Moim marzeniem jest:
pierwsze spotkanie
2010-03-07
07.03.2010 r. o godz. 16.00. zameldowaliśmy się na Oddziale Onkologii i Hematologii w Prokocimiu. Przyjął nas Łukasz, „dowódca oddziału”, fan Polskich Sił Zbrojnych, pasjonat militariów i fundacyjny marzyciel przy okazji?.
Jego wiedza na różne wojskowe tematy zaskoczyła nie tylko mnie, z racji płci laika w tej materii, ale myślę że także i Tomka?. Łukasz z zainteresowaniem przeglądał lodołamaczowe albumy o broni, czołgach i myśliwcach, dorzucając trafne komentarze do zdjęć. Choć jest dopiero w gimnazjum, już wie, że wojsko jest tym, czym chce się w życiu zajmować i jego celem na początek jest liceum z poszerzonym przysposobieniem wojskowym (brzmi bardzo groźnie i bojowo jak dla mnie;p).
Przeczuwaliśmy z Tomkiem, że ktoś o takich nietuzinkowych zainteresowaniach ma nietuzinkowe marzenia. Musieliśmy tylko Łukasza trochę ośmielić, żeby je z niego wydobyć. Pierwsza rzecz to oczywiście wyzdrowieć – czym zajmują się lekarze i co, nie wątpimy w to, nastąpi. A kiedy już nastąpi, Łukasz bardzo chciałby wrócić do formy w swojej garażowej siłowni, w której przydałoby się parę sprzętów. Od tego momentu żywo rozmawialiśmy o gruszkach i atlasach… O bieżniach, o dystansach… O wszystkim, co pomaga budować siłę i tężyznę fizyczną!
Dzięki Łukaszowi zyskałam przekonanie, że jeżeli ludzie tacy jak on będą służyć w naszej armii, możemy spać spokojnie?.
spełnienie marzenia
2010-06-26
26 czerwca był dniem, którego już od jakiegoś czasu wielu nie mogło się doczekać, zwłaszcza jeden 16-latek i to nie tylko ze wzgl. na początek wakacji… Właśnie tego dnia miało spełnić się jedno z jego wyjątkowych marzeń.
Droga do Woli Baranowskiej, miejsca zamieszkania naszego Marzyciela, zajęła nam ok. 4 godz. (taki skrótJ). Pod dom Łukasza zajechaliśmy w końcu konwojem trzech samochodów: jechali wolontariusze, sponsorzy i dobry przyjaciel Fundacji, który transportował to, co najważniejsze – sprzęty do siłowni.
Łukasz i jego rodzina bardzo ciepło nas przywitali. Pogawędki musieliśmy jednak odłożyć na później, bo na montaż czekało całe wyposażenie Łukaszowej siłowni. Na jakiś czas zanurzyliśmy się więc w śrubkach, tulejkach, nakrętkach, całym mnóstwie metalowych tudzież plastikowych elementów. Z pewnością utonęlibyśmy na dobre, gdyby nie pomoc naszych sponsorów, którzy aktywnie włączyli się w spełnienie marzenia. Kamila ze swoją chłodną logiką i Marcin ze swoim stoickim spokojem znacząco przyśpieszyli naszą pracę. Pomagał nam także Łukasz, który choć osłabiony, nie mógł przecież spokojnie czekać na efekt końcowy. A efektem końcowym była siłownia z prawdziwego zdarzenia. Atlas, bieżnia i orbitrek w towarzystwie worka i gruszki bokserskiej dumnie się prezentowały. Widać było pełną satysfakcję i zadowolenie naszego Marzyciela!
Pozostały czas wykorzystaliśmy na to, żeby jeszcze nacieszyć się z Łukaszem siłownią, wspólnie pożartować i pośmiać. Niestety, czas jest nieubłagany. Najpierw odjechali sponsorzy. Potem i my musieliśmy ruszyć w drogę. Pogodny uśmiech Łukasza przekonywał nas jednak, że zostawiamy go szczęśliwym. I dzięki niemu my też byliśmy dużo szczęśliwsi.