zbliżał się koniec dnia, poszliśmy na więc na miejsce zbiórki i wróciliśmy do hotelu.

Następnego dnia ponownie znaleźliśmy się w Disneylandzie, tym razem poszliśmy do Walt Disney Studio, gdzie znajdowały inne atrakcje. Udało nam się m.in. „przelecieć” Latającym Dywanem Alladyna, gdzie usiedliśmy w cztery osoby. Lot był fantastyczny, pod nami rozpościerał się widok na całe Walt Disney Studio. Wszyscy byliśmy bardzo zadowoleni, mimo, że nie dało nam to zbyt dużego zastrzyku adrenaliny. Następnie poszliśmy na przejażdżkę na karuzeli z bajki Auta, której nagłe zakręty i prędkość były nieprzewidywalne. Postanowiliśmy też obejrzeć pokaz kaskaderki filmowej na niewielkim stadionie. Pokaz był zdumiewający oraz ciekawy i zaskoczył nas wszystkich różnorodnymi sztuczkami. Mieliśmy świetne miejsca w pierwszym rzędzie, dzięki czemu żaden szczegół pokazu nam nie umknął. Razem ze starszym bratem postanowiliśmy wypróbować Roller Coaster Aerosmoth, który dostarczył nam naprawdę niezapomnianych wrażeń. W ten sposób zakończyliśmy pełen atrakcji dzień i wróciliśmy do hotelu aby odpocząć przed czekającą nas wyprawą do Paryża.

Wsiadłszy do metra w piątkowy poranek, jeszcze nieco zaspani, ruszyliśmy w stronę centrum stolicy Francji. Wysiedliśmy pod Łukiem Tryumfalnym i przesiedliśmy się do wycieczkowego autobusu w którym zajęliśmy miejsca na dachu. Bezlitosne słońce sprawiło, że Maciej nie odczuwał przyjemności z wycieczki. Jedynie starsi i zainteresowani fotografią architektury byli zadowoleni. Po przejechaniu całego miasta i obejrzeniu z zewnątrz wszystkich najważniejszych zabytków, wróciliśmy do punktu wyjścia, skąd Maciek wraz z rodzicami wrócił do hotelu. Reszta natomiast udała się na wyprawę po Paryżu. Dotarliśmy do katedry Notre Dame i zafascynowani jej wspaniałą architekturą zrobiliśmy mnóstwo zdjęć. Następnie udaliśmy się do Pompidou gdzie podziewialiśmy niezwykłe budownictwo tego obiektu. Pozwoliliśmy sobie na Rappe i chwilę wytchnienia w cieniu cetrum handlowego. Dzień ten był bardzo męczący, więc szybko wróciliśmy do hotelu. Ponieważ nie wykorzystaliśmy całego czasu i obejrzeliśmy tylko małą część Paryża, zdecydowaliśmy się na nocną wyprawę aby jeszcze raz obejrzeć Paryż pod osłoną nocy.

Następnego dnia pakowaliśmy się już do odjazdu. Kilka wolnych godzin na zakupy i o 13 wyjechaliśmy dwoma samochodami na lotnisko. Po standardowych procedurach wkrótce siedzieliśmy już na swoich miejscach. Tym razem pogoda nam dopisała i świetnie widzieliśmy Ziemię pod nami. Bezpiecznie dolecieliśmy do Gdańska a stamtąd tym samym busikiem wróciliśmy do domu.

Była to niezapomniana podróż i na pewno każdy z nas będzie ją długo pamiętać – choćby ze względu na liczne pamiątki z Disneylandu, które teraz są obecne w naszym domu.

 

Alicja, siostra Maćka