Moim marzeniem jest:
Dochód z koncertu Czesława Mozila
pierwsze spotkanie
2010-02-28
W jedną bardzo wietrzną niedzielę wyruszyliśmy bardzo pozytywną ekipą (w składzie Piotr, Ewelina, Mariusz, Aga no i ja znaczy się Asia) w baaardzo długą i śmieszną podróż do dwóch naszych marzycielek. Po dotarciu do podcelu czyli Starego Sącza ekipa podzieliła się do dwóch marzycielek. Tak trafiłam z Piotrem do Ani. Zostaliśmy przywitani przez rodzinkę i kotkę Mruczkę pysznym poczęstunkiem w trakcie, którego rozważaliśmy ostatnie starcie Justyny Kowalczyk. Ania okazała się być początkowo bardzo skryta i zdaje się speszona, ale po jakimś czasie udało nam się nawiązać kontakt i nawet pożartować. Długo nie mogliśmy wyciągnąć od Ani najważniejszego a więc jej marzenia, co w główce się tworzyło ale do nas nie wychodziło. Zaczęliśmy się więc bawić w zgadywanego i to bardzo Ani się spodobało. Od pytania do odpowiedzi okazało się, że największym marzeniem Ani jest tygrys taki, żeby mógł sobie leżeć obok jej łóżka i był zawsze mały. Ania podarowała nam pięknego wyklejanego tygrysa, który miał być wszakże kotkiem ale Ania dokleiła mu paski i tak zamienił się w dzikiego zwierzaka;) Drugim marzeniem Ani jest laptop. Trzeba tu jeszcze wspomnieć o braciszku Ani Szymku, który skakał, zaczepiał i ciągle się uśmiechał. Cała rodzina zrobiła na nas wielkie wrażenie. Zapewne ta wizyta pozostanie już w naszej pamięci.
Dziękujemy i trzymamy mocno kciuki za Anię.
spotkanie
2010-02-28
Ania ma 7 lat, a doświadczeń “życiowych”, którymi można by było obdzielić wiele dzieci. Los nie oszczędził jej wyzwań. Teraz z odwagą i determinacją walczy ..... o życie. To co “dorosłych” blokuje a czasem załamuje ona przyjmuje na swoje ramiona. I co nas urzekło: jest nad wiek dojrzała, ale jej piękny śmiech potrafi ścisnąć za serce....
Ania umie marzyć. Marzyć przez duże “M”. To cudowna cecha dająca ludziom wielkim rozpęd i siłę aby zmieniać to, co innym wydaje się niemożliwe. Pozwala im sięgać gwiazd.
Marzenie Ani płynie z serca. Kocha zwierzęta. Ma w domu 2 kotki, psa, i mniejsze zwierzątka....
Marzy o prawdziwym tygrysie, małym aby mógł mieszkać w domu... Jesteśmy zaskoczeni i bliscy tłumaczenia, że to tylko w bajkach...! Ania nie daje za wygraną. Spokojnie daje nam poznać, że takie jest jej marzenie.
Przypomina nam się powiedzenie, że lepiej żyć jeden dzień jak tygrys, niż sto dni jak owca. ... Mamy wiarę w to, że siła naszych marzeń może czynić cuda.
Cóż, skoro sprawy tak sie maja zaczynamy szukać. I okazuje się, że .... na świecie już byli tacy, co o tym marzyli. Krzyżowali tygrysy z kotami, aby uzyskać Toygera - zwierzę o domowym usposobieniu, wielkości kota i wyglądzie tygrysa. I są już blisko osiągnięcia tego celu. Blisko, ale jeszcze trochę trzeba zaczekać, a Ania nie ma czasu....
spotkanie
2010-07-24
Ani kotce urodziło się 8 kociąt. Trzeba było zdecydować co z nimi zrobić. Chciała je zatrzymać, ale w domu nie ma warunków na trzymanie 10 kotów. Więc zaczęły się negocjacje.... Na koniec ukazały się 2 alternatywy:
1) oddać kotki i dostać “tygryska”
2) pozostawić 2 z 8 kociąt.
Ania postanawia nie oddawać tych, którzy już są częścią jej świata. Rezygnuje z marzenia o posiadaniu tygrysa, aby dać żyć swoim podopiecznym.
I wtedy odżywa to, o czym już wcześniej była kilkakrotnie mowa: Ania chce spotkać tygrysa. Ale spotkać tygrysa prawdziwego...Dużego. Tu nie chodzi o ZOO. Tygrys powinien być wolny.
Znowu szukamy i okazuje się, że Safari w Hiszpanii spełnia marzenie Ani. Są tam różne dzikie zwierzęta, przebywające w dużych przeznaczonych dla nich rejonach, na łonie przyrody.
Po rozmowie z Anią okazuje się, że TO JEST TO. Odnotowujemy nasz cel:
“Pojechać na spotkanie z Tygrysem na safari do Hiszpanii.”
Wiemy juz co - teraz zabieramy się do pracy....
spełnienie marzenia
2011-06-05
Nasza drużyna składała się z 5-ciu osób: Ani, jej brata Szymona, Mamy, Taty i mnie.
Do Malagi jechaliśmy ok. 12h - biorąc pod uwagę odległość to relatywnie krótko, ale jednocześnie wystarczająco długo, aby być silnie zmęczeni. Z dużą ulgą rozlokowaliśmy się w pokojach domu wypoczynkowego. Resztę dnia spożytkowaliśmy na rozpoznanie terenu i wypoczynek po podróży.
Ania nie mogła pływać w morzu, dlatego czas dnia organizowaliśmy w 2-ch częściach: aktywny wypoczynek w ośrodku oraz wycieczka.
Nad wodą było wspaniale. Pogoda dopisała, więc taplaliśmy się przy brzegu, woziliśmy Anie w zaimprowizowanym pontonie-dużym kole ratunkowym, szukaliśmy muszli, graliśmy w różne gry.
W ramach wycieczek odwiedzaliśmy okoliczne atrakcje i oglądaliśmy zwierzęta: dzikie ptaki, morskie ryby i inne stwory wodne. Chodziliśmy w góry. Ania okazała się bardzo dzielnym piechurem. Jako bardzo ambitna młoda osoba, nie ustępowała nam ani na krok.
W piątek odwiedziliśmy lokalny kościółek - zobaczyliśmy i usłyszeliśmy cudowne śpiewy i ludowe tańce tego regionu Hiszpanii.
Najważniejsza wizytę tej wyprawy, czyli wizytę w Parku Safari, podzieliliśmy na 2 części.
Pierwszego dnia przemierzyliśmy cały park samodzielnie. Odwiedziliśmy większość jego zakątków. Biegające przed samochodem strusie, spacerujące po zboczach bizony i lamy, rodziny wielbłądów spędzające czas ze swoimi małymi, słonie i nosorożce wyglądające potężnie i groźnie, wesołe małpki oraz oczywiście najważniejsze: tygrysy i lwy. Dla bezpieczeństwa tygrysy były za szklanymi szybami, a lwy, mające bardzo duży obszar dla siebie, leżały daleko w dolinie w cieniu drzewa...
Pewną rekompensatą był przechadzający się w niedużej od nas odległości wspaniały gepard oraz rysie. Ale pewien niedosyt spotkania z tygrysem i lwem pozostał...
Z okazji Dnia Dziecka Ania oraz jej brat Szymon skorzystali z atrakcji przygotowanych w parku dla dzieci: zjazdu na linie, skoków na trampolinie oraz strzelania z łuku.
Nadszedł drugi dzień Safari. Tym razem mieliśmy przewodniczkę Anę i samochód do dyspozycji. Ana mówiła pięknym angielskim i wiedziała bardzo dużo o życiu i zwyczajach zwierząt.
Zaczęliśmy od... karmienia małpek. W sposób cudowny i delikatny odbierały od Ani plasterki banana. A gdy Ana schowała kawałek banana do kieszeni, natychmiast wsadziły do niej łapki i szybko wyłuskały jedzenie.
Pełne zaskoczenie stanowiło dla nas karmienie lemurów. Co prawda Ana uprzedziła nas, że będą na nas wchodziły (!) ale tempo tego „wchodzenia" a raczej oblegania nas J było wspaniałym i zabawnym przeżyciem. Wchodziły na nasze barki, plecy, a jeden ulokował się na Ani głowie i ani myślał zejść. Dopiero kawałek banana i interwencja Any spowodowały uwolnienia naszej Ani.
Dalej było równie dużo emocji. Ania karmiła własnoręcznie: nosorożca, słonia, żyrafę (żyrafę poprzez podanie pokarmu wprost do pyska - z reki lub z ...... z własnych ust !!!!). Jeździła na wielbłądzie. Dotykała i nosiła na sobie ogromne węże: pytona, boa i wyglądającego na bardzo jadowitego węża mlecznego. Było cudownie...
Najważniejszym jednak punktem było spotkanie z Tygrysem i Lwem.
I to jakie spotkanie. Od ważącego 200 kg tygrysa dzieliła nas tylko jedna krata, a Ania.... podawała mu jedzenie... brrrrr .... To budziło grozę. Zwłaszcza, że usłyszeliśmy tragiczną opowieść o panu opiekującym się takim tygrysem w innym parku, który nie dokładnie zamknął kratę.... brrr...
Ale Ania nie dała się przestraszyć i nakarmiła dwa tygrysy.
Spotkanie z lwami było co najmniej równie emocjonujące. I to nawet nie dlatego, że lwy są groźne. Ale po kolei.
Podjechaliśmy samochodem do tego samego co poprzednio terenu lwów. Nie było widać żadnego!!!
Nawet tam w dali gdzie ostatnio się wylegiwały, nie było teraz ani jednego. Jechaliśmy wzdłuż kraty i ..... nic. Jakieś 50m przed końcem ogrodzenia Ana powiedziała, że niestety, ale czasem, gdy jest gorąco lwy potrafią się tak schować, że nie da się ich znaleźć. Byliśmy rozczarowani.
Nagle przewodniczka Ana wydała okrzyk: SĄ!!!!
Nie tylko były, ale jakby czekały na Anię!!!!
Przy samej kracie, w narożniku dostępnym dla nas z dwóch stron - całe stado! Zatrzymaliśmy samochód. Ania wpatrywała się w lwy bez słowa. Chciałem zrobić zdjęcie, ale Ania nie reagowała na zachęty do odwrócenia się...
Zrozumieliśmy nieco później, że to był czas Ani i jej wymarzonych przyjaciół. Dostrzegliśmy też lekki ruch machających lwom rączek. To był BARDZO wzruszający moment.....
Na zakończenie, z wielką radością i uroczyście wręczyliśmy Ani Dyplom Spełnionego Marzenia.
To było prawdziwe SPOTKANIE . Na pewno będziemy go zawsze pamiętać i wspominać.